Pierwszy Polak w Bayernie szczerze przyznaje: Wszystko bym zrobił inaczej

Był pierwszym Polakiem, który zagrał dla Bayernu Monachium, ale niechętnie wspomina ten czas, bo nie wykorzystał swojej szansy. - Małe i duże gry w treningach sprawiały mi dużo przyjemności. Tu wstydu na pewno nie było. Zabrakło pewnie innych aspektów: może motywacji po dobrym okresie w Szwajcarii? Może cech motorycznych lub pewnych cech charakteru - rozważa po latach w rozmowie ze Sportowymi Faktami Sławomir Wojciechowski.

Polskim kibicom Bayern Monachium, absolutnie nie bez powodu, kojarzy się od kilku lat przede wszystkim z Robertem Lewandowskim. Ponad 20 lat temu polskie szlaki w bawarskim klubie przecierał jednak inny Polak. I to wtedy, kiedy grały tam takie sławy jak Oliver Kahn, Stefan Effenberg, Hasan Salihamidzić, Mehmet Scholl, Bixente Lizarazu, czy Giovane Elber. To Sławomir Wojciechowski, który dzisiaj niezbyt chętnie wraca do tamtego czasu. 

Zobacz wideo Były król strzelców ekstraklasy może skończyć karierę. "Jestem pół roku bez grania"

Pierwszy Polak w Bayernie niechętnie wspomina tamte czasy. "Wszystko bym zrobił inaczej"

Do Bayernu Wojciechowski trafił z FC Aarau. Na propozycję pojechania na testy do niemieckiego klubu reagował chłodno. Początkowo wiedział tylko, że chodzi o drużynę z najlepszej trójki Bundesligi. - Teraz wszystko bym inaczej zrobił. Dałbym więcej od siebie. Niektórzy mają kilku trenerów, ćwiczą cały dzień. W moich czasach to jeszcze nie było modne. Po dwóch godzinach treningu wracało się do domu, nie miałem też diety. Chciałbym, żeby to jeszcze raz się wydarzyło, może przy innym trybie pracy ominęłyby mnie kontuzje - mówi w rozmowie z WP Sportowe Fakty teraz Sławomir Wojciechowski. 

Były reprezentant Polski nie był kluczowym graczem w Monachium, miał po prostu podnieść poziom rywalizacji na treningach. Nie grał całych spotkań, ale wchodził czasami na murawę i zdołał strzelić bramkę. To było w meczu przeciwko SSV Ulm. Mehmet Scholl dośrodkował, a Wojciechowski strzelił z powietrza. Później usłyszał, jak ponad 60 tysięcy osób wykrzykuje jego nazwisko. 

Sporo uwagi poświęcił mu wtedy niemiecki "Bild", który docenił Polaka za strzelonego gola. Zganił jednak za zachowanie. "Strzelił gola, ale w strefie wywiadów przeszedł szybkim krokiem" - napisano wówczas w relacji z meczu. 

- Gdy ktoś mnie jeszcze czasem zapyta o Bayern, to odpowiadam: "No byłem. Było, minęło" - opowiada teraz 48-latek. Ale nie był niezauważony w kraju. Gościł na lekcjach w szkołach. Jeden z uczniów miał go raz zapytać, ile zarabia. Śmiech nauczycielki pozwolił uniknąć odpowiedzi. Być może lepiej by wspominał tamten czas, gdyby nie kontuzje. Przez nie nie mógł grać zbyt wiele. Miał problem z dziurami pachwinowymi.

Wojciechowski nie wykorzystał swojej szansy. "Brakowało mi podłączenia do prądu"

- Wróciłem do zdrowia dopiero po roku. Wtedy było już jednak po szansie. Nikt nie zmuszał mnie do odejścia, miałem ważny kontrakt na następne dwa lata. Bardzo chciało mi się grać w piłkę, pragnąłem wrócić na boisko. Wspólnie zdecydowaliśmy, że najlepszym wyjściem będzie moje odejście z Bayernu - wspomina Wojciechowski.

- Widziałem, że w klubie byli zmęczeni ciągłym doprowadzaniem mnie do ładu. Przede wszystkim faktem, że nic nie pomaga. Lekarze próbowali wszystkiego: nastawiali mnie, masowali, nastrzykiwali, operowali, miałem badanie jelit. Stosowaliśmy inne kombinacje i nic. Dalej chodziłem na sztywnych nogach - dodaje. 

Były pomocnik nie zgania jednak wszystkiego na kontuzje. - To był fajny czas. Małe i duże gry w treningach sprawiały mi dużo przyjemności. Tu wstydu na pewno nie było. Zabrakło pewnie innych aspektów: może motywacji po dobrym okresie w Szwajcarii? Może cech motorycznych lub pewnych cech charakteru? Jestem spokojnym człowiekiem. Myślę, że w pewnym momencie brakowało mi podłączenia do prądu - rozważa Wojciechowski. 

Chociaż rozegrał tylko 7 meczów w bawarskich barwach, to ma na koncie medale za mistrzostwo Bundesligi (sezon 1999/00), Puchar Niemiec (1999/00), Ligę Mistrzów (2000/01) i Puchar Ligi Niemieckiej (2000/01). Liczba występów nie rzuca już na kolana (7 meczów, 261 minut, 1 gol). - Nie odbieram tego tak, że zdobyłem te trofea. Byłem w tej drużynie, ale tych wszystkich pucharów nie wywalczyłem - mówi teraz. 

Po przygodzie w Bayernie Sławomir Wojciechowski wrócił do szwajcarskiej ligi i FC Aarau. Później grał jeszcze w RKS-ie Radomsko, Lechii Gdańsk, Viktorii Kolonia oraz Olimpii Grudziądz. Z orłem na piersi grał cztery razy. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.