Bieda aż piszczy. Tysiące kilometrów autobusem i gigantyczna sensacja

Dawid Szymczak
Ta historia jest streszczeniem afrykańskiej piłki, w której pasja, romantyzm i poświęcenie mieszają się z absurdami i biedą. Binga FC to drugoligowiec, który sensacyjnie zdobył Puchar Mali. Tytuł był przepustką do podróży po całym kontynencie - małymi jeepami po gruntowych drogach, bo klubu nie stać na loty.

Miesiąc temu Manchester United na mecz do oddalonego o 130 km Leicester poleciał czarterowym samolotem. Lot trwał 10 minut. Autobus jechałby półtorej godziny. Za długo. Ekolodzy krytykowali, część kibiców pukała się w głowę, a dziennikarze wytykali klubowi hipokryzję, bo raptem cztery miesiące wcześniej, po podpisaniu umowy z Renewable Energy, zaczął kampanię na temat odnawialnych źródeł energii i konieczności zredukowania emisji dwutlenku węgla. 10-minutowy lot raczej nie był jej elementem. Wygoda na wynik i tak się nie przełożyła. Manchester przegrał 2:4.  

Zobacz wideo Borek: Ktoś próbuje to Lewandowskiemu wmówić. To jest absurd

Binga FC nie stać na loty, więc piłkarze jeżdżą na mecze autobusem i małymi jeepami

Na taki komfort nie mają co liczyć zawodnicy Binga FC. Drugoligowy klub słynie z niezłej pracy z młodzieżą, ale dorośli piłkarze dotychczas chluby mu nie przynosili. Aż w zeszłym sezonie sensacyjnie wywalczyli Puchar Mali i tym samym awansowali do kwalifikacji Pucharu Konfederacji CAF, czyli afrykańskiego odpowiednika Ligi Europy, w którym grają zespoły z całego kontynentu. To pisana przez Bingę historia jest w tych rozgrywkach najpiękniejsza.

Po awansie się zaczęło. Klubu nie było stać na bilety lotnicze, więc piłkarze wsiedli do autobusu. Pierwsza podróż — do Monrowii, czyli stolicy Liberii na mecz z Club Breweries. Dystans — 1400 km. Inne 1400 km niż w Europie. W Mali jeszcze jakoś się jechało, ale w Gwinei część dróg była nieutwardzona, więc kierowca musiał znacząco zwolnić. A gdy wydawało się, że najgorsze za nimi, na granicy Gwinei z Liberią celnicy uparli się, że ten autobus do Liberii nie wjedzie. Piłkarze pokonali zatem granicę pieszo, a po drugiej stronie czekało na nich kilka małych jeepów. Zajęli miejsca na pakach — jeden przy drugim. W takich warunkach pokonali ostatnie 400 km. Podróż trwała w sumie 18 godzin. Mimo to, następnego dnia pokonali gospodarzy 2:0. 

Pierwsza podróż Bingi FC trwała 18 godzin. Piłkarze przejechali 1400 kmPierwsza podróż Bingi FC trwała 18 godzin. Piłkarze przejechali 1400 km screen

Wydawało się, że w drugiej rundzie eliminacji — przynajmniej pod względem logistycznym — będzie im łatwiej. Trafili na ASFA Yennenga Ouagadougou, czyli klub z sąsiedniego Burkina Faso, który coś w afrykańskim futbolu znaczy: ma 12 mistrzostw kraju i sześć awansów do tamtejszej Ligi Mistrzów. W starciu z malijskimi amatorami był pewniakiem do awansu. Pierwszy mecz został rozegrany w Mali i do sensacji nie doszło. Goście wygrali 1:0. W drużynie Bingi FC nikt jednak nie rozpaczał. Nie dość, że obyło się bez kompromitacji, to na rewanż wystarczyło przejechać 900 kilometrów.

Problem w tym, że afrykańska federacja piłkarska nie dopuściła przestarzałego stadionu ASFA Yennenga i przeniosła mecz do Abidżanu, stolicy Wybrzeża Kości Słoniowej. Ponad 1100 km od Bamako, stolicy Mali, gdzie siedzibę ma Binga. Lot trwałby półtorej godziny. Piłkarze jechali autobusem — w dodatku jak na ścięcie — prawie 17. Ale tym razem przynajmniej na granicy obyło się bez problemów.

Druga podróż - 1100 km. Ale przynajmniej na granicy nie było problemówDruga podróż - 1100 km. Ale przynajmniej na granicy nie było problemów screen

Znużenie podróżą? Zmęczenie? Zniechęcenie? Piłkarzom Bingi to wszystko wydaje się obce. Zagrali tak, jakby nie doskwierał im ból mięśni czy zasiedzenie. W Abidżanie sprawili sensację. Doprowadzili do rzutów karnych i wygrali 7:6. - To dla kibiców w Mali! To wszystko dla nich! To, co robimy, dedykujemy wszystkim Malijczykom! - wydzierał się zaraz po meczu rozentuzjazmowany trener Ousmane Guindo.

Mali podróżnicy zagrożeni grzywną i dyskwalifikacją. Nie wiadomo, czy mecz się odbędzie

Na liczniku piłkarze Bingi FC mają już 5 tys. kilometrów. Została im ostatnia runda kwalifikacji. Za nią są już salony, na których dawno nie gościł żaden amatorski klub. Niestety, Malijczykom znów nie dopisało szczęście. Trafili na Zanaco FC, silny klub ze stolicy Zambii, oddalonej od Bamako o… 7500 kilometrów. Trasa prowadziłaby przez Burkina Faso, Benin, Nigerię, Kamerun, Kongo, Demokratyczną Republikę Konga i Angolę. Zajęłaby od pięciu do sześciu dni. Za dużo nawet dla tak niestrudzonych i dzielnych podróżników. 

Wygląda na to, że w tej romantycznej historii zabraknie szczęśliwego zakończenia, bo za niestawienie się na meczu afrykańska federacja zgodnie ze statutem nakłada na kluby grzywnę 15 tys. dolarów i wyklucza z gry w Pucharze Konferencji na dwa lata. Dla skromnego klubu z Bamako będzie to potężny cios. Na wsparcie malijskiej federacji czy ministerstwa sportu, mimo próśb, nie ma co liczyć. Na ich kontach też nie ma tyle pieniędzy, by wspierać każdy walczący w pucharach klub. A gdyby pomogli Bindze, zgłosiliby się następni.

Niektórzy dziennikarze przewidywali, że jedynym ratunkiem dla klubu jest publiczna zbiórka pieniędzy. Binga zyskała wielu zwolenników, zachwyconych jej historią i poświęceniem piłkarzy. Kibice, chcąc poznać jej kolejne rozdziały, mogliby pomóc. — Mieszkańcy Mali są wielkimi entuzjastami. Sądzę, że zrobią wszystko, żeby ich zespół dotarł do Zambii. Są w stanie zebrać pieniądze, by kupić piłkarzom bilety i wygrać z przeciwnościami — mówił Zounon Hugues Zinsou, dziennikarz z Beninu, w rozmowie z Zambiansoccernet.com.

W afrykańskich mediach brakuje jednak informacji, czy zbiórka się powiodła. Pytamy o to dziennikarzy z Zambii, Mali i Liberii, którzy opisywali przygodę Bingi, jednak oni również rozkładają ręce. — Na razie nie wiadomo, czy mecz się odbędzie i czy piłkarze na niego wyruszyli — słyszymy. Spotkanie jest zaplanowane na niedzielę 28 listopada, a oficjalna strona CAF nie wspomina, by miało zostać odwołane.

Jeśli Binga dotrze do Zambii — samolotem, autobusem lub jeepami — i sprawi kolejną sensację, zagra w fazie grupowej Ligi Konfederacji. A pieniądze za awans powinny wystarczyć na sfinansowanie następnych lotów.

Więcej o:
Copyright © Agora SA