Po 18 Lewandowski w pośpiechu opuścił klinikę, po 19 podpisał kontrakt. To był wrogi transfer

Kacper Sosnowski
"Wtedy dotarło do mnie, czego tu dokonaliśmy. Odchodziłem do Bayernu, którego wszyscy nienawidzą. Jakbym odchodził z Lecha do Legii. Ale kilkadziesiąt tysięcy ludzi skandowało moje nazwisko. Jestem z tego dumny." - wspominał Robert Lewandowski w "Nienasyconym". Właśnie mija 8 lat od podpisania kontraktu, który dał Robertowi Lewandowskiemu prawie wszystko. Choć wówczas oznaczał też rezygnację z ogromnych madryckich pieniędzy.

 "Kilka miesięcy po odejściu Roberta Kucharski i szef Borussii Hans-Joachim Watzke spotkali się przypadkowo w Hamburgu. Borussia była wtedy akurat na dnie Bundesligi. Zaczynała się runda rewanżowa, w której Juergen Klopp ogłosi, że odchodzi z Dortmundu po sezonie. Nie był już w stanie zmotywować piłkarzy Borussii tak jak wcześniej. Watzke uśmiechnął się przy powitaniu z Kucharskim.

Zobacz wideo Messi futbolowym królem, PSG z szybkim marketingiem. Kulisy Złotej Piłki

– Gratulacje. Wiedzieliście, kiedy uciec z mojego okrętu - opisywał tamte wydarzenia Paweł Wilkowicz w książce "Nienasycony".

Chociaż Borussia Dortmund obiecała, że nie będzie utrudniała transferu w ostatnim roku kontraktu Lewandowskiego, to ostatecznie Polaka nigdzie nie puściła. To poniekąd sprawiło, że poza boiskowe wydarzenia na linii Dortmund – Monachium, ale też Madryt, przeszły do historii futbolu.

Lewy był zły na Bayern

To był wrogi transfer. W dodatku na początku pełen negatywnych emocji. Najwięcej w 2013 roku - co oczywiste - było ich w Dortmundzie. To tamtejsze media atakowały Lewandowskiego i jego menedżera Cezarego Kucharskiego, którzy nie ukrywali, że Polak chce opuścić BVB. Z tym faktem najpierw nie mogli pogodzić się też kibice. To dlatego Kucharski chciał wtedy pójść na medialną wymianę. Przecież to Borussia nie dotrzymywała obietnicy. Jeszcze kilka dobrych miesięcy wcześniej jej działacze z Watzke na czele uspokajali, że przy dobrej ofercie, czyli takiej na 28 milionów euro, sprzedadzą Polaka.

Wiedzieli, że chce go Bayern. Bawarczycy do Kucharskiego zgłosili się już w 2012 roku. Polak po swym pierwszym sezonie w Bundeslidze w kolejnych był na podium klasyfikacji strzelców. Poza tym utarł Bawarczykom nosa w finale Pucharu Niemiec w 2012 roku. Strzelił im 3 gole, a BVB zdobyła trofeum. Ponieważ działacze z Monachium zawsze starają się ściągać do siebie najlepszych graczy z ligi, tak też chcieli zrobić wtedy. To wtedy padły też deklaracje, że Bayern chce Lewandowskiego, a Lewandowski chce Bayernu, to była pierwsza obietnica wspólnej przyszłości.

Gdy jednak Bawarczycy wykupili z BVB Mario Goetzego, Dortmund stracił grunt pod nogami. Jego działacze uznali, że polskiego super snajpera w takiej sytuacji stracić już nie mogą. Dali jasny sygnał, że Lewy latem 2013 roku nigdzie nie pójdzie, nawet kosztem złamania obietnicy. Polak długo trawił tę sytuację. Był zdenerwowany i na BVB i na Bayern. Na Bawarczyków za to, że źle rozegrali całą akcję, że ogłosili Goetzego nim dopięli jego umowę z BVB.

Gole strzelane do końca i "ogromne bonusy"

Finał zamieszania był taki, że Lewy wypełnił swój kontrakt z BVB do końca. Zyskał jednak szacunek u kibiców, bo chęci, walki determinacji i kolejnych goli do końca sezonu mu nie brakowało. Strzelił ich dokładnie 20 i został nawet królem strzelców Bundesligi. Był do tego odpowiednio zmotywowany.

- Przy tym ostatnim roku w BVB renegocjowaliśmy kontrakt Roberta. Za te gole dostał wtedy bardzo dobre bonusy – przyznaje nam teraz Kucharski, sugerując, że była to forma zadośćuczynienia Borussii za zablokowanie transferu.

Sezon 2013/14 nie był jednak dla Lewego spokojny, a przynajmniej dużo działo się wtedy wokół niego w klubowych gabinetach. I tych w Monachium i w Dortmundzie i w Madrycie, ale też wszędzie w Europie: w Londynie (Chelsea i Arsenalu) czy Manchesterze (United i City). Puls polskiej stronie podniósł się, dopiero gdy to Real Madryt złożył ofertę marzeń. Klub, któremu Polak wbił 4 gole w półfinale Ligi Mistrzów. To była oferta marzeń sportowych i finansowych. W "Nienasyconym" Wilkowicz zdradza, że listopadowa propozycja Królewskich zapewniała Polakowi 81 mln euro w ciągu 6 lat, a to był wtedy klub, który pewnie kroczył po wygraną w Lidze Mistrzów i w 2014 roku ten najcenniejszy puchar zdobył. Tak jak zdobywał go trzy razy w czterech kolejnych turach. Działała też magia Realu i marzenia z młodości. To wszystko sprawiało, że choć Kucharski i Lewandowski byli po słowie z Bayernem, to Madryt lśnił i błyszczał im tysiącem kolorów, mącił w głowie. Oferta finansowa z Hiszpanii też był lepsza niż ta z Bawarii. W skali tych 6 lat o jakieś 20 milionów euro!

Więcej informacji o Robercie Lewandowskim znajdziesz na Gazeta.pl

Bicie się z myślami i złożona obietnica

Kucharski zakomunikował to zresztą władzom Bayernu. Ci niechętnie, ale jeszcze nieco poprawili swoją ostatnią propozycję. I tak była ona sporo niższa, od hiszpańskiej. Lewandowski ponoć długo bił się z myślami. - Zajęło mu to jakieś pół roku, tym bardziej że BVB robiła wszystko, by pół roku przed zakończeniem umowy sprzedać go do Madrytu, a nie oddawać do Monachium – przypomina nam teraz Kucharski. Dodaje, że z perspektywy lat nikt nie ma wątpliwości, że tamten wybór był właściwy i ze strony sportowej i finansowej. Obietnicę złożoną Bayernowi kilkanaście miesięcy wcześniej wypełniono, a Real chciał pozyskać Polaka jeszcze nie raz. Zresztą ten plan wydaje się zawsze aktualny. Po prawdopodobnie ostatnich noworocznych rozterkach, 4 stycznia 2014 roku Lewandowski pojawił się w monachijskim gabinecie doktora Hansa-Wilhelma Muellera. Wizyta u jednego z najlepszych ortopedów w Europie, zaczęła się w sobotnie popołudnie i trwała 4 i pół godziny. Towarzyszyło jej wielkie zainteresowanie paparazzi i dziennikarzy. Po 18.00 Polak opuścił w pośpiechu klinikę, nie udzielając koczującym na ulicy mediom żadnych informacji. W końcu po godzinie 19.00 Bayern poinformował, że podpisał kontrakt na pięć lat z "jednym z najlepszych napastników na świecie". Oficjalnie zawodnikiem Bayernu Polak stał się 1 lipca i wtedy pierwszy raz przywdział jego trykot.

"Dotarło do mnie, czego tu dokonaliśmy"

Ostatni mecz w Dortmundzie w żółtej koszulce Lewandowski rozegrał 10 maja. Kibice żegnali go na stojąco, skandowali jego nazwisko. Były kwiaty, zdjęcie w oprawie i łzy.

– Nawet się wzruszyłeś – zagaduje Ania.
– Aha. Jak na mnie to się wzruszyłem. Wtedy dotarło do mnie, czego tu dokonaliśmy. W Lechu hamowałem łzy podczas ostatniego meczu, też się wzruszyłem mocno. Ale tutaj, w Dortmundzie, było jeszcze coś. Odchodziłem do Bayernu, którego wszyscy nienawidzą. Jakbym odchodził z Lecha do Legii. Ale kilkadziesiąt tysięcy ludzi skandowało moje nazwisko. Jestem z tego dumny." - wspominał Lewy w "Nienasyconym".

Od tego czasu w Bayernie Polak zdobył 7 mistrzostw Niemiec, 3 krajowe puchary, 5 superpucharów, wygrał Ligę Mistrzów i Superpuchar Europy oraz Klubowe MŚ. Został też Piłkarzem Roku FIFA 2020 i Zdobywcą Złotego Buta za sezon 2020/2021. W sumie strzelił dla klubu 324 gole we wszystkich rozgrywkach (w 359 meczach), zdobył 5 tytułów króla strzelców i pobił rekord bramek w jednym sezonie Bundesligi należącym od 1972 roku do Gerda Muellera. Lewandowski ma w Monachium kontrakt ważny do czerwca 2023 roku. Obecnie trwają rozmowy na temat jego przedłużenia.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.