Szalone derby Łodzi! Kuriozalny błąd i cztery gole. Na trybunach też się działo

Jakub Balcerski
Ten mecz miał absolutnie wszystko. Emocje do końca, starcia kibicowskie na trybunach, cztery gole, czerwoną kartkę i wyrównaną grę, a po wszystkim można stwierdzić, że pomimo wielkiego zagrożenia widowiska sportowego nie zakłóciło nic, co poza piłką. To lista sukcesów 67. derbów Łodzi.

17:00, stadion Widzewa, głos mają kibice ŁKS-u. Zaczynają obrażać rywala na godzinę przed pierwszym gwizdkiem 67. Derbów Łodzi. To niekoniecznie najmilszy, ale jednak historyczny obrazek. Po raz pierwszy od dwunastu lat na meczu pojawili się kibice gości i szybko prowadzili swoisty "dialog" ze znienawidzonym rywalem. Ten nie ucichł w zasadzie aż do początku meczu.

Zobacz wideo Włoski dziennikarz chwali trzech piłkarzy Legii. „Podobał mi się już w meczu ze Spartakiem"

Derby Łodzi przerwane już w ósmej minucie. Do gry wkroczyli "zegarmistrzowie"

Głośny komunikat z głośników uświadamiający kibiców o tym, że "na imprezach masowych używanie środków pirotechnicznych jest zabronione" mógłby zostać symbolem meczu na stadionie przy alei Piłsudskiego. Najpierw jeden sygnał, potem powtórzenie. Przerwa? Już w ósmej minucie ze względu na odpalenie rac na niemal całej trybunie z najbardziej zagorzałymi kibicami Widzewa. Wszystko w ramach oprawy z transparentem "Czas do waszego końca odmierzają" dopełnionym przez wprowadzony później nad poprzedni napis hasłem "zegarmistrzowie". I najpierw na główną część trybuny wjechała płachta z czterema kibicami Widzewa w kominiarkach, potem kościotrup trzymający zegar, a następnie przyszła pora i na race. Stadion zadymiony, gra zatrzymana.

Oprawa kibiców Widzewa podczas derbów Łodzi
Oprawa kibiców Widzewa podczas derbów Łodzi Sport.pl

Na trybunie, na której zgromadziło się 907 kibiców gości działo się mniej, niż można było się spodziewać. Kilku kibiców ŁKS-u ciągle zajmowało miejsce blisko przestrzeni buforowej oddzielającej sektor od reszty obiektu. Odpowiadający kibice Widzewa najbliżej sektora rywali i policji zostali spryskani gazem, ale do większych starć nie dochodziło.

Kuriozalny błąd Wrąbla! Deja vu sprzed roku

A sportowo? Początek meczu należał do Widzewa, ale jak się okazało kilka wejść blisko pola karnego Dawida Arndta było jedynym tak dobrym fragmentem gospodarzy w pierwszych 30 minutach meczu. Po wznowieniu gry po przerwie wywołanej odpaleniem rac inicjatywę przejął ŁKS. I kibice Widzewa mogli przeżyć deja vu z pierwszych derbów zeszłego sezonu. Wtedy w 16. minucie do bramki trafił Maksymilian Rozwandowicz, teraz minutę później gola strzelił Pirulo.

Ale największym bohaterem tej bramki był jednak bramkarz Widzewa, Jakub Wrąbel. Pirulo dobiegł zza linii bocznej do piłki, którą wcześniej udało mu się pozostawić w boisku, znalazł pozycję do strzału sprzed pola karnego. Huknął, a piłka odbiła się jeszcze od obrońcy Widzewa, Daniela Tanżyna i poleciała w stronę Wrąbla. Ten przygotował się do złapania piłki w rękawice, ale nieprzyjemnie odbiła się tuż przed nim, poleciała po jednej z rękawic bramkarza Widzewa i wturlała się do bramki. Pomimo całych trudności, jakie mógł mieć przy tej interwencji Wrąbel, trudno nie wytknąć mu, że zaliczył kuriozalny błąd, który dał prowadzenie ŁKS-owi.

ŁKS podwyższył prowadzenie, a Widzew odpowiedział

Widzew jakby się zaciął. Przy rzucie rożnym w 29. minucie jego obrońcy stali wręcz zamrożeni w polu karnym. Czujności zabrakło grającemu fatalny mecz Abdulowi Azizowi Tettehowi, który wspólnie z Mateuszem Michalskim nie upilnował Macieja Dąbrowskiego, a ten wyskoczył do uderzenia główkę i pokonał Wrąbla. Gol na 2:0 był jednocześnie pierwszą bramką Dąbrowskiego dla ŁKS-u. Goście mieli przewagę nie tylko wyniku, ale i jakości gry. W obronie świetnie piłki przecinali Bartosz Szeliga i Maksymilian Rozwandowicz, a z przodu dużo dobrego gwarantował drużynie Pirulo. W Widzewie nieźle spisywał się aktywny Dominik Kun, ale obraz jego gry przyćmiewała słaba postawa wspomnianego Tetteha, czy wahadłowych, którzy na boisku byli niewidoczni.

Drugi gol rywala podziałał na widzewiaków pobudzająco. Zaczęli grać szybciej, płynniej i dokładniej. To dało im szansę na odpowiedź - w 41. minucie dośrodkowanie z rzutu rożnego zostało posłane idealnie w miejsce, gdzie znalazł się Patryk Stępiński. Zawodnik Widzewa pewnie uderzył głową, obrońca ŁKS-u Maciej Wolski nie zdążył z interwencją, a bramkarz ŁKS-u Dawid Arndt nie dał rady zatrzymać piłki. Tak Widzew ustalił wynik pierwszej połowy spotkania, która skończyła się, gdy na tablicy było 1:2.

Kościotrup wrócił. Kibice Widzewa spalili flagi Lecha

Po powrocie na boisko działo się niewiele. Aż do momentu, gdy minęła godzina gry w Łodzi. Wtedy na trybunie kibiców Widzewa ponownie pojawił się kościotrup z zegarem. Ale tym razem, żeby przez kilka minut zapowiedzieć coś więcej, niż tylko odpalenie rac. Kibice Widzewa spalili flagi klubu zaprzyjaźnionego z ŁKS-em - Lecha Poznań.

Palenie flag przez kibiców Widzewa
Palenie flag przez kibiców Widzewa Sport.pl

Te płonęły przez ponad piętnaście minut, a ŁKS odpowiedział odpaleniem rac i próbą wrzucenia ich na sektor Widzewa, a także boiska. Jedna z nich wylądowała blisko linii końcowej boiska, ale sędzia Szymon Marciniak nie przerwał spotkania po raz drugi. W końcówce meczu zaatakować sektor gości próbowali jeszcze stojący najbliżej niego widzewiacy. Interweniowała policja, która do końca meczu była obrzucana kubkami i butelkami, ale zepchnęła agresorów jak najdalej od sektora ŁKS-u.

Widzew wyrównał, a Marciniak podgrzał atmosferę

17 409 kibiców na stadionie miało swoją wojnę i swoje święto, a piłkarze walkę, która miała się rozstrzygnąć w ostatnich minutach spotkania. ŁKS utrzymywał piłkę i starał się jak najczęściej przerywać akcje rywali, wciąż prowadząc w spotkaniu. Niewiele wprowadziły zmiany obu trenerów, ale Widzew znalazł moment, kiedy ukłuć.

Wrzutkę w pole karne gości w 87 minucie wykorzystał Tomasz Dejewski, który wbił piłkę do bramki i dał swojej drużynie remis. A stadion Widzewa eksplodował z radości i już do końca meczu doping kibiców Widzewa słyszany pewnie przez całe miasto nie ucichł. Szymon Marciniak najpierw podgrzał atmosferę przy alei Piłsudskiego sześcioma minutami doliczonego czasu gry, a potem zasłużoną czerwoną kartką po "sankach" i brutalnym faulu napastnika ŁKS-u, Ricardinho.

Remis w derbach, które miały wszystko

Czwarta minuta doliczonego czasu gry, piłkarze Widzewa nie trafiają w piłkę bezpańsko pozostawioną w polu karnym Dawida Arndta. Piąta minuta doliczonego czasu gry, Antonio Dominguez trafia tylko w rękawicę Jakuba Wrąbla i nie wykorzystuje szansy po kontrataku, który mógł dać ŁKS-owi upragnione zwycięstwo.

To były dwie kluczowe sytuacje dla losów tego spotkania, ale to ostatecznie skończyło się przy remisie 2:2. W tych derbach Łodzi było wszystko - race, pojedynki kibicowskie, zwroty akcji, cztery gole, ale przede wszystkim emocje, które miasto zapamięta na długo.

Obyło się bez ogromu zdarzeń, które mogłyby odbiorowi tego spotkania zaszkodzić. Nie przytłoczyły sportowego widowiska, a to wydawało się przecież niemożliwe. Remis sprawił, że ucierpiały obie strony - Widzew nie zdobył trzech punktów jako lider rozgrywek i faworyt spotkania, a ŁKS stracił zwycięstwo, które miał po 45 minutach. Jednak kibice obu klubów chyba nie narzekają. Piłkarska Polska zobaczyła, jak bardzo wciąż potrzebuje derbów Łodzi.

Więcej o: