Szeryfów było dwóch. Obaj z KGB. Dziś klub, który stworzyli, ogrywa Real Madryt

Kacper Sosnowski
Od Dzikiego Zachodu, pensji w workach, klimatu "jakby własnie skończyła się wojna", po Ligę Mistrzów i wygraną z Realem Madryt. - Może ktoś powie, że to nie jest wyrafinowany futbol, ale liczy się skuteczność i wynik. Za sukcesem Sheriffa Tyraspol stoją nie tylko pieniądze, ale też dwóch ważnych ludzi.

Grudniowa rozmowa dyrektora generalnego Sheriffa Tyraspol Waży Tarchniszwiliego z kandydatem na stanowisko trenera - Jurijem Wernydubą była długa i konkretna. Wydawało się, że na pewnych etapach dotyka jednak marzeń, czy ubarwiana jest żartami. Obaj panowie powspominali sobie ich udział w Lidze Europy. Tarchniszwili grał tam jako piłkarz i jako dyrektor drużyny z Tyraspolu. Wernydub też znał jej smak. Dwukrotnie prowadził Zorię Ługańsk w fazie grupowej tych rozgrywek.

Zobacz wideo Przestańmy mówić "farbowane lisy" o piłkarzach!

- Wiesz co? Ta Liga Europy to już przeżytek. Celujmy w Ligę Mistrzów - rzucił z uśmiechem szkoleniowiec. W Tyraspolu został zatrudniony. Ponad pół roku później Wernydub zadebiutował w elitarnych rozgrywkach z Sheriffem, utarł nosa Szachtarowi Donieck (2:0) i cieszył się na Santiago Bernabeu z wygranej z Realem Madryt (2:1). Portal UEFA uznał ten wynik za najbardziej zaskakujące zwycięstwo w Lidze Mistrzów, a liczba fanów Sheriffa na Instagramie powiększyła się przez szaloną noc o 100 tysięcy. Wernydub do Mołdawii wracał z koszulką Luki Modricia, o którą poprosił Chorwata. Nie dla siebie, dla wnuka. Dla niego najlepszym prezentem jest to, że drużyna z trzeciej dziesiątki rankingu europejskich lig prowadzi w tabeli grupy D Ligi Mistrzów. 

 

2013. Pensja w worku. Poziom ligi? "Dramat"

Jeszcze kilka dobrych lat temu historie związane z Szeryfem bardziej kojarzyły się z Dzikim Zachodem. Nie tylko dlatego, że w całym mieście pełno jest gwiazd znanych choćby z westernów. Funkcjonując w Tyraspolu jest się skazanym na Sheriffa. Firmę o takiej nazwie w 1993 założyło dwóch byłych funkcjonariuszy KGB. Pod tą marką do tej pory działają stacje benzynowe, sieć komórkowa, sklepy, w których można kupić wino Sheriffa, jest też firma budowlana, czy nawet media i oczywiście piłkarski klub. Firma, w którymś momencie zajęła się też polityką. Stworzyła własną partię, która wygrała wybory parlamentarne, a wspierany przez Sheriffa prorosyjski prezydent Igor Smirnow wygrywał kolejne wybory. Kilka miesięcy temu firma Sheriff została zresztą oskarżona o udział w fałszerstwach wyborczych podczas wyborów parlamentarnych w Mołdawii w 2021 roku.

Oskarżenia o korupcje w futbolu też nie są nowością, zresztą Europol w grudniu ubiegłego roku poinformował, że 5 mołdawskich klubów było zamieszanych w ustawianie meczów, aresztowano 11 osób. Chodziło o zarabianie u bukmacherów, szczegółów jednak nie ujawniono. Za mniej oficjalną działalność Sheriffa uznaje się natomiast handel bronią. To dlatego w stosunku do przedsiębiorstwa, czy klubu często słyszy się nazwę "Gangster Tyraspol". Mowa o klubie, który jest najbogatszy w całej lidze. To przez lata była jego siła, która sprawiała, że się rozwijał, a Dziki Zachód wokół niego tak bardzo nie doskwierał.

- Na brak pieniędzy tam nigdy nie narzekali. Jak jechałem na wakacje, to dostałem wypłatę na trzy miesiące z góry! Przelewów nie było, wszystko szło do ręki - mówił nam niegdyś Krzysztof Król, jeden z dwóch Polaków, który zdecydował się na transfer do Tyraspolu. Król nie ukrywał, że bardzo egzotyczny kierunek wybrał w 2013 roku skuszony zarobkami. W Sheriffie zarabiał kilka razy więcej niż dostawał w Polsce. Stan konta, a właściwie wypełnione torby na gotówkę rekompensowały wówczas sportowy krok do tyłu.

- Komuny w Polsce nie przeżyłem, bo byłem za mały, ale jak ludzie mówili, że to był dramat, to ja powiem, że tam to było gorzej niż dramat. Niby ludzie, czy działacze mili, ale gorzej u nich z infrastrukturą. Wszystkie obiekty, które tam widziałem, poza Sheriffem, wyglądały jak w naszej okręgówce - mówił pytany o ligową codzienność. Zresztą nie tylko to było problemem.

- Poziom tej ligi to był dramat! Nawet w Sheriffie trenerzy zmieniali się co chwilę, właściciel drużyny decydował, jaki ma być jej styl. No to mieliśmy wrzutkę z boku od obrońcy, wszyscy szli w pole karne i tak to właśnie wyglądało. Ja miałem przez chwilę trenera z Rumunii, wyrzucili go po dwóch meczach. Potem funkcję objął siedzący tam już jakiś czas Ukrainiec. Poziom jego treningów był jednak taki, że dziecko z mojej akademii piłkarskiej by je lepiej zrobiło - opisywał to Król.

2019. Klub "na pierwszą ósemkę Ekstraklasy"

Zaznaczał, że o sile Sheriffa, który w XXI wieku tylko raz nie sięgnął po mistrzostwo Mołdawii, decydowali przede wszystkim gracze z zagranicy. Przychodzili do klubu gotowi do gry, byli kuszeni dobrą pensją i pewnością bitwy o europejskie puchary, w których można było pokazać się lepszym klubom, z przyjemniejszych do życia państw. Od 2009 roku Sheriff występował w Lidze Europy (wcześniej Pucharze UEFA) aż cztery razy. Europejska ekspozycja była zatem realna. A że klub chciał na graczach zarabiać, to jak tylko nadarzała się okazja, sprzedawał ich za granicę. Choć często zawodnicy sami chcieli odchodzić, gdy europejskich bram nie udało się sforsować, lub gdy nie mogli już znieść klimatu Samozwańczej Republiki Naddniestrza.

- Niektórzy nie dawali tam rady normalnie żyć. Miasto wyglądało, jakby właśnie skończyła się wojna. W budynkach odpadał tynk. Nie było apartamentów dla piłkarzy, zawodnicy często mieszkali praktycznie na stadionie. Przy nim niby jest hotel, ale oferuje on po prostu pokój z łazienką. Na dłużej to standard niezbyt dobry, ale i tak lepiej mieszkać w tym właśnie hotelu. Ja oglądałem kilka mieszkań na mieście, nie wybrałem niczego - opisywał to Król. W roku 2019 Jarosław Jach, który też zdecydował się na Tyraspol wspomnienia miał jednak lepsze. - Miasto jak każde inne. Wszystko tu jest normalne. Nie ma jakiś większych różnic choćby w porównaniu z Polską - mówił w rozmowie z nami. Z klubem umówił się, że pieniądze będzie dostawał na konto bankowe w amerykańskich dolarach. Przyznawał, że na stadiony nie przychodzi zbyt wielu kibiców, ale poziom Sheriffa nie był zły.

- Myślę, że Sheriff regularnie byłby w pierwszej ósemce Ekstraklasy. Gramy piłką od tyłu i to wygląda bardzo dobrze. Pod bramką rywali bywa trudniej, bo nasi oponenci często stoją we własnym polu karnym. Rzadko gramy tam z kontrataków, więc czasem strzelamy mniej goli. Minusem Sheriffa są częste zmiany personalne w kadrze. Wiele transferów wygląda tu podobnie jak mój. Zawodnicy kontraktowani są do końca eliminacji europejskich pucharów. Jeżeli tej kwalifikacji do Ligi Mistrzów czy Ligi Europy nie ma, to sypie się połowa składu. Jak jest, to zdecydowana większość tych najlepszych piłkarzy zostaje - mówił nam Jach. Zostają jak są potrzebni, bo po co płacić większe pieniądze zagranicznym sportowcom jak ligę można wygrać w tańszym składzie. Ci, którzy w ekipie Tyraspolu zostali na potrzeby tegorocznej Ligi Mistrzów, teraz stają się bohaterami. Z drugiej strony miejscowym kibicom trudno się z nimi utożsamiać. Do wygranej z Realem nie przyczynił się ani jeden piłkarz z Mołdawii. W mołdawskiej lidze nie ma już przepisu, który zmuszałby do stawiania na młodych lub lokalnych graczy.

2021. "To nie jest wyrafinowany futbol, ale liczy się skuteczność i wynik"

- Ten sukces Sheriffa wymyka się także trochę z mojej percepcji - mówi nam Kamil Rogólski (@K_Rogolski), który od lat śledzi i opisuje poczynania Sheriffa i jest też fanem ukraińskiej piłki. Zaznacza, że to klub, który cały czas dąży do profesjonalizacji i w sferze infrastruktury jest na najwyższym poziomie. Ma nie tylko piękny stadion i boiska treningowe, całą strefę odnowy, ale też basen, czy korty tenisowe. Jego sportową siłę stara się też wytłumaczyć m.in. zatrudnieniem na stanowisku szkoleniowca wspomnianego już ukraińskiego trenera - Wernyduba. Docenia też pracę dyrektora generalnego klubu. Tarchniszwili najpierw został piłkarską legendą Sheriffa, grał w klubie przez 13 lat, potem stał się jego dyr. sportowym i dyrektorem generalnym. Od kilku lat odpowiada m.in. za pozyskiwanie nowych graczy i jest w tym coraz lepszy.

- Ja też lubię historię o 50 skautach pracujących dla klubu, siatce kontaktów na świecie, ale tu wygląda to inaczej. Tu o wszystkim decyduje nos Tarchniszwiliego. Dobrze obrazuje to jego opowieść jak udało mu się zakontraktować do drużyny luksemburczyka Gersona Rodriguesa. Tarchniszwili umówił się ze znajomym na mecz Luksemburg - Francja. Debiutujący w kadrze Rodrigues, pojawił się na boisku na ostanie 10 minut. Zrobił dwie fajne akcje, wpadł w oko dyrektorowi Tyraspolu. Po sprawdzeniu gracza ustaleniu gdzie gra, udało się go kupić z drugiej ligi holenderskiej. Rodrigues pomógł Sheriffowi w lidze i europejskich pucharach i został sprzedany z zyskiem do Japonii. Potem wzięło go Dynamo Kijów i został pierwszym Luksemburczykiem, który zagrał w Lidze Mistrzów - opowiada Rogólski. Teraz wspomniany zawodnik gra w Ligue 1. Takich historii w Sheriffie będziemy mieli sporo. Zdaniem naszego rozmówcy Tarchniszwili ma znakomite wyczucie do utalentowanych piłkarzy, a często dobiera ich też pod odpowiedni system, bo szuka graczy szybkich i kreatywnych.

- Sheriff w meczach z tymi mocniejszymi często się głęboko cofa, ale przy tym kapitalnie kontratakuje. Wyprowadza szybkie akcje skrzydłem, które po dośrodkowaniu kończą się strzałem głową, czy nawet z woleja - mówi nam Rogólski, który jest też pełen podziwu dla stylu gry trenera Wernyduba.

- Oglądałem mecze jego Zorii Ługańsk, jak grała w europejskich pucharach z Fenerbahce, Manchesterem United, czy RB Lipsk. To wszystko, co prezentowała wtedy Zoria, Ukrainiec przełożył na Sheriffa. Może ktoś powie, że to nie jest wyrafinowany futbol, ale liczy się skuteczność i wynik. W tych kontratakach oni funkcjonują jak w automacie - mówi nam Rogólski i zaznacza, że cegiełkę do mądrego sprowadzania graczy dokłada też ostatnio trener Wernydub.

- Zarówno Jasur Jakszibojew (strzelec gola z Realem wypożyczony z Legii - przyp. red.) jak i Mamo Yansane, to są gracze ściągnięci z jego inicjatywy. Jak Wernydub pracował na Białorusi, to Jakszibojew był w znakomitej formie grając w Soligorsku, a Yanse wyróżniał się w meczach Isłacza - słyszymy. Być może Sheriff wreszcie trafił na odpowiedniego trenera, bo częste zmiany na tym stanowisku w pewnym momencie były znakiem charakterystycznym klubu.

"Jakby z tym Realem wygrywał codziennie"

Wernydub do całego szumu wokół bijącego potentatów klubu z Mołdawii podchodzi spokojnie. Nie zdenerwował się też specjalnie na słowa byłego reprezentanta Holandii. Dirk Kuyt tuż po awansie Sheriffa do Ligi Mistrzów na antenie jednej z telewizji podśmiewał się: Wiem, że Champions League to turniej dla mistrzów, ale takie drużyny jak Sheriff nie mają tu czego szukać - skomentował. 

- Jesteśmy tam, gdzie być powinniśmy - odparł spokojnie Wernydub pytany o sprawę przez dziennikarzy po wygranej z Realem. - Jesteśmy na dobrej drodze i nadal będziemy nią podążać. Nie myślimy jeszcze o awansie do play-offów Ligi Mistrzów, bo nie zrobiliśmy tu niczego nadzwyczajnego - odparł po swojemu.

- Był niewzruszony, jakby z tym Realem wygrywał codziennie – komentuje to Rogólski. Sheriff pod wodzą ukraińskiego trenera w Lidze Mistrzów już zarobił cztery razy tyle, ile zwykle stanowi jego budżet. Sprawił też, że do klubu z Dzikiego Zachodu trzeba podejść z większym szacunkiem, uwagą i koncentracją, żarty o tym dla kogo jest Liga Mistrzów lepiej zostawić na boku. Kolejną drużyną, która musi o tym pamiętać, na arenie międzynarodowej będzie Inter Mediolan.

Więcej o: