Mógł milczeć, a i tak było wokół niego głośno. Karuzela dalej się kręciła: Pogba z powrotem do Juventusu, Haaland do Manchesteru City, Gravenberch do Bayernu Monachium. W całym tym zamieszaniu mogło umknąć, że sam Raiola, reprezentujący ich wszystkich, rzadziej zabierał głos. Na początku 2021 przeszedł operację płuc, pod koniec roku znów można było usłyszeć o problemach zdrowotnych. W czwartek włoskie media podały, że zmarł po długim pobycie w szpitalu. A on sam po kilkudziesięciu minutach sprostował, że żyje i media uśmierciły go już drugi raz w tym roku. Ale teraz to już pewne, bo informację, że nie żyje potwierdziła jego rodzina. Jak to on - wynegocjował dwa dni więcej.
W przeszłości potrafił cztery razy odchodzić od stołu i przerywać rozmowę, byle ostatecznie zapewnić najlepsze warunki sobie i piłkarzowi. - Nigdy nie jestem usatysfakcjonowany. Kiedy powiedzą "tak", od razu myślę, że zgodzili się za łatwo. I wracam z nowymi wymaganiami - przyznał bodaj najbarwniejszy z najpotężniejszych agentów.
Zdaniem Raioli: Pep Guardiola powinien być zamknięty w zakładzie psychiatrycznym i grać tam w karty z Johannem Cruyffem. Sir Alex Ferguson lubi tylko tych, którzy są mu posłuszni i nie zasługuje na szlachecki tytuł. Jurgen Klopp jest słabym taktykiem. Sepp Blatter obłąkanym dyktatorem. A Paul Scholes nie rozpoznałby lidera, nawet gdyby stanął przed nim Winston Churchill.
Nie dziwi więc, że Raiola w futbolu więcej miał wrogów niż przyjaciół. Nie wpływało to jednak na jego skuteczność. Największe gwiazdy zawierzały mu swoje kariery, bo potrafił o nich zadbać jak nikt inny. Ale i o sobie nigdy nie zapomniał. Za transfer Matthijasa de Ligta do Juventusu zgarnął ponad 10 milionów euro prowizji, mimo że w tamtym oknie transferowym - w 2019 r. - miał w ogóle nie handlować, bo FIFA nałożyła na niego zakaz za rzekome złamanie prawa przy jednym z transferów sprzed lat. Odwołał się, wygrał i dalej napychał kieszenie milionami. Rekordowo zarobił 35 milionów euro za przeniesienie Pogby z Juventusu do Manchesteru United. Pochwalił się wtedy mediom, że za tę kasę kupił willę w Miami należącą kiedyś do Ala Capone. Później agencja nieruchomości, zarządzająca obiektem, sprostowała, że Raiola nawet się do nich nie zgłosił i willa wciąż jest na sprzedaż. Prawda nie przeszkadzała mu w narracji. W świat poszedł przekaz, że teraz to on jest "capo di tutti capi" menedżerskiego światka i to było najważniejsze.
Zresztą, Zlatan Ibrahimović, zanim związał się z Raiolą, usłyszał od znajomego dziennikarza, że to zdolny agent, ale z charakteru - mafiozo. "Mafiozo? Chcę z nim pracować!" - wspomina w swojej biografii. Ale gdy pojawił się w restauracji sushi na pierwszym spotkaniu, był rozczarowany. Spodziewał się kogoś w dobrze skrojonym garniturze, a czekał na niego facet z nadwagą ubrany w t-shirt i sportową bluzę. - Na ręku miał tańszy zegarek od mojego. Ale z gadki naprawdę był mafiozem - pisał Zlatan. Znaleźli wspólny język. Raiola kazał mu przestać myśleć o samochodach, drogich zegarkach i skupić się na pracy. - Mówił, że jestem "kupą gówna" i do niczego się nie nadaję. "Pieprz się" latało nad stołem wiele razy - opowiada Szwed. Raiola pokazywał mu wtedy statystyki Filippo Inzaghiego i podkreślał, ile mu brakuje do Włocha.
Wciąż pracowały. Do ostatnich dni - w jednym z siedmiu języków, przez jeden z telefonów lub na jednym z kilku spotkań. Ciężką pracę ma we krwi: babcia i jego rodzice zaczynali od jednej małej pizzerii, by po kilku latach dorobić się całej sieci i wciąż doglądać wszystkiego osobiście. On też zaczynał od pojedynczego transferu Bryana Roya w 1992 roku z Ajaksu do Foggi, a po latach zarządzał karierami kilkudziesięciu piłkarzy. Największych gwiazd lub najzdolniejszych nastolatków.
- Raiola szturchał mnie i krzyczał: więcej goli, więcej asyst! Wtedy przyniosę ci więcej ofert - opowiadał Oussama Assaidi, piłkarz Twente. Agent do ciężkiej pracy zmuszał też de Ligta. - Koledzy nazywali go "grubaskiem", ale on zaczął wykorzystywać każdą chwilę dnia, żeby pracować nad sylwetką - pisze "De Volkskrant". I tego grubaska Ajax wycenił po latach na 75 mln euro.
Wstępnie dogadał się z Barceloną, ale wtedy pojawił się Raiola i zaczął żonglować cenami, opłatami, prowizjami, klauzulami i dodatkowymi zapisami w umowie. Czym się dało. - Zawsze tak robił. Próbował wszystkim manipulować, jego żądania były absurdalnie wysokie i wciąż wymyślał nowe wymagania - anonimowo zwierzał się prezes jednego z klubów. - To doprowadzało mnie do szaleństwa, więc w pewnym momencie miałem go dosyć i mówiłem: ok, zgoda albo mówisz: "odpier… się". I wtedy on zabierał piłkarza, żeby rozmawiać z innym klubem. Niestety, karty od lat rozdają piłkarze. Szczególnie jeśli towarzyszy im Raiola - dodał.
Raiola zainteresował De Ligtem PSG i Juventus. Stworzył okoliczności, które uwielbiał: jeden piłkarz, kilka zainteresowanych klubów i on - prowadzący licytację. Słuchał ofert, stał z młoteczkiem i wciąż podnosił cenę. Ostatecznie oddał go Juventusowi.
- W mediach często przedstawiany jest negatywnie. Mówi się, że myśli tylko o własnych pieniądzach. Ale to nieprawda. Każdy wie, że potrafi zorganizować wspaniałe warunki dla swoich piłkarzy i ma kontakty w najlepszych klubach na świecie. Rozmawiam z rodzicami innych chłopców i wszyscy chcą współpracować z Raiolą - mówił ojciec Ryana Gravenbercha.
Raiola zaczynał, pracując dla innych agentów, ale gdy stał się rozpoznawalny w klubach, postanowił działać na własną rękę. Kopa jego karierze dała współpraca z Ibrahimoviciem. Pasowali do siebie: obaj z ciętymi językami, pewni siebie, traktowani jako źli chłopcy. Inni piłkarze patrzyli na nich i zazdrościli kumpelskiej relacji. Bo Raiolę dało się lubić - o ile byłeś piłkarzem. Używał prostego języka, nie miał wielu wspólników, przez co łapał bezpośredni kontakt, rzucał przekleństwami na prawo i lewo - nie żeby to była wielka zaleta, ale w świecie poważnych agentów stanowiło to odmianę. - Wyglądał na twardziela, ale czuło się, że bardzo się martwił o swoich piłkarzy. A jeśli chodziło o podpisywanie umów, to wiedziałeś, że wskoczy za tobą w ogień - opisywał Assaidi.
Nigdy nie miał wątpliwości, że jest najlepszym agentem na świecie. - Odwrócił wszystko tak, żebym to ja czuł się zaszczycony, że ktoś tak znakomity zechciał mnie reprezentować. Było to dla mnie intrygujące - tak Assaidi wspomina pierwsze spotkanie z Raiolą. A to już słowa samego Mino: "Wielu agentów zawiera umowy z piłkarzami, a później i tak dzwonią do mnie po pomoc, bo nikt inny nie jest w stanie domknąć jakiegoś transferu. Na koniec podpinają się pod transakcję, z którą nie mają nic wspólnego".
Opinią mediów nie przejmował się w ogóle. Że myśli tylko o swoich pieniądzach? Że bywa bardzo bezpośredni? Skoro swoim piłkarzom powtarza, że mają skupić się tylko na graniu i nie myśleć o tym, co pisze prasa, to sam musi być w tym autentyczny. Uwielbiał pieniądze, bo jako dziecko doświadczył biedy. Babcia i rodzice nauczyli go ciężkiej pracy. "Wasze kariery są za krótkie, żeby przejmować się tym co na zewnątrz" - mówił piłkarzom. Dlatego też Raiola nie lubił czekać z transferami młodych zawodników do wielkich klubów. I o ile sportowo różnie na tym wychodzili, to ekonomicznie zawsze kończyło się sukcesem. - Jutro możesz złamać nogę, więc upewnij się czy jesteś już na tyle niezależny finansowo, na ile to możliwe - powtarzał
- Dla mojego syna przyniósł już oferty z Barcelony, PSG i Juventusu, a więc klubów, które mogły go uczynić milionerem. Mino przedstawił możliwości i swoją opinię. Na koniec syn musiał zdecydować. Czuł wtedy, że powinien trzymać się Ajaksu ze względu na rozwój. Dlatego został - mówił ojciec Gravenbercha w 2018 r.
A o tym, jakie warunki potrafił załatwić Raiola, opowiedział Assaidi: "W 2012 roku byłem po niezłym sezonie w Heerenveen, a Mino przyniósł mi oferty z Ajaksu, Galatasaray i Liverpoolu. Poszedłem do Anglii i nie grałem tam zbyt wiele, ale zarobiłem miliony. Gdybym zapracował na wypłacenie wszystkich premii byłbym jednym z najlepiej opłacanych piłkarzy. A przychodziłem z Heerenveen. Heerenveen!".
Dla Raioli możliwości zawsze były dwie: znaczna podwyżka w obecnym klubie lub znaczna podwyżka w innym klubie. Mówił o sobie, że nigdy nie jest usatysfakcjonowany. Lubił nakładać presję na klub, z którym negocjuje. Na przykład: przy negocjowaniu kontraktu dla Gianluigiego Donnarummy wciągnął do gry Real. I powtarzał Milanowi, że jeśli nie da mu podwyżki, to w Madrycie przyjmą go z otwartymi ramionami. Milan zgodził się na jego propozycję? Świetnie, ale Real daje więcej. Dwa lata później i tak sprzedał go do PSG.
"Negocjuje wszystko, co możliwe. Bonusy, świadczenia dodatkowe, klauzule wykupu, wszystko. Dyrektorzy i prezesi klubów podejrzewają, że dąży do impasu. A wtedy on dochodzi do sedna i nie boi się konfrontacji" - twierdzi Hakim Slimani, agent piłkarski. Moc daje mu szerokie portfolio piłkarzy, z którymi współpracuje. Kluby boją się trzasnąć przed nim drzwiami, bo prędzej czy później i tak będą z nim negocjować przy okazji transferu innego piłkarza. Czy się Raiolę lubi czy nie, lepiej mieć go po swojej stronie.
Raiola miał kontakty wszędzie. Był w tej branży tak długo, że jego piłkarze zostali już dyrektorami sportowymi w najlepszych klubach - Nedved w Juventusie, a Maxwell w PSG. To dawało mu spore korzyści. Dla Raioli ważne było sprzedawanie piłkarzy po jak najwyższych cenach. Sam na tym korzystał, bo z wraz z ceną zazwyczaj rosła też prowizja dla niego. Ale on widział w tym jeszcze jedną korzyść: drogi piłkarz na początku zawsze ma łatwiej. Zawsze dostanie szansę, bo klub będzie się bał przestrzelonego transferu. Zrobi więc wszystko, żeby pomóc mu wejść na odpowiedni poziom. Raiola zawsze podawał swoim zawodnikom przykład: Rafael van der Vaart czuł, że był w lepszej formie i bardziej pasował do gry Realu Madryt niż Kaka. Różnica była taka, że Kaka kosztował 65 milionów euro, a van der Vaart 13 milionów. Kto usiadł na ławce?
Raiola zawsze był pragmatyczny i myślał długofalowo. Można spodziewać się, że teraz jego piłkarzami zaopiekuje się Vincenzo Raiola, kuzyn Mino, który już od lat pomagał mu w pracy. Ale eksperci od transferowego rynku spodziewają się, że inni agenci spróbują wyrwać mu największe gwiazdy, za które dotychczas odpowiadał Mino.