Piesek Putina jest gotowy do wszystkiego. Jest w pełni oddany prezydentowi Rosji

Kacper Sosnowski
Kiedyś wydawał się sympatycznym i niegroźnym "łysym od kulek". Dziś wiemy, jak korumpował, aby objąć władzę i do czego jest zdolny, aby jej nie stracić. A swoje tanie gadki gotów był wciskać nawet papieżowi. Jednej idei Gianni Infantino jest jednak wierny - oddania Władimirowi Putinowi.

Gdyby nie presja polskich piłkarzy, stanowcze i odważne działania PZPN i bojkot kolejnych reprezentacji, "monitorowanie sytuacji" przez FIFA być może przeciągałoby się, aż Kijów zostałby zrównany z ziemią. Tak jakby Gianni Infantino, bał się, że stanowcze decyzje mogą urazić jego rosyjskich przyjaciół. A rosyjscy, ale i chińscy czy katarscy przyjaciele są jak skarb. Choć nawiązywanie przyjaźni szef FIFA zaczął od papieża.

Zobacz wideo To piłkarze stoją za buntem PZPN. Wiemy, kto był inicjatorem

"Więzi przyjaźni z Rosją będą trwać wiecznie"

Papieżowi Franciszkowi wręczył w 2016 r. koszulkę z numerem "dziewięć". Potem wielokrotnie podkreślał, że bardzo się polubili. "Niech Pan oczyści drogi i przywróci sprawom właściwy im porządek i uczciwość" - mówił mu ojciec święty, a Szwajcar przytakiwał. Było to kilkanaście miesięcy po tym jak Departament Sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych zatrzymał przed kongresem w Zurychu siedmiu prominentnych działaczy FIFA oskarżonych o wieloletnią korupcję. Infantino odpowiedział, że uczciwość w piłkarskim świecie jest jego misją. Wydawało się, że z głową Kościoła nadawał na tych samych falach.

Ale może on zawsze sprawia takie wrażenie? Nie od dziś wiadomo, że uprzejmy, elokwentny 45-latek, dobrze czuje się publicznie, potrafi obejść się z mediami, a że z łatwością żongluje angielskim, francuskim, niemieckim, hiszpańskim i włoskim, punktuje jeszcze bardziej.

Szwajcarowi równie dobrze rozmawiało się z byłym prezydentem USA Donaldem Trumpem, który oprócz koszulki dostał też od Infantino zestaw żółtych i czerwonych kartek. "Żółtej używamy, by kogoś ostrzec, czerwonej, by go usunąć. To może być panu przydatne" - mówił szef FIFA, rozbawiając błyskotliwością i powodując uśmiech u Trumpa, który czerwoną kartkę od razu pokazał wszystkim.

Od Władimira Putina w 2018 r. Infantino dostał za to Order Przyjaźni, który z dumą przypiął do swojej klapy z obietnicą, że "więzi przyjaźni z Rosją będą trwać wiecznie". Tak błyskotliwy nie był za to pierwszego dnia rosyjskiej agresji na Ukrainę, gdy na konferencji jeden z dziennikarzy spytał go, co zrobi z orderem dziś? I czy żałuje, że tak często Putina chwalił, mimo że konflikt pomiędzy Rosją a Ukrainą trwa od 2014 roku?

- Dziś moje myśli są ze wszystkimi osobami, które są dotknięte tym konfliktem. Wierzę w to, że sport łączy ludzi - odpowiedział prezes FIFA, jakby nie dosłysząc pytania, a jedynie wypluwając z siebie przygotowaną wcześniej formułkę. I niech nie zmyli was zafrasowana mina Szwajcara.

Nietrudno odnieść wrażenie, że Infantino lawirował. Czynił to tak długo, że FIFA została niemal ostatnią prorosyjską fortecą sportową. Putina dużo szybciej opuściła nawet jego ulubiona Międzynarodowa Federacja Judo, której był honorowym prezesem. Nawet MKOl nie poprzestał na "występach pod inną flagą i inną nazwą", a FIFA i jej boss zachowywali się, jakby do końca liczyli na... No właśnie - na co?

Kariera Infantino to kariera człowieka, który potrafi się dobrze ustawić, a okoliczności i moralność grają rolę drugoplanową. Nad wspominaną przez papieża Franciszka uczciwością i przejrzystością, w przypadku Szwajcara można się było zastanawiać wiele razy.

Po kilka milionów na zachętę dla federacji

Infantino urodził się w Brig, szwajcarskim niemieckojęzycznym alpejskim miasteczku niedaleko granicy z Włochami. Studiował prawo na uniwersytecie we Fryburgu, a następnie pracował jako sekretarz generalny Międzynarodowego Centrum Studiów Sportowych na Uniwersytecie Neuchatel. To był jego substytut kariery sportowej. Na boisko się nie nadawał, ale były przecież sportowe gabinety.

Tym bardziej że jako prawnik w 2000 r. rozpoczął współpracę z UEFA. Ta kooperacja cztery lata później zaowocowała funkcją Dyrektora Wydziału Prawnego i Licencjonowania Klubów. W kolejnych latach Infantino piął się w hierarchii - został dyrektorem wykonawczym organizacji – funkcji, która zmieniła się w sekretarza generalnego. To od tego czasu był kojarzony przez kibiców jako "łysy od kulek", gdy prowadził ceremonie wszelkich losowań.

Infantino błyszczał przy kulkach, choć na co dzień był w cieniu wielkiego piłkarza, ówczesnego szefa UEFA Michela Platiniego. Po aferze z przelewami na konto Francuza od Josepha Blattera jasne stało się, że dwie wielkie postacie świata futbolu będą musiały usunąć się w cień (Blatter i Platini dostali wieloletnie zakazy pracy przy piłce). Infantino tę sytuację wykorzystał. Kilka razy obleciał świat i spotkał się z delegatami posiadającymi głosy na wyborach. Obiecywał im (tak jak papieżowi) przejrzystość, uczciwe rządy i reformę skompromitowanej FIFA. Ponieważ zawsze wiedział, jak rozmawiać z ludźmi, na zachętę dodał po kilka milionów dolarów dla każdej federacji piłkarskiej plus dodatkowe środki za organizację turniejów i imprez dla dzieci. Do tego zwiększył budżet na delegacje urzędników.

Więcej o Ukrainie i agresji Rosji na Gazeta.pl

Po tym, jak wygrał wybory, w specyficzny sposób obietnic dotrzymał. Powiększył mundial do 48 drużyn. Oficjalnie, by promować futbol na całym świecie, choć też oczywiście, by więcej na imprezie zarobić. Tak się złożyło, że dzięki niemu personalnych zmian doświadczyła właściwie cała komisja etyki FIFA, która ukarała za korupcyjne czyny m.in. na Blattera i Platiniego. Karę 12 lat sportowej dyskwalifikacji dostał też Jerome Valcke. Stanowiska nie utrzymały czołowe postacie: śledczy Cornel Borbely i sędzia Hans-Joachim Eckert.

Etyczne problemy zniknęły wraz z usunięciem ludzi

To oni w 2016 r. zaczęli badać sprawę złamania przez Infantino kodeksu etyki FIFA. Mieli wątpliwości co do kilku lotów, procesu rekrutacji pracowników i jego umowy z FIFA. Z dokumentów, które wyciekły okazało się też, że Infantino zapłacił za kilka osobistych rzeczy pieniędzmi FIFA. Na liście były m.in. zakupy materacy za 9 tys. funtów do jego domu, 7 tys. za maszynę do ćwiczeń, tysiąc funtów za smoking i 700 za kwiaty. Dochodzenia w sprawie wydatków nie zakończono. W 2017 r. Borbely’a i Eckerta nie było już w FIFA, a potencjalne problemy magicznie zniknęły.

Po ośmiu miesiącach pracy w FIFA Infantino zwolnił też Miguela Poiaresa Maduro, uznanego i cenionego w całej Europie prawnika. Był on Przewodniczącym Komisji ds. Zarządzania. Za dalszą pracę w FIFA podziękowano mu akurat po tym, jak orzekł, że Witalij Mutko - były minister sportu Rosji, szef komitetu organizacyjnego Mistrzostw Świata 2018 - nie mógł być wybrany do Rady FIFA. Dwa lata później Mutko, człowiek o mocno zszarganej opinii, został zresztą dożywotnio zawieszono przez MKOl za współtworzenie państwowego systemu dopingowego rosyjskich sportowców.

Takie - nazywając to delikatnie - wątpliwe etycznie kooperacje Infantino zwykle nie przeszkadzały. Po MŚ w Rosji przytulał się z Putinem i mówił, że to był najlepszy mundial w historii. Organizację Klubowego Pucharu Świata w 2021 r. powierzył Chinom, które bardzo cieni, a żeby być bliżej mundialu w Katarze, oskarżanego o wyzysk i śmierć wielu robotników-migrantów, w październiku 2021 r. przeprowadził się niedaleko Dohy. Oficjalnie tej informacji długo nikt nie chciał potwierdzić. Dopiero po śledztwie dziennika "SonntagsBlick", który opisał, że prezes FIFA mieszka tam z dwojgiem dzieci, FIFA przyznała, że jej szef pracuje z Kataru, ale większość czasu spędza w siedzibie w Szwajcarii i tam płaci podatki. Pracownicy w artykule zaznaczali jednak, że w Zurychu praktycznie go nie widują.

Angielski piłkarz, a obecnie komentator Gary Lineker skomentował jego przenosiny wprost: "O co tu do diabła chodzi?" W mediach pojawiły się ironiczne komentarze, że Infantino chce przenieść FIFA do Kataru.

Sepp Blatter w jednym z wywiadów określił, że Infantino "wchodzi w niebezpieczne relacje zależności od Kataru". Dodał, że prawdopodobnie uskutecznia długoterminową strategię przeniesienia siedziby FIFA z Zurychu. Infantino wysyłał ponoć sygnały, że wolałby opuścić Szwajcarię i przenieść siedzibę FIFA do Paryża, a część administracji do Stanów Zjednoczonych. Dlaczego? Być może nie lubi już swego kraju, w którym z kilkoma sprawami i osobami jest mu nie po drodze.

Relacje z prokuratorem generalnym

W 2020 r. za prześwietlenie Infantino wziął się główny prokurator Szwajcarii Stefan Keller. Badał relacje działacza piłkarskiego z byłym prokuratorem Michaelem Lauberem, pierwszym szwajcarskim prokuratorem, którego odwołano z urzędu.

Lauber prowadził, albo nadzorował dochodzenia w sprawie możliwej korupcji przy przyznawaniu mundiali w Rosji w 2018 i Katarze 2022. Prowadził dochodzenia, ale zataił przy nich dyskretne kontakty z Infantino i jego ludźmi. "Football Leaks" opublikował maile, z których wynika, że Infantino w latach 2017-18 trzykrotnie spotkał się z Lauberem. Chciał się upewnić, czy nie będzie miał postawionych zarzutów w sprawie umowy na prawa telewizyjne, którą podpisał jeszcze jako sekretarz generalny UEFA. Infantino i Lauber są podejrzewani o naruszenie tajemnicy służbowej i utrudnianie postępowania. W tle sprawy jest też przyjaźń Infantino z kolegą z czasów dzieciństwa, który został prokuratorem w Valais i w kontakcie z Lauberem pomógł. Infantino wręczył przyjacielowi-prokuratorowi bilety na mecze. Sprawa tych uprzejmości jest ciągle wyjaśniana.

"W polityce i biznesie nie ma darmowych lunchów"

Infantino w ostatnim czasie nie uniknął też kompromitacji podczas przemówień. Jak wówczas, gdy wyjaśniał przed Radą Europy po co światu mundial co dwa lata. "Dzięki temu projektowi chce dać nadzieję Afrykanom, aby nie musieli już przemierzać Morza Śródziemnego w poszukiwaniu lepszego życia, ryzykując własne życie". Te słowa wzbudziły powszechne oburzenie.

- Mistrzostwa świata rozgrywane co dwa lata to projekt nastawiony na komercję. Częstsze mundiale miałyby przynosić jeszcze większe zyski. Sugerowanie, że byłyby one rozwiązaniem migracji ludzi, którzy ryzykują przy tym życie, jest całkowicie niedopuszczalne i obrzydliwe - odpowiadał Tony Burnett, szef organizacji "Kick It Out", która walczy z dyskryminacją i rasizmem.

Infantino szukał fanów pomysłu częstszego mundialu głównie w Afryce i Azji. Afryką zajął się w szczególny sposób. Był zaangażowany podczas wyborów na prezesa Afrykańskiej Federacji Piłkarskiej (CAF). Oficjalnie życzył powodzenia wszystkim pięciu kandydatom, nieoficjalnie lobbował za kandydaturą Patrice’a Motsepe, afrykańskiego biznesmena, pierwszego Afrykanina na liście najbogatszych ludzi Forbesa. Motsepe ostatecznie wygrał wybory, bo czterech konkurentów wycofało się przed głosowaniem. Spasowali po tym, jak dostali od Infantino propozycję różnych stanowisk w organizacji. Wybrali pewne stołki.

Po tych wyborach media w Afryce oskarżyły Infantino o obsadzenie stanowisk preferowanym przez siebie człowiekiem. Dodawały, że Motsepe został dłużnikiem Infantino i prawdopodobnie w pewnym momencie będzie musiał się mu jakoś odpłacić. Być może dbając o 54 głosy przedstawicieli afrykańskich federacji podczas wyborów prezesa FIFA?

Te już w 2023 roku, a Szwajcar chce walczyć o reelekcję. "Motsepe jako człowiek, który od dziesięcioleci jest w polityce i biznesie dobrze wie, że w tym świecie nie ma czegoś takiego jak darmowy lunch" – pisał z przekąsem południowoafrykański "The Sowetan".

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.