W ostatnią niedzielę syn Michała Listkiewicza, Kajetan, miał sędziować mecz futsalu. Do samochodu postanowiła odprowadzić go jego dziewczyna, która była świadkiem traumatycznego zdarzenia.
Nagle syn Listkiewicza upadł w windzie, zaczął mówić niezrozumiałe rzeczy i stracił wzrok. Jakby tego było mało, to nastąpił u niego częściowy niedowład ciała - czytamy na portalu WP Sportowefakty.
Listkiewicz ujawnił szczegóły niezwykle dramatycznej historii. - Pogotowie pojawiło się już po ośmiu minutach. Najpierw trafił do szpitala na Solcu, gdzie młoda lekarka zadecydowała o błyskawicznym transporcie do placówki na Szaserów. Następnie operacja ratująca życie. Te mądre, szybkie decyzje ocaliły mojego syna - powiedział były prezes PZPN na łamach serwisu.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl
W dalszej części rozmowy były sędzia piłkarski przyznał, że jest ogromnie wdzięczny lekarzom, którzy uratowali jego syna, ponieważ gdyby nie zadziałali odpowiednio szybko, mogłoby dojść do tragedii. - Czapki z głów przed nimi. Tyle jest narzekań dookoła… Ja nie bronię systemu, bo tu jest mnóstwo do poprawienia. Ale w ostatnich tygodniach dwa razy przekonałem się, że na ludziach ratujących życie możemy polegać - dodał Listkiewicz.
- Oczywiście, w tej historii jest też sporo szczęścia, bo wystarczy, że to by się zdarzyło 15 minut później, nie w windzie, a w samochodzie, który prowadziłby Kajetan, sam bez nikogo obok. Wtedy być może opłakiwałbym śmierć dziecka. A już raz, w dramatycznych okolicznościach, straciłem bliską osobę - mamę, która została zamordowana - opowiadał dalej.
Syn Listkiewicza ma 28 lat i dotychczas nie miał problemów zdrowotnych. - Co więcej, tydzień temu przeszedł kompleksowe badania lekarskie, niezbędne do pracy sędziowskiej. Nic nie wykazały. Ale zator to cichy zabójca - przyznał Michał Listkiewicz.
- Kajetan trafił do lekarki w kiepskim stanie. Nie widział, nie potrafił nic powiedzieć. Operacja nastąpiła w trzeciej godzinie od ataku. A, jak słyszę, po sześciu godzinach, mogą już nastąpić nieodwracalne zmiany. [...] Chciałbym tych wszystkich ludzi pochwalić i im podziękować - zakończył Listkiewicz, dla którego była to już druga dramatyczna sytuacja, bo niedawno problemy ze zdrowiem miała żona Listkiewicza, po tym jak zażyła lek, który wywołał u niej silną alergię i tylko pomoc medyków sprawiła, że szybko wróciła do zdrowia.