Absurdalna sytuacja na gali. "Masz i odczep się". Najwyższy czas na pytanie: Warto?

Paweł Karpiarz
Za nami dwa najważniejsze plebiscyty, po których poznaliśmy nazwiska najlepszych piłkarzy świata. Oba wzbudziły wielkie emocje i w obu doszło do absurdów. Takich jak choćby brak najlepszego bramkarza roku w najlepszej jedenastce roku. To najwyższy czas na pytanie: czy warto tak przejmować się plebiscytami?

Plebiscyty na najlepszego sportowca czy jak w przypadku FIFA Best na piłkarza roku budzą zawsze ogromne emocje, również te niezdrowe. W Polsce mogliśmy dobitnie się o tym przekonać po Gali Mistrzów Sportu, kiedy wyniki plebiscytu "Przeglądu Sportowego" skomentował Paweł Fajdek. Polski młociarz zaprezentował pogląd, że pierwsza dziesiątka powinna składać się w zasadzie tylko z medalistów olimpijskich, ponieważ to najważniejsza impreza sportowa czterolecia i największy zaszczyt dla sportowca. W odpowiedzi słyszał między innymi argumenty mówiące o popularności piłki nożnej – Robert Lewandowski to jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy piłkarz na świecie. Jest na szczycie w dyscyplinie, którą uprawia się wszędzie, a konkurencja jest olbrzymia. Popularność sprawiła, że trzecie miejsce zajął Bartosz Zmarzlik. Polski żużlowiec zdobył "tylko" wicemistrzostwo świata, ale popularność tego sportu w Polsce dała mu miejsce nad mistrzami olimpijskimi.

Zobacz wideo Jest reakcja naczelnego "France Football" ws. Roberta Lewandowskiego

Wybór zawsze się obroni

Wniosek z tego przydługiego wstępu jest prosty – i tak każdy głosuje, jak chce. Zatem czy warto tak się przejmować tego typu plebiscytami? Z jednej strony trudno przejść obok nich obojętnie. Zazwyczaj są to prestiżowe imprezy. Zwycięzca może poczuć się doceniony. Kto z nas by nie chciał otrzymać nagrody z napisem "najlepszy na świecie"? Piłkarze często mówią w wywiadach, że nie zależy im aż tak bardzo na nagrodach indywidualnych, bo najważniejsze są trofea zdobyte z drużyną. Ale gdy przyjdzie co do czego, to jeden skomentuje wyniki gali mianem "kabaretu", a drugi wywód swojego kibica przekonującego o skandalu na gali Złotej Piłki skomentuje słowem "fakty".

Obiektywny wybór najlepszego piłkarza na świecie jest w zasadzie niemożliwy. Weźmy pod lupę galę Złotej Piłki. Organizatorzy plebiscytu sformułowali kryteria, według których mają głosować dziennikarze z całego świata. Klasa zawodnika (w tym postawa fair play), postawa indywidualna, zdobyte trofea, a także dotychczasowa kariera gracza, rozwój kariery. Tylko że tak naprawdę można równie dobrze wyrzucić to do śmieci, bo to nie powyższe kryteria decydują o tym, kto postawi w gablocie Złotą Piłkę. Decydują o tym ludzie. Jak w filmie "Chłopaki nie płaczą". I nie możemy wysłać nikogo, kto by porozmawiał z nimi po swojemu.

Więcej treści sportowych znajdziesz również na Gazeta.pl!

Ludzie zdecydowali więc, że najlepszym piłkarzem na świecie został Leo Messi. Oceńmy ten wybór w kontekście wymienionych wyżej kryteriów. Klasa zawodnika i postawa fair play? Trudno się tak naprawdę do czegoś przyczepić. Zdobyte trofea? Puchar Hiszpanii i przede wszystkim Copa America. Dotychczasowa kariera? Nie ma o czym gadać, Messi to legenda piłki i jeden z najlepszych piłkarzy w historii. A jednak wybór wzbudził kontrowersje. Bo Robert Lewandowski pod względem liczb był po prostu lepszy. Zdobył mistrzostwo Niemiec. Rozwinął się fantastycznie, rok wcześniej był bezapelacyjnie najlepszy. Poza boiskiem też bez zarzutu.

I tak trwały przepychanki, bo nagle się okazało, że w tym roku absolutnie kluczowym kryterium były trofea reprezentacyjne i dotychczasowa kariera, a nie osiągnięcia indywidualne. Konsensus jest w tym przypadku w zasadzie niemożliwy. Wszystko zależy od interpretacji, sympatii i subiektywnej opinii dziennikarza. Dowodem na to są chociażby dosyć egzotyczne wybory płynące z niektórych krajów. Dziennikarz z Uzbekistanu wyróżnił Kyliana Mbappe przed Masonem Mountem. Brazylijczyk postawił na Kevina de Bruyne. Z kolei w symulacji Sport.pl przeprowadzonej przez Dominika Senkowskiego dziennikarz z Mali umieściłby w swojej piątce Bukayo Sakę z Arsenalu Londyn. Uzasadnień od dziennikarzy nikt nie wymaga, więc kryteria są jedynie wskazówkami. A na koniec i tak można zagłosować na któregokolwiek z nominowanych piłkarzy.

Plebiscyt FIFA Best rządzi się swoimi prawami

W poniedziałkowy wieczór odbyła się gala FIFA Best, czyli drugi najbardziej prestiżowy plebiscyt na najlepszego piłkarza świata. Tutaj zasady są jeszcze bardziej zawiłe. Przede wszystkim pod uwagę brany jest nie tyle 2021 rok, co okres od października 2020 do sierpnia 2021. To dawało spory handicap dla Messiego, który po przyjściu do PSG prezentuje się poniżej oczekiwań. To nie podlegało już jednak ocenie. Poza tym w tym plebiscycie najlepszego zawodnika wybierają nie tylko dziennikarze. Poza tym swoje głosy oddają kapitanowie reprezentacji narodowych, ich trenerzy i w końcu kibice. Głosy wszystkich tych grup mają taką samą wagę.

To też nie wydaje się rozwiązaniem idealnym. Bez urazy dla kibiców, ale trudno wyobrazić sobie mniej obiektywną i nieprzewidywalną społeczność. Mobilizacja jakiejś części fanów mogłaby spowodować, że wyniki przeszłyby nasze najśmielsze oczekiwania. Kiedyś kibice ekstraklasy dla szydery wybierali Dalibora Stevanovicia ze Śląska Wrocław najlepszym piłkarzem niemal każdego spotkania z udziałem wrocławian. W jednym z programów "Liga+Extra" prowadzący wówczas Andrzej Twarowski widząc kolejną gwiazdkę nad nazwiskiem piłkarza stwierdził, że najwyraźniej jest to faworyt do zgarnięcia Złotej Piłki. Dobrze, że do głosowania włącza się kibiców – przecież piłkarze grają dla nich. Z drugiej strony czy ich głos powinien ważyć tyle samo, co reszty? Gdyby pozwolić fanom głosować dowolnie na najlepszego piłkarza świata w dowolnym okresie, to nigdy nie wyszlibyśmy z duopolu Messi – Ronaldo.

Tylko że piłkarze i trenerzy nie muszą być lepsi. Pep Guardiola stwierdził niedawno, że "to nigdy nie jest niesprawiedliwe, jeśli Złotą Piłkę wygra Messi". Zawodnikom z kolei zdarza się głosować na swoich kolegów z zespołu. Być może słusznie. A być może dlatego, że chcą uniknąć medialnej burzy i nagłówków w stylu "czy między piłkarzami X i Y jest konflikt?". W plebiscycie FIFA The Best było to widać jak na dłoni. Robert Lewandowski za najlepszego trenera uznał Hansiego Flicka. Dziwić się Robertowi trudno, w końcu to z tym trenerem wygrał Ligę Mistrzów. Ale to było w 2020 roku. W ocenianym okresie Flick sięgnął "tylko" po mistrzostwo Niemiec. Jeszcze mniej złudzeń pozostawił Messi, który zagłosował na swoich partnerów z linii ataku w PSG - Kyliana Mbappe i Neymara.

Moda na nagrody pocieszenia

Czy istnieje idealne rozwiązanie? Oczywiście nie, bo zawsze będzie decydował czynnik ludzki.Organizatorzy sami to widzą i próbują ratować sytuację. Ale zamiast tego powstają tylko coraz większe "potworki". Modne okazało się bowiem wręczanie specjalnych nagród niektórym zawodnikom, żeby nie poczuli się zbyt poszkodowani. Tak było na gali Złotej Piłki, kiedy nagrodę dla najlepszego strzelca odebrał Robert Lewandowski. Podczas gali FIFA The Best nagrodę specjalną odebrał Cristiano Ronaldo. Tutaj absurd był jeszcze większy, bo zrobiono z tego wydarzenie wieczoru. Ronaldo jako jedyny pojawił się osobiście, podczas gdy reszta laureatów patrzyła na scenę przez ekrany komputerów. Odebrał statuetkę na sam koniec gali, nawet po Robercie Lewandowskim, który został wybrany najlepszym piłkarzem świata.

Przypomnijmy też, że podobny postulat wysuwał wspomniany już Paweł Fajdek. - Chcecie Robertowi osłodzić brak Złotej Piłki to wprowadźcie kategorie "Złota Piłka", "sportowiec globalny" - pisał. Taka nagroda miała wynagrodzić piłkarzowi brak zwycięstwa w plebiscycie "Przeglądu Sportowego", bo według Fajdka powinna wygrać Anita Włodarczyk.

I może właśnie dlatego należy traktować te plebiscyty z większym dystansem. Nie trzeba ich spychać na margines – w końcu najlepszych na świecie wybiera się wszędzie i w każdej dziedzinie. Są najlepsi aktorzy, muzycy, przedsiębiorcy i wielu innych. Czasami może się zdarzyć, że wynik plebiscytu będzie wyjątkowo sensacyjny lub kontrowersyjny. Może ktoś rzeczywiście wygra na skutek żartu. Wtedy możemy dyskutować, czy taka zabawa ma sens. Ale póki wszystko sprowadza się do tego, że o wynikach decydują ludzkie, subiektywne odczucia, to nie ma sensu skakać sobie do gardeł, skoro i tak nie da się zadowolić wszystkich. Może lepiej pogodzić się z tym, że nigdy nie będzie idealnie i sprawiedliwie dla każdego. Może nie warto też wymyślać na siłę nagród pocieszenia, żeby broń Boże któryś ze sportowców nie poczuł się urażony i nie rozpętał burzy w social mediach. Albo żeby uspokoić trochę jego kibiców. Bo w tym momencie przypomina to trochę postawę "masz i odczep się". A chyba nie o to w tych plebiscytach chodzi.  

Więcej o: