Po środowym półfinale Ligi Mistrzów pomiędzy Realem Madryt i Manchesterem City na nowo rozgorzała dyskusja na temat faktycznego czasu gry podczas meczu. Real odwrócił bowiem losy rywalizacji już w doliczonych przez sędziego Daniele Orsato minutach. Minutach, których by nie było, gdyby nie wcześniejsze przerwy, a także gra na czas zawodników z Anglii.
Zdaniem Marka Clattenburga, byłego sędziego międzynarodowego, który prowadził m.in. finał Ligi Mistrzów pomiędzy Realem Madryt i Atletico Madryt w 2016 roku, zmienić muszą się fundamentalne zasady rozgrywania meczu. Anglik jest zdania, że mecz powinien trwać tylko 60 minut, a czas zatrzymywany, gdy tylko piłka opuści boisko, czy wymagana jest przerwa.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl
- Myślę, że gdy piłka opuszcza plac gry, bądź jesteśmy świadkami kontuzji lub symulowania kontuzji czas powinien zostać zatrzymywany. Wtedy gra zawsze będzie trwała tyle samo, a my pozbędziemy się wielu kontrowersji - powiedział Anglik w rozmowie z "Daily Mail".
- W tym sezonie Premier League piłka średnio jest w grze 55 minut, ale w meczu West Hamu z Brentford była w użyciu tylko przez 41 minut. Najdłużej w piłkę grali piłkarze Manchesteru City i Burnley – 65 minut. To wielka różnica. Zrównanie tego poziomu do godziny gwarantowałoby kibicom obejrzenie 60 minut czystej gry - argumentuje były już arbiter.
- Pierluigi Collina, FIFA oraz IFAB (International Football Association Board - organ zajmujący się przepisami gry w piłkę nożną - przyp. red.), przyglądają się takiemu rozwiązaniu. To działa w koszykówce, mogłoby zatem też działać w piłce nożnej - dodał Clattenburg.