Dramatyczny apel prezesa Ruchu Lwów do Rosjan: Nie wszystko jest jeszcze stracone

- Przecież oni są tacy jak my. To nie są bestie. Mają ducha wolności - mówi o Rosjanach Hryhorij Kozłowski, prezes Ruchu Lwów.

- Wiesz, nawet jak przed laty radzieckie wojska przejeżdżały przez Czechosłowację i zabijały ludzi, to w Rosji na Placu Czerwonym pojawiło się sześć osób. Tzw. dysydenci. A przynajmniej tak ich nazwał sowiecki rząd. Ale wyszyli wtedy na ulicę - protestowali, bo w Rosji zawsze byli mądrzy i silni ludzie. Nawet jeśli było ich niewielu - zaczyna swoją opowieść Hryhorij Kozłowski w ukraińskiej telewizji Football.

Zobacz wideo Kliczko walczył przez całe życie. "Teraz chwycił za broń i stanął do obrony Kijowa"

Wojna na Ukrainie. "Atakują nas gnidy, ale ja nawet nie chcę o nich myśleć"

Kozłowski to prezes Ruchu Lwów, obecnie 10. drużyny ligi ukraińskiej, która ze względu na wojnę zawiesiła rozgrywki. - Atakują nas gnidy, ale ja nawet nie chcę o nich myśleć. Chcę myśleć o naszych bohaterach. I o tym, że w Rosji także są jeszcze normalni ludzie. Przecież oni są tacy jak my. To nie są bestie. Mają ducha wolności. Może nawet są z Ukrainy albo mają tutaj korzenie. A nawet jeśli nie, to przecież wciąż jest tam wiele aktywnych, mądrych i myślących osób - mówi Kozłowski.

- Jeśli ci ludzie wychodzą na ulice, pokazują, że nie wszystko jest jeszcze stracone. Trzeba się nimi zająć. Muszą cały czas mówić prawdę. Zresztą nawet te bestie mają coś w głowach. I też powinny się obudzić, bo nie są zwierzętami, a najwyraźniej ludźmi - dodaje prezes Ruchu Lwów.

Rosjanie oglądają TV i nie wierzą nawet własnemu synowi

Kozłowski nie jest jedynym Ukraińcem, który zwraca teraz uwagę na zachowanie rosyjskiego społeczeństwa. - Na początku jeszcze rozmawiałem z rodzicami, ale teraz już przestaliśmy. Oni mi nie wierzą. Nawet w to, że do mnie strzelali, że byłem pod kulami. Oglądają telewizję w Rosji i widzą wszystko zupełnie inaczej. Że mamy tu faszystów, nazistów i grabieże - mówi Ołeksandr Alijew, były reprezentant Ukrainy i piłkarz Dynama Kijów, który z pochodzenia jest Rosjaninem.

- Tak, mamy grabieże, w Kijowie i staramy się z tym walczyć. Powiedziałem moim rodzicom, co widzę tutaj na co dzień, a oni nadal mi w to nie wierzą. I to jest najsmutniejsze. Ale nie mam już zamiaru nikomu nic udowadniać. Chcę, aby moje dzieci żyły tutaj w pokoju. Zamiast łez w ich oczach chcę widzieć uśmiech i radość - dodaje Alijew, który już wywiózł dzieci z Kijowa, ale sam został w mieście i wstąpił do obrony terytorialnej.

Rosyjskie społeczeństwo w dużej części nie sprzeciwia się wojnie w Ukrainie, a nawet ją popiera. Jest też zastraszane, bo Duma przegłosowała kilka dni temu poprawki do kodeksu karnego, które zakładają karę nawet 15 lat więzienia m.in. za dyskredytowanie rosyjskiego wojska. To ma być skuteczny bat na społeczeństwo, które i tak na co dzień karmione jest kremlowską propagandą.

Rosja robi teraz wszystko, by kłamliwie przedstawiać obraz wojny. Nie potrafiąc zwyciężyć na froncie, Kreml próbuje pokonać Ukrainę przynajmniej we własnej telewizji, gdzie ze wszystkich sił wmawia ludziom, że w Ukrainie są naziści. Że to nawet nie jest żadna wojna, a operacja specjalna, jak nazywa to Władimir Putin.

Więcej o:
Copyright © Agora SA