"Piłkarze powinni napisać na koszulkach FC Putin". Prezydent Rosji owinął europejski futbol wokół palca

Kacper Sosnowski
Jeśli europejski futbol jadł Putinowi z ręki, to właśnie się zadławił. Jak niemiecki klub Schalke 04, który sponsoring Gazpromu traktował jak świetny biznes, a zaproszenia prezydenta Rosji na Kreml jako możliwość sympatycznej wycieczki do Moskwy. Dziś świat wystawia gorzki rachunek.

W dniu, w którym Władimir Putin uznał niepodległość samozwańczych republik na wschodzie Ukrainy (Donieckiej oraz Ługańskiej) i wysłał tam rosyjskie wojska, Schalke ogłosiło promocję na klubowe koszulki. Stroje, na których od 15 lat widniało logo Gazpromu, można było kupić 25 euro taniej. Ale chętnych na produkt nie było. W mediach pojawiły się za to złośliwe komentarze: "Schalke wyprzedaje koszulki Putina". Była to ostatnia szansa spieniężenia klubowych gadżetów, którym - używając terminologii spożywczej - skończył się termin przydatności. I które zaczęły gnić.

Zobacz wideo

"Solidarność z Ukrainą" zamiast Gazpromu

Ale to nie koniec. Chwilę później "Bild" poinformował, że na swoich łamach nie zamierza pokazywać zdjęć zespołu z logo Gazpromu. Ewentualnie markę paliwowego giganta zakryje hasłem "Wolność dla Ukrainy". "Bild kładzie kres reklamom Putina" - pisali dziennikarze największej gazety w Niemczech.

W czwartek, gdy na Ukrainę poleciały pierwsze rosyjskie rakiety, a na ulice wkroczyło wojsko, skala krytyki i szydzenia z niemieckiego klubu była olbrzymia. Grecki trener Dimitrios Grammozis w trakcie konferencji wił się z odpowiedziami na pytania o rosyjskiego sponsora.

Wtedy władze Schalke uznały, że lepiej będzie pozbyć się emblematu Gazpromu z koszulek. W oficjalnym komunikacie poinformowały, że Gazprom z koszulek zniknie, ale nie wchodziły w szczegóły, nie pisały o rosyjskiej agresji. W komunikacie użyto hasła "w związku z ostatnimi wydarzeniami". Ci bardziej dociekliwi doczytali, że logo zniknęło w porozumieniu z niemieckim oddziałem rosyjskiej firmy. W ten oto sposób wyciszono nieco wątek niewygodnego partnera, choć nie odcięto się od niego zupełnie. Klub, który jest w długach, dalej miał ważną umowę z rosyjską firmą, a w jednym z wcześniejszych komunikatów nazwał ją "solidnym partnerem".

Powinni napisać na swoich koszulkach "FC Putin"

O "solidne partnerstwo" 15 lat temu zadbał sam Władimir Putin. Gdy w 2006 r. podpisano pierwszą umowę między paliwową spółką a klubem, prezydent Rosji podpisania kontraktu doglądał osobiście. Trzymając koszulkę z logo Gazpromu, pozował do zdjęć z ówczesnym prezesem Schalke Clemensem Toenniesem. - Piłkarze powinni napisać koszulkach "FC Putin". Tak byłoby uczciwiej - mówił w "Der Spiegel" pełnomocnik rządu Niemiec ds. praw człowieka Guenter Nooke.

Kilka lat później Putin przypomniał sobie o swych serdecznych relacjach z drużyną i zaprosił całą ekipę na Kreml. Wiedział kiedy to zrobić. Zaproszenie wystosował akurat wtedy, kiedy zaanektował Krym, a kanclerz Niemiec Angela Merkel grzmiała w mediach, co myśli o polityce Putina. Ale w Gelsenkirchen nikomu to nie przeszkadzało, uznano to za ciekawą wycieczkę. Klub dał się wciągnąć w machinę rosyjskiej propagandy.

- Jesteśmy ludźmi sportu, a nie polityki. To nie nasze boisko - próbował wyjaśniać dziennikarzom  Toennies. I ostro zaprzeczał, jakoby jego przychylność Rosji związana była z jego prywatnymi interesami. W tamtym czasie prezes Schalke był również szefem największego w Europie koncernu zajmującego się przetwórstwem mięs, chciał zainwestować miliony w ubojnie świń w Rosji.

Agent Stasi i przyjaciel Putina w zarządzie klubu

W zarządzie Schalke zasiadało sporo osób przychylnych Putinowi. Jak niemiecki menedżer, a w czasach NRD współpracownik Stasi – Matthias Warning. To zaufany człowieka Putina, znają się od lat 80. Według nieoficjalnych informacji Putin współpracował z Warningiem przy rekrutacji obywateli RFN dla KGB.

Warning na biznes nie mógł narzekać. Niemiec prędko został dyrektorem zarządzającym Nord Stream, a potem Nord Stream 2. To należący do Gazpromu gazociąg, który miał transportować rosyjski gaz do Niemiec z pominięciem krajów tranzytowych, w tym Ukrainy i Polski. Warning jako przedstawiciel Gazpromu zasiadał też w radzie nadzorczej Schalke. Dopiero w czwartek, pierwszego dnia rosyjskiej inwazji na Ukrainę, klub poinformował, że Warning ustąpił z rady nadzorczej Schalke. Za pracę podziękowano mu z serdecznością.

Niemiecki klub, który w czasach świetności odbierał od Gazpromu przelewy na kilkadziesiąt milionów euro rocznie, zdecydował się działać dopiero teraz. Po wstępnym wyciszeniu współpracy z rosyjską spółką, piątego dnia inwazji Rosji na Ukrainę, podjęto ostateczne kroki. Schalke w komunikacie poinformował, że "doszło do porozumienia w sprawie przedterminowego zakończenia współpracy z Gazpromem". Nie zrobiło tego ani w 2008 r., gdy Rosja najechała na Gruzję, ani w 2014 roku, gdy zajęła Krym.

Oplatanie UEFA

Rosjanie podobnie chcieli wkupić się w łaski Manchesteru United (klub wypowiedział umowę Aeroflotowi). Pracowali też nad przychylnością UEFA. Mają tam zresztą swojego człowieka. Od kwietnia 2021 r. jest nim Aleksander Djukow, członek komitetu wykonawczego. To on w 2019 r. został szefem rosyjskiej federacji piłkarskiej, a wcześniej kierował Zenitem Sankt Petersburg, czyli klubem należącym do Gazpromu. 54-latek jest też prezesem zarządu spółki córki giganta Gazprom-Neft. Dzięki temu stał się rosyjskim oligarchą.

UEFA na Gazprom patrzy serdecznie od 2012 r., po tym jak zaczęły płynąć do niej rosyjskie ruble. Paliwowy potentat dekadę temu został sponsorem Ligi Mistrzów, a potem także partnerem Euro (do 2024 r.) oraz sponsorem finałów Ligi Narodów (do 2023). Tak się złożyło, że Rosjanie organizowali u siebie Puchar Konfederacji 2017, mundial 2018 i dostali mecze Euro 2020. W spadku po Dublinie nawet więcej niż pierwotnie planowano. Po nieco ponad dekadzie dostali też finał Ligi Mistrzów. Finał, który po inwazji na Ukrainę, UEFA zdecydowała się przenieść z Petersburga (Gazprom Areny) do Paryża. Diukow kilkunastu kolegów z Komitetu Wykonawczego przegłosować nie był w stanie, choć sam takiej decyzji nie rozumiał.

- Uważam, że decyzja o zmianie gospodarza finału została narzucona z powodów politycznych. UEFA zawsze kierowała się zasadą, że sport jest poza polityką - przypominał jakby to miał być talizman chroniący rosyjski sport na wieki.

Najnowsze informacje ws. rosyjskiej inwazji na Ukrainę

Pieniądze, które śmierdzą. Zrezygnować, czy tylko zatkać nos?

Teraz ważne będzie to, co UEFA i FIFA zrobi dalej. Czy rosyjskie pieniądze będą śmierdzieć tak, że trzeba będzie o nich zapomnieć, czy wystarczy zatkać nos?

Europosłowie w liście do szefa europejskiej piłki Aleksandra Ceferina napisali wprost: "Wzywamy do zakończenia współpracy z Gazpromem jako sponsorem piłkarskiej federacji oraz rozważenia sankcji wobec konkretnych osób, związanych z łamaniem międzynarodowego prawa". 

Nieoficjalnie mówi się, UEFA poprosiła prawników, by sprawdzili możliwość zerwania niezręcznej umowy. Umowy, nad którą można było zastanowić się już dawno. Nawet rosyjscy eksperci od polityki energetycznej wejście Gazpromu do świata piłki opisywali jako "łagodną formę korupcji", bo przecież reklama potentata paliwowego nie była kierowana wprost do kibiców. Raczej miała ocieplić wizerunek firmy i utorować drogę na salony i do świata biznesu.

Wciąż można odnieść wrażenie, że Rosjanie swoje cele osiągnęli. Ich kluby nadal grają w europejskich pucharach, nikt z rozgrywek na razie ich nie wykluczył. W ramach kary mają grać na neutralnym terenie. Podobnie FIFA postąpiła na razie w sprawie narodowej reprezentacji Rosji. Światowa organizacja najpierw nabrała wody w usta, potem zakomunikowała, że Rosjanie swych spotkań nie mogą grać pod rosyjską flagą i że trzeba ich w tych spotkaniach trochę inaczej nazwać, a przed meczami nie puszczać hymnu. Przypomnijmy, że Rosja 24 marca miała grać z Polską baraż o mundial. Miała, bo polscy piłkarze zapowiedzieli, ze na takie spotkanie nie pojadą. Wyraźnie pokazali, że nie chcą być związani ze sportem, który z jednej strony mówi o równości i walczy z dyskryminacją, z drugiej – jak napisał Wojciech Szczęsny - "legitymizuje działania rosyjskiego rządu".

Więcej o: