Angielski klasyk zawsze wzbudza spore emocje, w nim znowu lepiej poradzili sobie piłkarze Liverpoolu, którzy przed własną publicznością pokonali Manchester United aż 4:0. Triumf, podobnie jak w październiku (5:0), był niepodważalny.
Walczący o pozycję lidera Premier League Liverpool od początku narzucił własne warunki. To opłaciło, bo już w piątej minucie gospodarze wyszli na prowadzenie. To była popisowa akcja. Sadio Mane kapitalnie podał na prawe skrzydło, Salah przejął piłkę i uciekł obrońcom Manchesteru. Potem zagrał wzdłuż pola karnego do Luisa Diaza, a ten z pięciu metrów ze spokojem wpakował piłkę do siatki.
Kilkadziesiąt sekund później wydarzyło się to, co zapowiadano przed hitowym meczem. W siódmej minucie na trybunach Anfield wybrzmiały oklaski wsparcia dla Cristiano Ronaldo, który w niedzielę poinformował o śmierci nowo narodzonego syna. Realizator telewizyjny uchwycił też czerwoną koszulką z numerem 7, która także była elementem wsparcia fanów dla kapitana reprezentacji Portugalii. - 7 minuta i całe Anfield na stojąco z brawami dla Cristiano Ronaldo. Piękny gest solidarności z geniuszem piłki w trudnych chwilach - napisał Michał Kołodziejczyk z Canal+ Sport. Słychać było także "You'll never walk alone" dla snajpera.
Rywalizacja rozpędzała się dalej z minuty na minutę. Bardziej jednak po stronie gospodarzy. W pierwszej połowie United właściwie nie istniało. Liverpool z niesamowitą łatwością dochodził do akcji w pobliżu bramki rywali. W 22. minucie niebywała gra pozwoliła na kolejnego gola. Znów fenomenalnie podał Mane na jeden kontakt, a Mohamed Salah przyjął piłkę w polu karnym i precyzyjnym uderzeniem pokonał stojącego w bramce United Davida de Geę.
Druga połowa rozpoczęła się z lekkim poślizgiem, bo problemy techniczne miał sędzia. Kiedy jednak wznowił grę, gorąco zrobiło się pod bramką Liverpoolu. Wszystko przez niepotrzebną i nonszalancką zabawę piłką we własnym polu karnym. Manchester United próbował to wykorzystać i wywalczył rzut rożny. Z niego nic jednak nie wyszło i po chwili gospodarze uspokoili grę, wymieniając się spokojnie podaniami. Tempo meczu zdecydowanie spadło.
Dopiero po godzinie gry przyjezdni jakby się przebudzili. Gospodarze nie wymieniali już podań z taką łatwością. Marcus Rashford był nawet w sytuacji sam na sam z Alissonem, ale strzelił prosto w niego. Świetne podawał w tej sytuacji Sancho. Potem brazylijski golkiper obronił jeszcze dobitkę Elangi. Po chwili lepszej gry piłkarze United znów kręcili głowami z niedowierzaniem. Kapitalna kontra Liverpoolu i zrobiło się 3:0. Andrew Robertson przebiegł kilkadziesiąt metrów, ruszył na obieg Luis Diaz, zagrał płasko w pole karne, a Mane strzałem przy dalszym słupku umieścił futbolówkę w bramce rywali.
Chociaż gospodarze prowadzili i byli już niemal pewni zwycięstwa wciąż szukali kolejnych okazji. Taką w 85. minucie otrzymali w prezencie. To efekt straty piłki przy linii bocznej przez Hannibala Mejbriego. Robertson zagrał idealnie do Salaha, a ten z pięciu metrów przelobował de Geę. Tak Egipcjanin ustrzelił dublet i ustalił wynik spotkania na 4:0. W doliczonym czasie gry Salah był jeszcze bliski hat tricka, ale obrońcy gości powstrzymali go.
Po wtorkowym triumfie Liverpool objął prowadzenie w tabeli angielskiej Premier League i ma 2 punkty przewagi na Manchesterem City. United z kolei zajmują szóste miejsce z 56 punktami. Tyle samo ma Arsenal, który wyprzedza Manchester. Do końca sezonu zostało jeszcze siedem kolejek.