Skandal w polskiej lidze. Lata dyskwalifikacji. Przekroczył wszystkie granice

Zawodnik, który splunął sędziemu prosto w twarz w meczu zielonogórskiej A klasy, został ukarany grzywną oraz trzyletnią dyskwalifikacją - informuje TVP Sport.pl

Do zdarzenia doszło 14 listopada. Podczas meczu Cuprum Czciradz - Piast Parkovia Trzebiechów. Konkretnie w 26. minucie spotkania, kiedy sędzia Wojciech Ganczar podyktował rzut karny. To nie spodobało się zawodnikowi gospodarzy, który podszedł do arbitra i napluł mu w twarz. - Znam relacje z tego wydarzenia z różnych źródeł i mogę jednoznacznie stwierdzić, że to, co się stało, to jest skandal - mówił już trzy tygodnie temu Paweł Horożaniecki, przewodniczący Żarsko-Żagańskiego Podkolegium Sędziów Lubuskiego Związku Piłki Nożnej.

Zobacz wideo Tak Lewandowski rozpoczął kampanię o kolejną Złotą Piłkę. "To jest gra o coś więcej"

"Jak długo można znosić przemoc, jaka spotyka sędziów?"

Sprawę już trzy tygodnie temu na TVP Sport opisał były sędzia międzynarodowy i ekspert Rafał Rostkowski, który porozmawiał m.in. z Horożanieckim. - Sędzia Wojciech Ganczar to dobry chłopak. Szkoda mi go. Jest sędzią klasy A, ale absolutnie nie można mówić, że jest słabym sędzią. Wręcz przeciwnie, na tym poziomie rozgrywek należy do czołowych arbitrów. Ma pewne cechy, które go pozytywnie wyróżniają. Mamy nadzieję, że Wojciech nie zrezygnuje z sędziowania, choć wielu ludzi rezygnuje po znacznie drobniejszych incydentach niż te przykrości, które jego spotkały. On jest twardy, bardzo odporny, ale jak długo można znosić przemoc, jaka spotyka sędziów? - pytał retorycznie Horożaniecki, który dla zawodnika znieważającego arbitra domagał się nawet dożywotniej dyskwalifikacji.

Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl

Rostkowski teraz informuje, że kara jest znacznie mniejsza, tak jak krótkie i bardzo ogólne jest jej uzasadnienie, które opublikował Lubuski ZPN: "Rażące niesportowe zachowanie, naruszenie nietykalności cielesnej".

Za tym uzasadnieniem kryje się grzywna, której wysokości nie ujawniono oraz trzyletnia dyskwalifikacja dla zawodnika. - Nie wiem jak to skomentować, więc może nie będę komentować - mówi sędzia Ganczar w TVP Sport, po czym dodaje, że nie do końca wie, dlaczego w ogóle został wezwany przez Wydział Dyscypliny. - Przecież wszystko, co się wydarzyło, opisałem w sprawozdaniu i załączniku. Byli świadkowie, sędziowie asystenci, również inne osoby, a opis zdarzeń w załączniku swoim podpisem potwierdził również kierownik drużyny gości. Ale skoro mnie wezwano, to przyjechałem. Byłem tylko zapytany, czy potwierdzam to, co napisałem, i czy podtrzymuję, że zostałem opluty. Oczywiście, potwierdziłem i podtrzymałem. Inni świadkowie też to potwierdzili.

"Nie chcemy być kojarzeni z przemocą w piłce nożnej"

Incydent nie spodobał się dyrektorowi jednej z firmy sponsorujących Lubuski ZPN, który już tydzień temu w rozmowie z TVP Sport nie mógł zrozumieć, czemu wszystko tak długo trwa. - Skontaktujemy się z władzami Lubuskiego Związku Piłki Nożnej, przekażemy im naszą dezaprobatę dla odwlekania decyzji w sprawie oplucia arbitra, bo w takich sytuacjach są potrzebne szybkie reakcje. Ich brak kojarzy się z pobłażaniem dla zjawisk, których nie akceptujemy - mówił.

I dodawał: - Nie chcemy być kojarzeni z przemocą w piłce nożnej, ani takimi incydentami jak plucie na sędziego. To jest godne potępienia i wymaga stanowczego działania. Nie tolerujemy takich incydentów. Wyrażam niezadowolenie z powodu tej sytuacji i będziemy w tej sprawie reagować.

- Taka kara nie zmienia moich planów. Skieruję sprawę na drogę sądową. To nie było zwykłe naruszenie nietykalności cielesnej. To było splunięcie. Prosto w twarz. W twarz sędziego - mówi Ganczar.

"Gazeta Wyborcza" przypomina, że to niejedyna kontrowersyjna sprawa, która negatywnie wpływa na wizerunek LZPN. W listopadzie kraj obiegła informacja, że prezes związku nie zgodził się na przełożenie meczów czwartoligowej drużyny Czarnych Żagań, choć zespół przestał istnieć z dnia na dzień. Dziesięciu piłkarzy to zawodowi żołnierze, którzy wyjechali na polsko-białoruską granicę.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.