Wigry Suwałki mierzyły się w niedzielę z drugą drużyną Śląska Wrocław o punkty w II lidze. W starciu tym lepsza okazała się ta pierwsze ekipa, która raz trafiła do bramki i takim wynikiem wywalczyła cenne trzy punkty.
Wspomniany mecz zapisze się w pamięci kibiców bardziej z powodu kuriozalnej sytuacji, która wydarzyła się w 36. minucie spotkania. Mariusz Pawelec - kapitan Śląska - dopuścił się przewinienia w polu karnym. Sędzia sięgnął po żółtą kartkę i podyktował jedenastkę. Nagle Pawelec ściągnął opaskę kapitana, oddał koledze z drużyny i ruszył poza linie boiska.
35-letni defensor albo pomylił kolory, albo zwyczajnie nie spojrzał na sędziego. Krzyczeli do niego koledzy ("Mariusz, żółta, chodź"), ale ten z początku nie reagował. Po tym w jego kierunku ruszył sędzia, który powtórzył, że wyciągnął żółtą kartkę, a nie czerwoną. Wtedy Pawelec wrócił, odebrał opaskę kapitana i można było wznowić grę. - Czegoś takiego jeszcze nie widziałem - skomentował Dominik Pasternak z TVP Sport.
Do rzutu karnego w barwach Wigier Suwałki podszedł Mateusz Lewandowski. Po gwizdku sędziego pewnie przymierzył i dał swojej drużynie prowadzenie 1:0. I chociaż do końca meczu zostało jeszcze sporo czasu, to żadnej z drużyn nie udało się stworzyć skutecznej i przede wszystkim bramkowej sytuacji.
Wigry Suwałki dzięki wywalczonym trzem punktom plasują się na piątym miejscu w ligowej tabeli. Ponieważ w barażach o awans do Fortuna I Ligi zagrają drużyny z miejsc 3-6, to bardzo ważny dorobek dla niedzielnego triumfatora ze Śląskiem. Do końca sezonu jeszcze siedem kolejek, a w grze o baraże jest jeszcze co najmniej połowa stawki.