"Belgia to dziwny kraj". Kapitan reprezentacji nie mówi językiem kolegów, a to dopiero początek

Kacper Sosnowski
Belgowie, choć grają w koszulkach z tym samym herbem, to mówią różnymi językami, a ich fanom najłatwiej porozumieć się śpiewając po angielsku. A to tylko początek językowego galimatiasu najbliższych rywali Polski w Lidze Narodów. Wyjazdowy mecz w środę o 20.45, relacja na żywo w Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.

– Belgia to dziwny kraj – stwierdził Thibaut Courtois. – Jesteśmy jednocześnie Flamandami, Francuzami i Niemcami. Nie jest łatwo być nimi jednocześnie, ale myślę, że i tak jesteśmy w tym dobrzy – dodał. Courtois mógł się do tego przyzwyczaić. Od dziecka funkcjonuje w państwie podzielonym na dwie części. Strefę podziału najwyraźniej wyznacza język, a w szerszej perspektywie też historia i kultura. Flamandzka północ ma swoje szkoły, media, polityczne partie, a walońskie południe - swoje. Belgowie z północy mówią po niderlandzku (stanowią ok. 57 proc. ludności kraju), a ci z południa po francusku (ok. 40 proc.). Jest jeszcze część, która posługuje się niemieckim, oraz grupa migrantów, która nie mówi w żadnym z tych języków. Jaki ma to wpływ na reprezentacje kraju? Spory. Paradoksalnie być może dobrze się stało, że jej trenerem został w 2016 r. Hiszpan Roberto Martinez. Jak twierdzą sami piłkarze, angielskojęzyczny trener pozwala omijać napięcia międzykulturowe i wszyscy mogą się skupić na futbolu.

Zobacz wideo

Kapitan nie mówi w drugim ojczystym języku. "Bardzo żałuję"

Aby zrozumieć jak trudna i czasem absurdalna jest ta kulturowa i społeczna sytuacja, wystarczy przywołać pojęcie "walki językowej", które do dziś funkcjonuje w języku niderlandzkim. A owa walka trwa od wieków. I niemal od zawsze wzbudza skrajne emocje. Choćby ustawa z 2006 r., w której rząd jednego z regionów Flandrii wprowadził do prawa mieszkaniowego zapis obligujący wynajmującego nieruchomość do posługiwania się językiem niderlandzkim lub przynajmniej "wykazywania chęć jego nauki". Walońska skarga w tej sprawie znalazła się w Komitecie ds. Likwidacji Dyskryminacji Rasowej ONZ.

Obecnie w szkołach we Flandrii francuski język jest drugim obowiązkowym. W Walonii natomiast nie narzuca się nauki niderlandzkiego. Dane pokazują, że jest on wybierany przez uczniów dopiero w trzeciej kolejności. To sprawia, że Walonowie słabo mówią po holendersku, a Flamandowie trochę lepiej po francusku. Efekt tego jest taki, iż rośnie ich irytacja, że to oni bardziej starają się o dobrą komunikację z rodakami z południa. Ta prawidłowość widoczna jest też w piłkarskiej reprezentacji. Ta mniej więcej po połowie dzieli się na graczy z północy i południa, z tym że ci pierwsi są w lekkiej przewadze.

Piłkarze z Flandrii to choćby Kevin de Bruyne, Romelu Lukaku, Jan Vertonghen, Toby Alderweireld, Dries Mertens, a wśród tych z Walonii mamy Axela Witsela, Thomasa Meuniera, czy Edena Hazarda. Są też tacy gracze jak Thibaut Courtois, który urodził się we flamandzkiej Limburgii, ale jego ojciec pochodzi z Walonii, więc wielokulturowość zna od dziecka. To, że w Belgii obowiązują trzy języki urzędowe, w futbolu rodzi sporo problemów. Przed erą Martineza konferencje prasowe kadry Belgii były jednymi z najdłuższych, a federacja miała z nimi kłopot. Odbywały się po niderlandzku i francusku, ale nie przy tłumaczeniu symultanicznym, tylko następującym po sobie. Poza tym trzeba było kombinować (a czasem też umawiać się z dziennikarzami), by francuskojęzyczny piłkarz nie dostawał pytań od swych rodaków, których nie zrozumie, bo te będą np. zadawane po holendersku. Był też moment, że Belgowie organizowali dwie konferencje prasowe. Jedną po holendersku, drugą po francusku, a na każdej byli inni piłkarze i poruszano nieco inne tematy.

W obecnej kadrze Belgii też jest kilku graczy, których znajomość holenderskiego kończy się na "goedemorgen" i "vaarwel" (dzień dobry i do widzenia). Wśród tych najbardziej znanych są choćby Axel Witsel i Eden Hazard. Ten drugi jest kapitanem belgijskiej drużyny.

- Ja w ogóle nie mówię po holendersku i to jest jedna z tych rzeczy, których żałuję, szczególnie od kiedy jestem kapitanem. Zawsze chciałem się nauczyć choćby podstaw tego języka, ale nigdy nie miałem na to czasu - mówił belgijskim mediom. Przyznał, że jego koledzy-rodacy z Flandrii lepiej łapią francuski, więc często komunikuje się z nimi w tym języku. No, chyba że grupa jest większa i jest wśród nich sztab trenerski, wtedy wszyscy mówią po angielsku. Język Szekspira staje się zresztą rozwiązaniem potencjalnych problemów belgijskiej szatni. Problemów, których w przyszłości może być więcej.

Przy angielskim nikt nie zarzuci "forsowania jednego języka kosztem drugiego"

Według badania przeprowadzonego w 2015 r. przez Wolny Uniwersytet Brukselski, 70 proc. absolwentów wskazało, że ich poziom znajomości języka niderlandzkiego nie pozwoliłby im na pracę w tym języku. Jak zauważają belgijscy socjologowie, Walończycy i Flamandowie coraz częściej rozmawiają ze sobą po angielsku.

Angielski stał się też językiem reprezentacji narodowej Belgii. To, że kadrę prowadzi zagraniczny trener, który komunikuje się i robi odprawy po angielsku, nie jest czymś niezwykłym. Niedawno było tak też w polskiej kadrze za czasów Paulo Sousy. Choć wszystko inne, co dzieje się wokół belgijskiej kadry, mogłoby już nieco Polaków zaskoczyć. W polskich realiach trudno sobie było przecież wyobrazić Roberta Lewandowskiego, który w sali treningowej czy hotelowym korytarzu po angielsku daje rady Kacprowi Kozłowskiemu.

W kadrze Belgii Hazard mówiący do Vertonghena po angielsku nikogo z Belgów nie zdziwi. Bardziej dziwić może rywali. Zresztą tematem komunikacji w ekipie "Czerwonych Diabłów" zajęło się przy okazji mundialu w 2018 roku BBC. Pewnie dlatego, że podczas meczu z Anglikami dziennikarze, czy sami piłkarze z Wysp byli zaskoczeni, że ich rywale odzywali się do siebie po angielsku (mecz wygrali 2:0 i zajęli trzecie miejsce).

- Posługiwanie się angielskim jest dla nich bezpieczne - komentowała Suzanne Vanhooymissen, belgijska dziennikarka BBC. - Nikt nikomu nie zarzuci tworzenia bariery językowej czy forsowania jednego języka kosztem drugiego - wyjaśniała.

Zresztą po angielsku odbywa się też komunikacja belgijskiej federacji. W tym języku pisane są wszystkie posty na portalach społecznościowych. Po angielsku opisywane są też ich filmy na YouTubie. Co zwraca uwagę, to fakt, że spora część materiału jest robiona pod muzykę, nie słychać tam wielu interakcji między zawodnikami. O wymienności języków można było się jednak przekonać, gdy kadrę w jej bazie w Tubize odwiedził król Filip, a przewodnikiem spotkania z kadrą był Hazard.

Z językowym galimatiasem czasem mogą mieć problem też kibice, bo kiedy Flamandowie spotykają się z Walonami na trybunach, czy w strefach kibica, to, od jakich przyśpiewek i haseł rozpoczną doping? Może "Come on, Belgium!". Angielskie transparenty już mają. 

Belgijski filozof i ekonomista Philippe Van Parijs wyjaśniał kiedyś na antenie radia La Premiere, że "to, co dzieje się wewnątrz i wokół reprezentacji, jest odzwierciedleniem portretu społeczeństwa". Społeczeństwa, które nie ma jednego własnego języka, więc coraz częściej we wzajemnej komunikacji posługuje się angielskim. Ten język już stał się drugim najczęściej używanym w aż trzech belgijskich regionach.

- Nie jest to forma zdrady Belgii, tylko coś normalnego. Ważnego dla tego narodu w kontekście przyszłości i demokracji. Bo demokracja nie będzie mogła funkcjonować, jeśli ludzie nie będę mogli się ze sobą porozumiewać - argumentował Van Parijs.

Neutralny trener i belgijski kompromis

W tej scenerii selekcjoner Roberto Martinez, który jako piłkarz i trener w sumie kilkanaście lat spędził na Wyspach Brytyjskich i po angielsku mówi perfekcyjnie, może jawić się jako katalizator ewentualnych zgrzytów w reprezentacji Belgii. Zarzuty, które pojawiały się w mediach w 2016 roku na początku jego pracy z kadrą - dotyczące tego, że nie mówi w żadnym oficjalnym języku tego kraju – mogą być plusem.

- Jestem dla Belgów kimś neutralnym. Rozumiem ich zróżnicowanie i trudności, jakie sprawia fakt używania trzech języków, a w szatni dobra komunikacja jest najważniejsza. Jednak to, że nie mówię w ich językach, nie wpływa na moje decyzje, ja wybieram to co jest dobre dla belgijskiego futbolu. Ja mówię po hiszpańsku i angielsku, ale mam ambicje, aby rozumieć Belgów - mówił trener. Zdradził też, że pochyla się nad niderlandzkim.

Może lepiej, żeby go za szybko nie opanował, bo wtedy poszkodowana może być francuska część belgijskiej szatni. Na razie zatem angielski ma tam mocną pozycję, nawet jeśli traktować go jako "belgijski kompromis". To hasło od dekad funkcjonuje zresztą w społeczeństwie ("compromis a la Belg"). Belgowie mówią o sobie, że są mistrzami kompromisów, a niemal dwieście lat walońsko-flamandzkiej historii po odzyskaniu niepodległości to potwierdza.

Ostatnie sportowe wyniki Belgii pokazywały, że wieża Babel nie przeszkadza im w tym, by zostać jedną z najlepszych drużyn świata, obecnie notowaną na 2. miejscu rankingu FIFA. Belgowie grający w kadrze Martineza noszą tak samo diabelsko czerwone koszulki i mimo słabszego startu w rozgrywkach, wciąż są jednymi z faworytów do wygrania grupy 4. dywizji A Ligi Narodów. 

To zaktualizowana wersja tekstu, który ukazał się na Sport.pl 2 lipca 2021 roku, dostępnego TU.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.