To nie był przypadek, że Chrobry Głogów ograł Arkę Gdynia i pokonując ją na wyjeździe 2:0, zagwarantował sobie ostateczną szansę na awans do ekstraklasy. Drużyna prowadzona przez Ivana Djurdjevicia w sezonie zasadniczym dwukrotnie odprawiała nadmorski klub z kwitkiem i za każdym razem bez straty gola. Teraz tylko to potwierdziła. A 65-tysięczny Głogów ma historyczną szansę na ekstraklasę.
- Jestem zaskoczony tylko przebiegiem meczu. Trzeba bowiem powiedzieć obiektywnie, że w przekroju całego spotkania Chrobry był lepszym zespołem. Przede wszystkim pod względem taktycznym. Piłkarze tego zespołu po prostu nie pozwalali, aby Arka stwarzała sytuacje. Warto jednak zwrócić uwagę, że póki utrzymywał się wynik 0:0, obie drużyny były bez sytuacji, a potem strzelona bramka na tym poziomie i w tej wadze meczu zawsze dużo daje - ocenia w rozmowie ze Sport.pl Ireneusz Mamrot. Były trener obu drużyn, które zmierzyły się w półfinale.
I momentem zwrotnym rzeczywiście był gol do szatni, którego strzelili gospodarzom pomarańczowo-czarni. - Tutaj był ewidentny błąd środkowych obrońców Arki, a Chrobry to dobrze wykorzystał i od tego momentu mecz był pod ich kontrolą. Potem druga bramka, a w końcówce mogła być jeszcze jedna. Widać dużą stabilizację składu u głogowian. Długo grają w tym samym składzie i współpracują z tym samym trenerem. To jest na pewno ich handicap - ocenił szkoleniowiec, który przez ponad sześć lat prowadził głogowian. To dzięki niemu dolnośląskie miasto z trzeciej ligi przeniosło się na zaplecze ekstraklasy.
- Michał Michalec i Michał Ilków-Gołąb to są zawodnicy, którzy grali jeszcze, kiedy ja byłem w Głogowie. Oni grają od wielu lat i pamiętają jeszcze moment, w którym Chrobry zajął pierwszy raz szóste miejsce w lidze ze mną. Wtedy niestety nie było baraży, a ta drużyna była, a zaryzykuję to stwierdzenie, mocniejsza niż ta obecna. Wówczas zabrakło nam dwóch punktów do trzeciego miejsca. Obecna ma na pewno większy atut w postaci długiego grania w tym samym składzie. Kiedyś jednak w Głogowie częściej dochodziło do zmian. Budżet klubu był mniejszy i często zawodnicy grali rok, a później starali się uciec gdzieś wyżej do klubów z ekstraklasy, albo tych z czołówki pierwszej ligi. Teraz Chrobry może nie płaci najwięcej, ale sytuacja finansowa klubu jest na pewno dużo lepsza. Kontrakty są korzystniejsze i widać, że ta stabilizacja zaprowadziła ich do szansy walki o ekstraklasę - wyjaśnia Mamrot.
W niedzielę rewelacja rundy wiosennej zmierzy się na wyjeździe z obecnymi faworytami do awansu, czyli Koronę Kielce. Ekipa z województwa świętokrzyskiego w cuglach pokonała w czwartek Odrę Opole 3:0. Jedna z bramek wpadła po rzucie karnym. Zdaniem Mamrota sytuacja nie była do końca jasna.
- Nie uważam, że ten wynik oddaje do końca to, co działo się na boisku. W piłce też trzeba mieć odrobinę szczęścia. Najpierw jedna bramka, potem druga - rykoszet. Ten rzut karny to dla mnie trochę kontrowersja, bo jednak piłka odbija się od nogi i dopiero zahaczyła o rękę, ale zostawmy to już. Korona na pewno awansowała zasłużenie. Lekkie wskazanie w finale baraży na pewno jest na tę drużynę, bo grają u siebie i w dodatku półfinał grali także na własnym terenie. Chrobry jechał najpierw do Gdyni, a teraz stamtąd do Kielc, a to tylko trzy dni i końcówka sezonu, także może to mieć jakiś wpływ. Natomiast adrenalina i dobre nastawienie na to spotkanie mogą spowodować, że to nie będzie miało aż takiego wpływu - zastanawia się był trener Jagiellonii Białystok. - Korona na pewno jest pod większą presją, bo jednak w Kielcach oczekiwano bezpośredniego awansu. Chrobry zatem chce, Korona również, ale jednocześnie musi - dodał jeszcze.
Kibice polskiej piłki zastanawiają się, czy głogowskim klub jest gotowy na grę w elicie. Nie da się ukryć, że pomarańczowo-czarni nie dysponują aktualnie zbyt wysokim budżetem, a w przypadku awansu musieliby - przynajmniej przez kilka miesięcy - grać najprawdopodobniej w Grodzisku Wielkopolskim.
- Skoro zaszli tak daleko, to dlaczego mieliby nie awansować? Powiem w ten sposób: jeśli nie teraz, to kiedy? Przez następnych kilka lat może być o to naprawdę trudno. Jak do tej pory największym sukcesem klubu jest to szóste miejsce wywalczone wtedy, kiedy ja byłem trenerem i to obecnie. To pokazuje, że maksymalny poziom, jaki zawsze był, to pierwsza liga. Stoją zatem przed życiową szansą i szybko może się to nie powtórzyć. Skoro doszli do tego momentu, to znaczy, że zasługują na awans. To jednak kwestia ostatniego meczu i to tylko jednego meczu, w którym wszystko może się wydarzyć. Nie chciałbym jednak wskazywać faworyta - wyznał Mamrot.
Niezależnie od tego, czy Chrobry Głogów awansuje do ekstraklasy, czy zostanie na jej zapleczu, drużynę czekają zmiany. Kilka tygodni temu odejście zapowiedział trener Ivan Djurdjević. Chociaż niedawno dyrektor Zbigniew Prejs w rozmowie z weszlo.com potwierdził nazwiska dwóch kandydatów: Dominik Nowak i Enkeleid Dobi, to w nadodrzańskim mieście chętnie przywoływane jest także nazwisko właśnie Mamrota. Dlatego zapytaliśmy u źródła, czy jest coś na rzeczy.
- Odpowiem na to pytanie dwufazowo. Przede wszystkim życzyłbym Chrobremu i sobie, żeby Ivan został, jeśli będzie awans. Niech władze klubu jeszcze próbują go namówić, może zmieni wtedy zdanie. Nie wiem, jak dokładnie wygląda ta sytuacja z rozstaniem, czy obie strony nie chcą, czy tylko jedna z nich. Nie będę zatem tego komentował. Uważam jednak, że dobrze byłoby, gdyby kontynuował pracę. Jeśli tak się nie stanie, to przy awansie pojawi się pewien kłopot. Jestem pewien, że Chrobry nie ma na dzisiaj listy transferowej, którą planowałby na ekstraklasę. Raczej nie myśleli o tym, a na to potrzeba przecież czasu. I teraz miałby przyjść nowy trener i szybko robić transfery... szanse w takiej sytuacji maleją. A myślę, że celem klubu po awansie byłoby utrzymanie. Ivan na pewno zrobiłby szybkie i dobre ruchy, bo wie, czego ta drużyna potrzebuje. A to jest bardzo ważne. Jeśli chodzi o mnie, to... wiem, że są inni trenerzy przymierzani do tego stanowiska. Ze mną nikt nie rozmawiał. Widocznie dyrektor uznał, że ma lepszych kandydatów - odparł szkoleniowiec.
W niedzielę Mamrot zasiądzie przed telewizorem i obejrzy najważniejsze spotkanie w historii głogowskiego klubu. Mimo że od lat nie łączy go nic z tą drużyną, to wciąż nie ukrywa, że znaczy dla niego bardzo wiele.
- Spędziłem w tym klubie 6,5 roku. Przejąłem drużynę z trzeciej ligi, a wywalczyliśmy razem dwa awanse i trafiliśmy do pierwszej ligi. To jest klub, który mi pozwolił wejść na profesjonalny poziom i też zaufał mi. O tym się nie mówi, tak jak też Ivan Djurdjević mówił, że przeszedł z drużyną cztery czy pięć kryzysów, tak u mnie przez tyle lat tych kryzysów było zdecydowanie więcej. Oni pozwolili mi pracować i dzięki temu mogłem później pójść trenować do ekstraklasy. Nie wiem, czy znalazłbym trzy, cztery takie inne kluby na poziomie profesjonalnym w Polsce, które tak pozwalają pracować trenerom. To jest zatem normalna rzecz, że mam sentyment do tego klubu.
A w Głogowie oczekiwanie na wielki sukces jest całkiem spore. Mieszkańcy będą mogli obejrzeć spotkanie w specjalnej strofie kibica w rynku. Wygrać z Koroną Kielce łatwo nie będzie. Dotychczas w ligowych spotkaniach między oboma zespołami czterokrotnie padały remisy. W niedzielę o 20:45 dojdzie jednak do rozstrzygnięcia. W najdłuższym scenariuszu pomogą w tym rzuty karne.