Łukasz Piszczek został szefem wszystkich szefów. "Wymiana koszulek nie wchodzi w grę"

Krzysztof Smajek
- Karierę to ja już zakończyłem, teraz się bawię w piłkę - mówi Łukasz Piszczek, były filar reprezentacji Polski i Borussii Dortmund, który w wieku 36 lat wrócił do domu, do Goczałkowic. Jego LKS jest zdecydowanym liderem swojej grupy w III lidze.

Krzysztof Smajek: Ma pan kontakt z kolegami z Dortmundu? Jak zareagowali na to, że będzie pan grał w III lidze w Polsce?

Łukasz Piszczek: Sensacji nie było, od dłuższego czasu o tym wiedzieli. Kibicują mi, niektórzy z nich śledzą profil klubu na Instagramie i czasami komentują posty. Twierdzą, że LKS idzie na awans. Powtarzam im, że co tydzień chcemy wygrywać, to jest nasz cel. Poza wynikami pytają mnie też o boiska. Odpowiadam, że na razie nie narzekam, bo graliśmy na dobrych murawach, ale wiem, że w III lidze są też fatalne. Na razie jestem pozytywnie zaskoczony, boiska są dobrze przygotowane i można pograć w piłkę.

Zobacz wideo

Trzecioligowi rywale mocno się na pana spinają?

- Różnie reagują, ale najbardziej mi odpowiada, gdy są skoncentrowani na grze i chcą dać z siebie maksa. Wtedy mogę się sprawdzić na ich tle. Po meczu mogą mówić, że Piszczek był dobry albo słaby. Ale nie ja jestem najważniejszy, tylko drużyna, która na razie radzi sobie całkiem nieźle i to jest najistotniejsze.

Wielu rywali chce się z panem wymieniać na koszulki?

- Miałem już kilka zapytań, ale nie gram już w Borussii Dortmund i nie mogę wymieniać się koszulką po każdym meczu. W Goczałkowicach mamy ograniczony asortyment, dlatego wymiana koszulek nie wchodzi w grę.

Jakie są pana wrażenia z gry w III lidze?

- Nie jestem zaskoczony, bo obserwuję ją od jakiegoś czasu. Już w poprzednim sezonie, gdy miałem wolną chwilę, pojawiałem się na meczach Goczałkowic. Na Śląsku jest wiele wyrównanych drużyn, są też mocne zespoły z Dolnego Śląska. To są wymagające rozgrywki. W każdej kolejce próbuję się w nich sprawdzić. Wychodzę na boisko i daję z siebie 100 proc. Założyłem sobie, że w Goczałkowicach będę z radością grał w piłkę.

Nie myślał pan o tym, żeby zmienić pozycję i znów zagrać w ataku?

- Myślę, że dla drużyny jest lepiej, gdy gram z tyłu. Jako obrońca mam lepszą perspektywę i dużo więcej widzę na boisku. Na tej pozycji mogę skontrolować ustawienie zespołu. W tym momencie to jest optymalna dla mnie pozycja. Życie pokaże, czy jeszcze zagram w ataku.

Skauci przyjeżdżają do Goczałkowic i obserwują zawodnika z numerem 26.?

- Myślę, że mnie nie trzeba już skautować. Poza tym, jeśli ktoś próbował przed tym sezonem ściągnąć zawodnika z numerem 26., to usłyszał, że na razie koncentruję się na projekcie w Goczałkowicach.

Kiedy podjął pan decyzję o powrocie do Goczałkowic?

- Ze dwa lata temu zaplanowałem sobie, że jak skończę grać w Borussii, to wrócę do Goczałkowic. Tutaj się wychowałem, tu jest mój rodzinny dom. W LKS-ie jako kilkulatek zaczynałem przygodę z piłką.

Co pan zapamiętał z tamtych lat?

- Zjawiłem się w klubie, bo mój tata, odkąd pamiętam, jest związany z LKS-em. Gdy grał w seniorskiej drużynie, ja i dwaj moi starsi bracia chodziliśmy na jego mecze. Później tata był moim trenerem w trampkarzach. Jako 14-latek zadebiutowałem w pierwszej drużynie. Wszedłem na boisko w końcówce meczu, chyba nawet nie dotknąłem piłki. Pamiętam, że po meczu był grill. Siedzieliśmy na ławce z moim bratem i jego kolegą i rozmawialiśmy o moim odejściu do Gwarka Zabrze. Minęło ponad dwadzieścia lat i znowu gram w Goczałkowicach.

LKS wyrasta na głównego kandydata do awansu. Po 12 kolejkach jesteście liderem, straciliście tylko jednego gola.

- Do końca sezonu jest jeszcze daleko. Każdy mecz traktujemy jak nowy rozdział, nie patrzymy na tabelę ani na klasę rywala. W każdym meczu chcemy grać swoją piłkę i prezentować poziom, który sobie założyliśmy. W tym sezonie gramy trochę inaczej niż w poprzednim, ale rywale już znają nasze mocniejsze i słabsze strony. Nie jest łatwo wygrywać co tydzień. Chcemy okrzepnąć, bo drugi sezon nigdy nie jest łatwy dla beniaminka. Jesteśmy doświadczoną drużyną, ale mamy też kilku młodych zawodników, których staramy się wprowadzać do zespołu. Latem dokonaliśmy dobrych transferów.

Jak ważny w ich kwestii był pana głos?

- Każdy zawodnik musi przejść moją weryfikację. Piłkarzy dobieram pod względem charakterologicznym, bo w drużynie musi być chemia. Znam tych chłopaków od wielu lat i wiem, jakimi są osobami. Wiem, że zależy im przede wszystkim na dobru drużyny. Na dodatek są dobrymi zawodnikami.

Jakie cechy charakteru trzeba mieć, żeby przejść pozytywną weryfikację u Łukasza Piszczka?

- Zostawię to dla siebie.

Można odnieść wrażenie, że w Goczałkowicach jest pan szefem wszystkich szefów.

- Jestem zawodnikiem, ale pomagam też trenerowi Damianowi Baronowi. Jestem odpowiedzialny za taktykę. Z trenerem mamy wyrobione schematy pracy i się uzupełniamy. Wystarczy, że wymienimy kilka zdań i już się rozumiemy. Bardzo to sobie cenię. Damian jest aktywnym górnikiem, a mimo to potrafi połączyć pracę trenera z zawodowymi obowiązkami.

W przyszłości chce pan być trenerem?

- W Goczałkowicach testuję pewne rzeczy. Mogę sobie na to pozwolić, bo od dłuższego czasu znam drużynę i klimat tego miejsca. To jest dla mnie dobre miejsce, żeby zobaczyć, czy praca trenerska sprawia mi frajdę. W grudniu planuję wziąć udział w kursie trenerskim, ale zobaczymy czy do tego dojdzie. Wiem, że życie profesjonalnego trenera nie jest łatwe. Muszę dojrzeć do pewnych decyzji.

W Goczałkowicach jest pan zaangażowany w jeszcze jeden projekt: akademię piłkarską BVB.

- Akademia i LKS to są dwa różne projekty. W tym momencie funkcjonujemy w jednym miejscu. Jestem prezesem fundacji Akademii im. Łukasza Piszczka, która powołała Akademię BVB im. Łukasza Piszczka. Mamy 109 młodych zawodników. Jest to dla mnie tak samo ważny projekt jak LKS Goczałkowice. Staramy się stworzyć dzieciom jak najlepsze warunki do treningu. Chcemy, żeby rozwijały swoją pasję i cieszyły się z gry w piłkę. Przy okazji chcemy wychować ich na dobrych ludzi. Nie każdy z nich będzie profesjonalnym zawodnikiem, ale przez sport i funkcjonujące w sporcie zasady chcemy przygotować ich do dorosłego życia.

Jak długo zamierza pan jeszcze grać w piłkę?

- Nie wyznaczyłem sobie żadnego limitu. Jeśli po tym sezonie będę czuł, że to koniec, to będzie koniec. Jeśli będę czuł, że pogram jeszcze trzy lata, to pogram jeszcze trzy lata. Staram się cieszyć grą w piłkę i czerpać radość z treningów. Wiadomo, że jak się wygrywa, to zdecydowanie łatwiej o te rzeczy, ale trzeba też być gotowym na trudniejsze momenty. Mam nadzieję, że jako drużyna jesteśmy na to gotowi.

W Goczałkowicach zakończy pan karierę?

- Ja już zakończyłem karierę, teraz bawię się w piłkę.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.