Piłkarz ŁKS-u odszedł i wysuwa bardzo poważne oskarżenia. "FIFA zna sprawę"

Mikkel Rygaard skomentował sprawę rozwiązania kontraktu z ŁKS-em, o którym klub poinformował w środę. - Słabe było to, że działacze nas okłamywali. Wchodził prezes do szatni, mówił, że zapłacą tego czy tamtego dnia. Ale dane słowo nie było dotrzymywane, pieniądze nie przychodziły - stwierdził w rozmowie dla portalu WP Sportowe Fakty.

"Mikkel Rygaard podpisał kontrakt z ŁKS-em pod koniec ubiegłego roku, a jego przyjście miało pomóc drużynie w powrocie do ekstraklasy. Cel nie został osiągnięty, a w obliczu niesatysfakcjonujących wyników sportowych w trakcie rundy jesiennej obecnych rozgrywek zawodnikowi przedstawiono propozycję rozliczenia kontraktu z końcem 2021 roku. Piłkarz odrzucił jednak tę ofertę i dokonał innego wyboru - decydując się na rozwiązanie kontraktu z winy klubu" - przekazał klub w środę w sprawie Rygaarda

Zobacz wideo Ile zarabia trener piłki nożnej w Polsce?

Piłkarz ŁKS-u rozwiązał kontrakt. "Zaległości sięgały czasem nawet trzech wypłat"

Teraz Rygaard tłumaczy całą sprawę ze swojej perspektywy. - Największym problemem okazał się brak awansu do Ekstraklasy. W pewnym momencie, my, piłkarze, zauważyliśmy, że pieniądze nie przychodzą, albo przychodzą z bardzo dużym poślizgiem. Rozmawialiśmy o tym sporo w szatni, bo sprawa dotyczyła również innych graczy. Zaległości sięgały czasem nawet trzech wypłat, choć najczęściej wyglądało to tak: nie płacili przez dwa miesiące, a potem przelewali jedną pensję - wskazał Duńczyk w rozmowie dla portalu WP Sportowe Fakty

Piłkarz był zdziwiony, że w Polsce tak wygląda sprawa z płacami, ale koledzy w rozmowach przyznawali, że czasem kluby nie płacą na czas. - Słabe było to, że działacze nas okłamywali. Wchodził prezes do szatni, mówił, że zapłacą tego czy tamtego dnia. Ale dane słowo nie było dotrzymywane, pieniądze nie przychodziły. Nie jest dla mnie łatwo mówić o tym publicznie, ale nie mogę sobie wyobrazić, że coś takiego wciąż jest możliwe w profesjonalnej europejskiej piłce - opisał Rygaard. 

"Dyrektor Przytuła sprowadził mnie do klubu, a potem, przez 23 dni, nie znalazł sekundy, żeby porozmawiać"

Zawodnik był jednym z najlepiej opłacanym piłkarzem ŁKS-u - zarabiał około 50 tysięcy złotych. Jakie kroki podjął wobec braku wypłat? - Wysłałem klubowi wezwanie do zapłaty. To było 11 października. Przepisy stanowią, że klub ma 14 dni na reakcję. Ale nic się nie wydarzyło. Dałem im więc pięć kolejnych dni. I znów nic. Ostatecznie, po 23 dniach, podjąłem decyzję o rozwiązaniu kontraktu - tłumaczył Mikkel Rygaard. Piłkarz poinformował o wszystkim Polski Związek Piłki Nożnej, choć jak się okazuje, sprawa trafiła też na wyższy szczebel. - FIFA też zna sprawę - dodał Duńczyk.

ŁKS zalega Rygaardowi jedną pensję, ale nie uregulował jeszcze innych kwestii

ŁKS w tym momencie zalega Rygaardowi jedną pensję - tak jak stwierdził w oświadczeniu. To jednak nie wszystko. - Klub nie wypłacił mi ustalonego wcześniej bonusu, zalega mi też z zapłatą za podpis - wskazał zawodnik. 

Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl.

Duńczyk był jedynym z najdroższych w utrzymaniu zawodników klubu, ale nie spełniał oczekiwań na boisku. 30-letni ofensywny pomocnik zagrał w barwach ŁKS-u 31 spotkań, w których strzelił dwa gole i zaliczył trzy asysty. Co ciekawe, zawodnik zaczął grać na miarę potencjału pod koniec występów w klubie. W zremisowanych 2:2 derbach Łodzi przeciwko Widzewowi zaliczył asystę, a w kolejnym meczu z Górnikiem Polkowice zdobył bramkę na wagę remisu 1:1.

W pierwszym spotkaniu bez Rygaarda ŁKS w upokarzającym stylu przegrał 0:3 z Odrą Opole. W tabeli Fortuna I Ligi jest na dziewiątym miejscu z dorobkiem 22 punktów po piętnastu spotkaniach.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.