Wyjechał i znikł. Wrócił i się nie odnalazł. Wielki polski talent znów na bezrobociu

Kamil Wojtkowski był jedną z największych nadziei polskiej piłki. Kilka lat temu szlifował formę w szkółce RB Lipsk i był blisko debiutu w Bundeslidze. Dzisiaj po raz drugi w ciągu kilku miesięcy jest bezrobotny, a w Polsce kojarzy się go m.in. z powodu konfliktu z prawem.

Wojtkowski to wychowanek Pogoni Szczecin. W barwach tego klubu rozegrał osiem spotkań w ekstraklasie, a potem odszedł do RB Lipsk, które wkrótce miało stanowić o sile Bundesligi. Polak robił tam dobre wrażenie, znajdował się nawet w kadrze meczowej na spotkania ligi niemieckiej. Wydawało się, że debiut w Bundeslidze jest kwestią czasu. - Jestem gotowy. Od 1,5 roku ciężko pracuję na to, żeby móc tak powiedzieć. To jest ten moment. Na treningach z pierwszą drużyną nie odstaję – mówił Wojtkowski w rozmowie z WP Sportowe Fakty w 2017 roku.

Zobacz wideo Legenda Legii jednoznacznie: Jest winny chaosu. "To nie jest katastrofa. To skandal"

Niespełnione marzenie o Bundeslidze

I może nawet do tego debiutu by doszło, ale Wojtkowskiego dopadł pech – na zgrupowaniu polskiej kadry U-19 Polak złamał nogę. Potem wszystko potoczyło się szybko i nie najlepiej dla młodego zawodnika – RB Lipsk szedł po wicemistrzostwo kraju, awans do Ligi Mistrzów spowodował, że do zespołu mieli trafić kolejni, klasowi gracze. Tymczasem Wojtkowski się leczył, a na domiar złego klub zlikwidował drużynę rezerw. To spowodowało, że Wojtkowski musiał odejść z klubu. Tylko dokąd?

Media informowały o zainteresowaniu wielkich marek – Borussii Dortmund i Anderlechtu Bruksela. Walczyły o niego również polskie kluby, w tym Pogoń Szczecin, z której odszedł do Lipska. Ale, może trochę niespodziewanie, wyścig o Wojtkowskiego wygrała Wisła Kraków. Można było odnieść wrażenie, że Wojtkowski wraca z podkulonym ogonem. Kiedy w 2015 roku odchodził z Pogoni, powiedział w rozmowie z WP Sportowe Fakty, że "z Polski więcej się już nie wyciągnie". Spadła na niego krytyka za te słowa, ale młody zawodnik niespecjalnie się tym przejął. - Jeszcze wszystkim pokażę, jak jest naprawdę. I będę kimś więcej niż tylko graczem zaplecza, albo z ekstraklasy – odgrażał się.

Kibice przyjęli transfer Wojtkowskiego z wielkim entuzjazmem. Młody Polak, utalentowany, z renomowanego klubu, duża szansa na zarobek. Co może pójść nie tak? Jak się okazało – bardzo dużo.

Czterech trenerów i żaden nie dał sobie z nim rady

Wojtkowski podpisał kontrakt na trzy lata, co było dowodem, że w Krakowie wiązano z nim spore nadzieje. Kiedy pojawiał się na boisku, pokazywał, że ma talent, ale brakowało mu konkretów. Wielu kibiców i dziennikarzy domagało się wręcz większej liczby minut dla młodego Polaka. Wszyscy byli wówczas wpatrzeni w rewelacyjnego Górnika Zabrze, który oparł swój zespół o młodzież i notował znakomite wyniki.

Jednak czas mijał i jasne stało się, że brak minut u piłkarza nie jest spowodowany tym, że hiszpańscy trenerzy woleli stawiać na swoich rodaków tylko dlatego, że pochodzą z tego samego kraju i lubią flamenco. Z czasem jasne się stało, że Wojtkowski po prostu przegrywa rywalizację. Gdy spojrzymy na jego karierę w Wiśle z perspektywy czasu, to liczby są dla niego nieubłagane. W ciągu trzech lat zagrał dla Wisły 71 razy. Strzelił tylko cztery gole i zaliczył dwie asysty. Przypomnijmy, że to piłkarz występujący na skrzydle, bądź jako ofensywny pomocnik. Wynik mizerny, żeby nie powiedzieć kompromitujący. W ciągu tych trzech lat Wisła miała czterech trenerów – Kiko Ramireza, Joana Carrillo, Macieja Stolarczyka i Artura Skowronka. Mocniej postawiło na niego dwóch ostatnich, ale panowała opinia, że to głównie zasługa przepisu o młodzieżowcu. Trudno więc tłumaczyć wszystko tym, że trener uwziął się na Wojtkowskiego.

Głowa nie dojeżdża

Czas mijał, a kibice zastanawiali się, co powstrzymuje talent Wojtkowskiego przed eksplozją. Jak się okazało – głowa. Zarówno na boisku jak i poza nim. Na murawie Wojtkowski często podejmował złe decyzje. Kiedy miał podać – kiwał, spowalniał akcje, robiąc kółeczka. Widać było, że techniki mu nie brakuje, ale konkretów nie dawał za grosz. W końcu na jaw zaczęły wychodzić jego problemy z podejściem do zawodu. Nie jest już tajemnicą, że Wojtkowski regularnie spóźniał się na treningi. Sam się do tego przyznał na swoim Instagramie. – Spóźniałem się przez brak odpowiedzialnego podejścia do tematu. Mieszkałem sam i czasem nie budziłem się na budzik, a jak już sam tego nie zrobiłem, to nikt inny też nie pomógł – tłumaczył Wojtkowski. Do galerii wiślackich anegdot przejdzie historia, według której Wojtkowski miał skłamać, że miał wypadek samochodowy. Wszystko po to, żeby usprawiedliwić swoje kolejne spóźnienie. Według tej anegdoty Wojtkowski docierał do ośrodka treningowego w Myślenicach na piechotę, ale na jaw wyszło, że parkował swoje auto trochę dalej. Pewnego razu koledzy z drużyny mieli wykraść mu z szatni kluczyki do auta i zaparkować je na środku boiska treningowego.

W Krakowie postanowili nie czekać, aż Wojtkowski w końcu zacznie grać na miarę oczekiwań i pożegnano się z nim… bez żalu? Żal pewnie był, że nie udało się wykrzesać z zawodnika pełni jego potencjału. Sportowo jednak nie dawał argumentów za pozostaniem.

Wojtkowski aż przez trzy miesiące pozostawał bez klubu. W końcu postanowiła przygarnąć go Jagiellonia Białystok. Ale i tam nie udało się dotrzeć do głowy piłkarza. Od listopada 2020 do marca 2021 rozegrał raptem siedem spotkań. Nie strzelił gola, nie zanotował asysty. Zamiast tego wszedł w konflikt z prawem, który będzie mu z pewnością wypominany jeszcze długo. Wojtkowski podczas jazdy samochodem nie zatrzymał się do kontroli drogowej, spowodował stłuczkę, a potem uciekł z miejsca zdarzenia. Dzień później sam zgłosił się na komisariat. Dodatkowo media informowały, że badania toksykologiczne dały wynik pozytywny, co sugerowało, że Wojtkowski mógł być pod wpływem narkotyków. Piłkarz przyznał się jedynie do niezatrzymania się do kontroli. Tak czy siak, Wojtkowski musiał pożegnać się z Jagiellonią. Jego kontrakt został rozwiązany.

Pół roku bezrobocia. Co dalej?

W czerwcu związał się z greckim Volos NFC. W sieci ironiczne gratulacje zbierał agent piłkarza, który zyskał opinię "obrotnego", skoro załatwił Wojtkowskiemu kontrakt w siódmym zespole ligi greckiej. Ale Wojtkowski ponownie nie spełnił oczekiwań. Zagrał 10 spotkań (171 minut) i pożegnano się z nim.

Tym samym Wojtkowski od sierpnia 2020 roku do teraz zagrał zaledwie 17 spotkań. Łącznie przez sześć miesięcy był bezrobotny. Powiedzieć, że jego kariera znalazła się na zakręcie, to nic nie powiedzieć. Oczywiście, Wojtkowski ma 23 lata i na pewno nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, ale w trzech kolejnych klubach nie zachwycił, a w Polsce sprawiał mniejsze lub większe problemy wychowawcze. Cokolwiek nie wydarzy się w najbliższej przyszłości, Wojtkowskiemu trudno będzie pozbyć się łatki kolejnego zmarnowanego talentu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.