"Nie do zniesienia". Szwedzi grzmią po półfinale baraży. Niesmak pozostał

Kacper Sosnowski
Chociaż piłkarska reprezentacja Szwecji ostatecznie pokonała Czechów 1:0 i awansowała do finału baraży, w których zmierzy się z Polską, to postawa Skandynawów pozostawiła sporo do życzenia. "Trudno im zaufać" - piszą dziennikarze. "Sam byłem zdziwiony tą ich bezradnością" - dodaje trener Jerzy Kruszczyński.

"Reprezentacji Janne Anderssona rzadko kiedy tak trudno było zaufać, jak w ciągu ostatnich sześciu miesięcy" - oceniała po meczu dziennikarka "Expressen" Therese Stromberg. Przypominała, że już jesienią kadra Szwecji kilkukrotnie miała w swoich rękach losy eliminacji mistrzostw świata 2022, ale sama skazała się na baraże. Niespodziewanie przegrała m.in z Gruzją. "Co z tego, że nasza reprezentacja ma do dyspozycji największe młode piłkarskie talenty w Europie, skoro pierwszy dobry strzał na bramkę Czechów oddała dopiero po 75 minutach?" - pytała retorycznie dziennikarka. Śledząc rozgrywane w Solnej spotkanie, można było zostawiać się: czy gospodarze tego dnia, aby na pewno grają w żółtych strojach? W niczym nie przypominali drużyny, która w el. tego mundialu sprawnie biła u siebie wszystkich z Hiszpanią włącznie.

Zobacz wideo Michniewicz dotrzymał słowa. Wielki nieobecny reprezentacji Polski [SPORT.PL LIVE #16]

"Szwedzi byli ociężali, jakby dopiero co wstali z łóżka"

- Szwedzi przez spory fragment tego meczu rzeczywiście nie potrafili sobie poradzić z Czechami, którzy grali wysoko - ocenia Jerzy Kruszczyński, były gracz Lecha i Lechii, obecnie trener, który od 30 lat mieszka w Szwecji. - Gospodarze byli ociężali, jakby dopiero co wstali z łóżka. Przyznam, że sam byłem zdziwiony tą ich bezradnością na własnym terenie. A może trochę zlekceważyli rywali? W pierwszej połowie tylko ze dwa razy do przodu poszedł Emil Folsberg, na którego tu liczono. W dodatku brakowało konkretów w ofensywie. Szwedzi dochodzili do sytuacji półstrzeleckich. Nic dziwnego, że po ich pięknej akcji z dogrywki, wymianie na jeden kontakt z Alexandrem Isakiem i golu Robina Quaisona, wszyscy głęboko tu odetchnęli. Dziennikarze zaznaczali, że tak trzeba będzie zagrać z Polską - relacjonuje nam Kruszczyński.

Stromberg w swym felietonie określiła, że "niewiele z tego, co się wydarzyło w Solnej, przyda się Szwedom w Chorzowie w decydującym meczu z Polską", bo z Czechami było za dużo przeciętności. Zresztą Szwedzi na własne życzenie przedłużyli sobie drogę do finału barażu i po regulaminowym czasie gry musieli wyjść na dogrywkę. Przed meczem z Polską w nogach mają zatem 120 minut walki z Czechami. 

- Zmęczenie drużyny było widać choćby w linii obrony. Kapitana Victora Lindelofa łapały skurcze. Szwedzi sporo się w tym meczu nabiegali - zauważa Kruszczyński.

Dość dosadnie o wydarzeniach z Frends Arena wypowiedział się też Erik Niva komentator "Sportsbladet". "Na początku miałem wrażenie, jakby na polowaniu wypuszczono ze smyczy psy myśliwskie, które rzuciły się do przodu. Z tej gonitwy zrobił się jednak bałagan. W jakiej my formacji graliśmy, jaki na ten mecz był pomysł? Ostatnie minuty były chaotyczne do tego stopnia, że nie wiedziałem, co się działo na murawie. Nie mówię już o jakieś merytorycznej analizie, którą mógłbym przeprowadzić" - napisał. Dodał, że 45 minut tego meczu było niewygodne, 70 nieprzyjemne, a 90 nie do zniesienia. O 120 nawet nikt nie pomyślał, a może nie chciał myśleć.

 

Ibrahimović na Polskę?

Ponieważ jednak 29 marca Szwecja przyjedzie do Chorzowa na decydujące o mundialu starcie, wnioski z tego chaosu trzeba wyciągnąć. To drużyna, która niedawno pokonała nas na Euro i ciągle ma znakomitych graczy.

- W każdej formacji można kogoś takiego wskazać. W obronie warto wyróżnić Matina Olssona, który dobrze podłączał się do ofensywnych akcji. Zostawił na boisku sporo sił, w drugiej połowie został zmieniony. Pochwalić można też środkowego pomocnika Kristoffera Olssona, bo grał równo. Isak stwarzał chyba największe zagrożenie pod czeską bramką, bo słabszy występ zaliczył Dejan Kulusevksi. Miał swoje sytuacje, ale bez efektów - starał się punktować Kruszczyński. No i oczywiście nie można zapomnieć o tym, który w Solnej pauzował za kartki. Zlatan Ibrahimović podczas meczu kilka razy był pokazywany przez szwedzkiego realizatora.

- W przerwie widać było, że jest zasępiony. Może myślał sobie, że jakby on był na boisku, to sprawy przybrałyby inny obrót - uśmiecha się Kruszczyński. - On się boi iść na piłkarską emeryturę. Będzie grał, dopóki zdrowie pozwoli. Po coś przyjechał jednak na tę reprezentację. Jestem przekonany, że w meczu z Polską zobaczymy go w akcji. Jeśli nie od razu, to wejdzie z ławki rezerwowych. Pewnie będzie miał swoje atuty, ściągnie dwóch zawodników, poprzepycha się w fizycznej walce z polskimi graczami. To jednak inny typ piłkarza niż drobniejszy Isak – zaznacza trener. Czy Ibra będzie tym, który przywróci szwedzkiej ekipie pewność i wyrwie ją z marazmu?

- Szwedzi trochę obawiają się meczu w Chorzowie. W prasie były tu już artykuły o Kotle Czarownic, obiekcie szczególnym dla Polaków. Jeśli Skandynawowie będą się tak prezentować jak z Czechami, to są do ogrania. Tylko trzeba uważać i nie pozwolić im, by wskoczyli na swój poziom – zaleca Kruszczyński.

Mecz Polska – Szwecja o mundial w Katarze we wtorek o 20.45.

Więcej o:
Copyright © Agora SA