Gabriel Slonina zagrał ledwie 11 meczów w amerykańskiej MLS, a już robi furorę. Stał się ulubieńcem kibiców w Chicago i otrzymał powołanie do kadry USA - najpierw U-20, a ostatnio do dorosłej reprezentacji, choć sam wciąż nie wyklucza gry dla Polski. Nie zmieni tego nawet ewentualny występ w grudniowym meczu towarzyskim USA - Bośnia i Hercegowina. Wg przepisów FIFA, problem pojawiłby się dopiero wtedy, gdyby Slonina wystąpił w spotkaniu o punkty, czyli np. eliminacji do mistrzostw świata.
Gabriel Slonina: Czuję się i Polakiem, i Amerykaninem. Wiem, że wielu by chciało, bym się określił, ale jestem emocjonalnie związany z oboma narodami.
Moi rodzice pochodzą z Polski, w domu mówimy po polsku i lubimy polską kuchnię, ale nie można zapominać, że ja i mój starszy brat urodziliśmy się i dotychczasowe życie spędziliśmy w Stanach. Mówię po angielsku chyba lepiej niż po polsku. Zresztą, chyba słychać, że mój polski nie jest najlepszy...
- Bardzo mi miło. Moi rodzice są z Tarnowa, a z Polski wyjechali, gdy mieli 20-21 lat. Nie znając nawet angielskiego przyjechali do Chicago i zaczęli tu nowe życie. Ja czuję się Polakiem i Amerykaninem. Myślę, że pod tym względem jest dokładnie po równo, 50 na 50.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl.
To było pierwsze zgrupowanie po dwuletniej przerwie spowodowanej pandemią, więc nie mieliśmy wiele czasu na trening przed pierwszym meczem (0:4 z Brazylią – red.), ale każdy przyjazd na kadrę to jest fajna sprawa. To coś zupełnie innego niż rozgrywki ligowe, mówimy o zgrupowaniu najbardziej utalentowanych zawodników w kraju. To duże wyróżnienie, a teraz już przygotowuję się na grudniowe zgrupowanie dorosłej reprezentacji.
- Nie, zupełnie nie. Wciąż nie zadecydowałem, którą kadrę ostatecznie będę reprezentował. Uwierz mi, to jest wciąż 50:50. Jeszcze nigdy nie miałem okazji być na zgrupowaniu którejkolwiek reprezentacji Polski, a muszę powiedzieć, że naprawdę na to czekam. Chciałbym zagrać w koszulce z orzełkiem na piersi, bo wiem, że to coś wyjątkowego. Obserwuję obie reprezentacje, uwielbiam zarówno Polskę, jak i USA i wiem, że czeka mnie bardzo trudna decyzja. Muszę wybrać to, co będzie dla mnie najlepsze i dlatego naprawdę chciałbym zobaczyć, jak to wszystko wygląda w reprezentacjach Polski.
- To zupełnie nie tak. Dwa lata temu rozmawiał on z moim tatą, ale miałem wtedy tylko 15 lat i nie tyle nie byłem zainteresowany, co zwyczajnie się bałem. Wiem, że nie mówię najlepiej po polsku i trochę mi weszło do głowy to, że nie zostanę dobrze przyjęty. Byłem wystraszony, obawiałem się tego, ale od tego momentu wiele się zmieniło. Z perspektywy czasu, na sto procent zmieniłbym tamtą decyzję, gdybym tylko mógł.
- Coś było, ale nie chciałbym na razie zbyt wiele o tym mówić, żeby czegoś nie pokręcić.
- Chcą, abym już teraz zdecydował się na kadrę USA, ale myślę, że jestem jeszcze daleko od ostatecznej decyzji. Czekam na powołanie z Polski, ale zdaję sobie też sprawę, że może ono nie przyjść w ogóle. Wówczas ta sytuacja rozwiąże się sama. Zobaczymy.
- Szczerze? Nie wiem, skąd to się wzięło. Nigdy z nim nie rozmawiałem.
- Ale też czytałem o tym w mediach. Nie wiem jednak, skąd wzięła się ta informacja.
- Nie stawiam sobie żadnego terminu.
- Nie, oni wiedzą, że to moja decyzja. To moje życie i moja kariera, dlatego sam muszę podjąć tę decyzję. Wiem jednak, że bez względu na mój wybór, zawsze będę mógł liczyć na ich stuprocentowe wsparcie.
- Oczywiście. Kilka lat temu polecieliśmy z bratem, by odwiedzić rodzinę. Cała rodzina od strony taty żyje w Polsce, w USA oprócz nas jest tylko kilka osób od strony mamy. Byłem tam w trakcie wakacji, a do tego kilkakrotnie z Chicago Fire lataliśmy na turnieje do Zakopanego. Wówczas rodzina oglądała mnie w grze i to było coś naprawdę miłego.
- Warszawa, Kraków... Byliśmy w wielu miejscach, a gdy przylatywaliśmy z drużyną do Zakopanego, to oczywiście zwiedziliśmy miasto i okolice. Udało się wiele zobaczyć, choć trochę czasu już minęło i zdążyłem zapomnieć. W pamięć zapadło mi jednak to, że w Polsce jest naprawdę fajnie.
- To prawda, ale po tym sezonie jego kontrakt nie będzie przedłużony i będzie musiał szukać nowego klubu.
- To jest zawsze coś innego, gdy możesz trenować z bratem. Razem jeździliśmy na treningi, razem trenowaliśmy, jest między nami prawdziwa więź, mogliśmy razem to wszystko przeżywać, również w domu. Zobaczymy, jaką drogę teraz wybierze, trzymam za niego kciuki.
- Pierwszy mecz rozegrałem już w sierpniu z New York City (0:0), gdy nasz podstawowy bramkarz (Robert Shuttleworth – red.) miał problem z kolanem. Później jednak, gdy on wyzdrowiał, przez kilka tygodni znowu byłem rezerwowym. Musiałem więc pracować i pokazać, że jestem gotowy na kolejną szansę. Pod koniec sezonu, chyba na dziesięć kolejek przed końcem, gdy już było wiadomo, że będzie nam trudno awansować do play-off, trener znów na mnie postawił. Być może chciał mnie sprawdzić, a mi nie pozostawało nic innego, jak grać jak najlepiej potrafię. To była dla mnie szansa i myślę, że mecze w moim wykonaniu były naprawdę dobre. Pokazałem, że mogę być pierwszym bramkarzem Fire i teraz będę dalej się starać, aby to udowadniać.
- Szczerze? Staram się w ogóle o tym nie myśleć. Jestem skoncentrowany na tym, aby być każdego dnia coraz lepszym i to się nie zmienia. Staram się pilnować wszystkiego – ciężko trenuję, zwracam uwagę na odżywianie. Nie patrzę na to, jak szybko się to wszystko potoczyło, ale na to, co mogę z tym teraz zrobić.
- No tak, to prawda. Dużo ludzi do mnie pisze, że są zadowoleni z mojej gry, ale wiem, że ja sam muszę być dalej skoncentrowany na swoim rozwoju, bo gdyby to zaczęło na mnie wpływać, to nie byłoby dla mnie dobre. Muszę dalej pracować tak, jak to robiłem do tej pory.
Kibice są dla mnie wielkim wsparciem. Zawsze to słyszę w trakcie meczów. Co więcej, jestem taki, że lubię wchodzić z nimi w interakcję. Gdy strzelimy gola, zawsze się do nich odwracam. Staram mieć z nimi więź i cieszę się, że ja i cała drużyna możemy liczyć na ich doping. Dzięki temu mecze na własnym stadionie są dla nas wyjątkowe. Wiem, że dzięki nim jesteśmy w stanie dać z siebie więcej.
- Przede wszystkim na boisku zawsze jestem sobą. Nie myślę o tym, co mogłem zrobić lepiej, ani co może się wydarzyć w ostatniej minucie. Koncentruję się tylko na tym, co tu i teraz, co do minuty. Kiedy puszczam bramkę, nie myślę o tym, tylko już skupiam się na następnej akcji. To mi naprawdę pomaga.
- To prawda, ale nie trenowałem wówczas wiele z pierwszym zespołem, lecz z akademią. Dopiero w kolejnym sezonie zostałem włączony do pierwszej drużyny i od tego czasu staram się robić wszystko, aby każdego dnia stawać się lepszym.
- Chcę być najlepszym bramkarzem na świecie. Nie boje się tego powiedzieć. Chcę wygrywać i bić rekordy.
- To moje marzenie i każdego dnia staram się robić wszystko w tym kierunku, aby mogło się ono spełnić. W nowym sezonie chcę być pierwszym bramkarzem Fire, a także poprawiać wszystkie elementy swojej gry.
- Chyba najbardziej grę nogami, bo współczesny bramkarz musi umieć to robić. Zamierzam pracować przez cały okres przygotowawczy, aby móc później dzięki temu jak najbardziej pomagać drużynie.
- Myślę, że jest to moja mentalność. Nigdy się nie poddaję i zamierzam pracować przez całe życie, aby być najlepszym. A gdy coś się nie udaje, to nie ma mowy o spuszczaniu głowy, wtedy pracuję jeszcze ciężej.
- Gianluigiego Donnarummę, bo tak jak ja bardzo wcześnie rozpoczął profesjonalną karierę. Bardzo młody wskoczył do bramki Milanu, jest wysoki i zarazem bardzo szybki. Ponadto imponuje mi Manuel Neuer, gdyż odmienił on całą rolę bramkarza. Dzięki niemu teraz jest jedenastu piłkarzy na boisku, a nie dziesięciu plus bramkarz. Nie tylko wielokrotnie ratuje swoją drużynę, ale też rozpoczyna atak zespołu od bramki.
- Koncentruję się na grze w Chicago Fire, bo wiem, że jak będę myślał o innych klubach, to może się to źle odbić na mojej formie.
- Naprawdę nie mam żadnych konkretnych marzeń z tym związanych. Prawdę mówiąc, prawie o tym nie myślałem. Oglądam wszystkie wielkie drużyny. Każdy chciałby kiedyś zagrać w jednej z nich, w Lidze Mistrzów, ale teraz jestem w Chicago i dla tego klubu gram, jak najlepiej potrafię.