W poniedziałek oficjalnie zaprezentowano 27-osobową listę powołanych na najbliższe zgrupowanie reprezentacji Polski. W jego trakcie nasza kadra rozegra dwa ostatnie spotkania eliminacji mistrzostw świata w Katarze. Najpierw 12 listopada Polacy zagrają na wyjeździe z Andorą, a następnie 15 listopada na Stadionie Narodowym z Węgrami.
Wśród powołanych przez Paulo Sousę zabrakło miejsca dla Jakuba Świerczoka. 28-letni napastnik w letnim okienku transferowym przeniósł się z Piasta Gliwice do japońskiego Nagoya Grampus i od tamtej pory nie został ani razu powołany przez Portugalczyka. Jednak według jego agenta Jarosława Kołakowskiego nie jest to spowodowane słabą dyspozycją piłkarza, ponieważ obecnie robi on furorę w lidze japońskiej. Problemem jest koronawirus i restrykcje obowiązujące w Japonii.
- Wylądował w Japonii tak, jak Wojciech Fortuna w Sapporo. Dobrze zaczął, dużo strzela, ale jest w trudnym momencie. Problemem jest koronawirus. Każdy wyjazd to dwa tygodnie kwarantanny. Po meczu Ligi Mistrzów w Korei piłkarze musieli siedzieć dwa tygodnie w hotelu. Strzelił już dziewięć bramek, ale szkoda ostatniego meczu. Nagoya chce grać w Lidze Mistrzów, a żeby to się stało, musi znaleźć się na trzecim miejscu. Grali z Kobe, prowadzili 2:0. Nie wiem, dlaczego trener ma pomysł, że niekiedy zdejmuje Świerczoka z boiska. Kuba, gdy jest na boisku, zawsze może strzelić bramkę. Nie dociągnęli tego. Iniesta strzelił z karnego na 2:2 i Vissel Kobe nadal ma przewagę nad Nagoyą - opowiadał Kołakowski w programie "Polacy pod lupą" na antenie Kanału Sportowego.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na stronie głównej Gazeta.pl.
- Gdy przedstawiłem mu koncepcję Japonii, był sceptycznie nastawiony. Miało być to dla niego nowe otwarcie. W Europie jest już jakoś oceniany i ciężko byłoby mu trafić do bardzo mocnego klubu, w którym zrealizowałby swoje oczekiwania. W Azji może być gwiazdą - przyznał menedżer.
Kołakowski odniósł się także do sytuacji innego swojego podopiecznego - Przemysława Płachety, który w przeciwieństwie do Świerczoka otrzymał powołanie na najbliższe zgrupowanie reprezentacji. Pomocnik Norwich City zadebiutował w ubiegły weekend w Premier League. Wcześniej miał jednak bardzo długą przerwę. - Jego przerwa w treningach to fałszywy alarm. Zmieniły się kryteria oceny zdrowia zawodników. Gdy Norwich znalazło się w Premier League, musiało być przeprowadzonych więcej badań. Jeden ze wskaźników był zawyżony, co spowodowało przerwę. Musieli to sprawdzić. A to powodowało, że musiał odpuścić sobie treningi i poczekać. Przeszedł ciężko koronawirusa i pewne kwestie były rozregulowane. Był bez treningu przez około trzy tygodnie - przyznał menedżer.