Popal doskonale pamięta tamten dzień. Szkolne boisko, ona i jeszcze kilka dziewczyn grały mecz. Piłka uciekła na aut, pod nogi przechodzących mężczyzn. Nie odkopnęli. Wzięli piłkę w ręce i przebili, a dziewczyny zwyzywali od dziwek i prostytutek. Krzyczeli, że sport nie jest dla nich, że miejsce kobiet jest w domu, gdzie mają sprzątać i gotować. Był 2003, może 2004 rok, talibowie stracili już władzę, Afganistan się zmieniał, takich scen miało być coraz mniej.
Ale teraz strach jest większy niż kiedykolwiek. Talibowie przejęli kontrolę nad krajem, wracają do Islamskiego Emiratu Afganistanu i fundamentalistycznych rządów, w których kobiety nie mają żadnych praw. Khalida Popat jest bezpieczna, śledzi to wszystko z Danii. Uciekła z Afganistanu w 2012 r., po tym jak talibowie grozili jej śmiercią, bo poprzez piłkę wzmacniała pozycję kobiet: stworzyła dla nich reprezentację Afganistanu, pomogła zorganizować krajową ligę, urządzała treningi piłkarskie dla dziewczynek i powtarzała im, że piłka jest tak samo dla nich, jak dla chłopaków. Załatwiła reprezentacji sponsorów i namówiła firmę Hummel do stworzenia pierwszego hidżabu (nakrycia głowy) przeznaczonego do gry w piłkę. Występowała w mediach i głośno mówiła, że talibowie są wrogami kobiet.
- Teraz codziennie odbieram telefony od zrozpaczonych piłkarek z Afganistanu. Płaczą, po prostu płaczą. Są smutne i zdesperowane. Mają tak wiele pytań… Zachęcam je do zacierania śladów gry w piłkę w mediach społecznościowych, do usuwania zdjęć i zamykania profili. Muszą uciekać i się ukrywać. Pęka mi serce. Przez te wszystkie lata pracowałyśmy w Afganistanie nad zwiększeniem widoczności kobiet, zachęcałam swoje koleżanki z drużyny, żeby zabierały głos, a teraz mówię im, żeby zniknęły, bo ich życie jest w niebezpieczeństwie. Większość z nich opuściła już swoje domy i udała się do swoich krewnych, bo sąsiedzi wiedzieli, że są piłkarkami. Ukrywają się i bardzo się boją. Wysyłają mi filmy i zdjęcia, że talibowie są tuż przed ich domami - mówi Khalida Popal "AP".
- Ludzie! Proszę, przestańcie udostępniać w swoich mediach społecznościowych zdjęcia piłkarek z Kabulu. W ten sposób przekazujecie tożsamość zawodniczek w pół sekundy po kliknięciu. Ich życie jest teraz w niebezpieczeństwie! - apeluje na Twitterze działaczka piłkarska Hayley Carter.
O swój los drżą się nie tylko piłkarki, ale też działacze afgańskiej federacji, którzy od kilku lat odważnie promowali kobiecy futbol. Obawiają się, że reżim talibów może ich teraz za to ukarać, dlatego szukają w Indiach schronienia dla siebie i swoich rodzin. Przez lata tamtejszy związek pomagał im zorganizować zgrupowania dla kobiecej reprezentacji i jest gotowy pomóc jeszcze raz. Ale obecnie trudno opuścić Afganistan.
Kabul jej dzieciństwa? Wielki plac zabaw. Khalida Popal wychowywała się w duchu sportu. Jej mama była nauczycielką wuefu, tata wojskowym, miała trzech starszych braci i wspomina, że wszędzie chodziła z nimi. Grała w piłkę, siatkówkę, biegała i skakała w dal. Uczyła się, a popołudniami bawiła. Do czasu. W 1996 r. talibowie przejęli kontrolę nad Afganistanem i zaczęli wprowadzać restrykcje: dziewczęta mające więcej niż 10 lat nie mogły już chodzić do szkoły, telewizja i muzyka zostały zakazane, a kobiety nie mogły pracować. - Afganistan, w którym się urodziłam, bardzo różnił się od tego, którym się stał - mówiła Khalida Popal. Gdy zbliżała się do dziesiątych urodzin, jej rodzice podjęli decyzję o przeprowadzce do Pakistanu. Tam Khalida dalej mogła grać w piłkę. Wrócili po upadku reżimu. Ale ich kraj był inny, wciąż pełen ograniczeń. - Dziewczynki nie mogły bawić się z chłopcami, więc odpadały wspólne mecze z moimi braćmi. Zaczęłam grać z koleżankami. W naszej kulturze było to coś zupełnie nowego, bo sport nie był postrzegany jako coś dla kobiet. Zaczęłyśmy na małą skalę - najpierw kilka dziewczyn z mojej klasy, potem kilka kolejnych. Piłka dawała nam poczucie ulgi, na zewnątrz trwała wojna, a my, otoczone szkolnymi murami, potrafiłyśmy o tym zapomnieć - wspomina Popal.
W kolejnych latach wyszły z piłką za te mury. W 2007 r. Popal wspierana przez dyrektorów Narodowego Komitetu Olimpijskiego stworzyła kobiecą reprezentację piłkarską. Pierwszą kobiecą reprezentację w historii Afganistanu. Rok później, w Pakistanie, wystąpiły w pierwszym turnieju. - Było pięknie. Wiele dziewczyn pierwszy raz wyjechało z kraju, wysłuchaliśmy hymnu, przegrałyśmy w finale, ale wygrałyśmy z systemem większym od nas - wspominała Popal w "The Guardian". O kobietach grających w piłkę zrobiło się głośno w całym Afganistanie. Ale nie wszyscy byli z nich dumni. Po powrocie do kraju, część piłkarek była nękana. - Dostawały pogróżki, musiały się ukrywać, nie chodziły do szkoły. Ludzie się wściekali, mówili, że hańbimy Afganistan, bo piłka nie jest dla kobiet - opowiadała.
Khalida Popal szła w zaparte, dostawała kolejne pogróżki, pokonywała kolejne przeszkody i doszła aż do zarządu Afgańskiego Związku Piłki Nożnej. Nigdy wcześniej w jego składzie nie było kobiety. W kolejnych latach odpowiadała w federacji za całą kobiecą piłkę. Reprezentacja dla wielu stała się symbolem wytrwałości i niezłomności. Dowodem na zmieniający się Afganistan.
- Osiągnęłam swój cel. Będąc w federacji miałam większe możliwości do rozmów na poważne tematy. Chciałam zachęcić więcej dziewcząt do aktywności i angażowania się w życie społeczne. Ale mój kraj i jego kultura nie były w stanie tego zaakceptować. Mówiłam o korupcji w futbolu i nadużywaniu władzy przez mężczyzn. Czuli, że tracą nade mną kontrolę. Musicie wiedzieć, że w Afganistanie wojna trwa od wielu lat i okradła nasz kraj z wszystkiego. Organizacje takie jak talibowie sprzeciwiają się prawom człowieka i prawom kobiet. Nie widzą w nas żadnej wartości. Moje życie stało się trudne. Grozili mi śmiercią, na ulicy obrzucali śmieciami, zabronili mi podróżować i rozmawiać z mediami. Zabrali mi godność. Nie mogłam nic robić. W drodze do pracy zostałam napadnięta przez uzbrojonych mężczyzn. Cierpiała też moja rodzina. Nie miałam innego wyjścia, musiałam opuścić swój kraj - opowiadała w wywiadach dla "The Telegraph" i "Sueddeutsche Zeitung".
Spakowała się w niedużą walizkę: laptop, zdjęcie swojej drużyny, ubrania na dwa dni. Pożegnała się z rodzicami i zniknęła z dnia na dzień. Płaciła za bycie twarzą kobiecej piłki w Afganistanie. Koleżanki z drużyny nie wiedziały, dlaczego przestała pojawiać się na treningach. - Nie miałam czasu, żeby im powiedzieć. Spakowałam się i po sekundzie byłam już w drodze do Indii, by tam zniknąć z radaru talibów. Nie mogłam nikomu powiedzieć, dlaczego uciekłam i gdzie jestem. Nie chciałam, żeby koleżanki wiedziały, co dokładnie mnie spotkało. Bałyby się, może by się poddały. Zawsze widziały we mnie liderkę, silną osobę, która stanie w ich obronie - mówiła Khalida Popal w rozmowie z "The Guardian".
Wciąż zmieniała miejsce pobytu i drżała, że zostanie złapana bez wizy i odesłana do Afganistanu. Mimo to, przez telefon udało jej się zorganizować towarzyski mecz reprezentacji. Nie pojawiła się na nim. Była już w drodze do ośrodka dla uchodźców w Norwegii. Stamtąd trafiła do kolejnego - w Danii i po prawie roku mieszkania w namiocie uzyskała prawo pobytu. W obozie przygniótł ją ciężar tego wszystkiego, co się stało. - Miewałam koszmary. Ci mężczyźni stali, patrzyli się na mnie i śmiali, ale istniała obawa, że zaraz mnie zgwałcą - przyznała. - Nie byłam już tą kobietą, co wcześniej. Nie po to wiele razy ryzykowałam życiem, żeby wylądować w środku obozu dla uchodźców. To nie był mój cel. Czułam się jak ptak zamknięty w klatce. Tęskniłam za rodziną, za drużyną, za moim krajem. W głowie słyszałam głosy koleżanek, które wykrzykują moje imię, bym podała im piłkę. Nie widziałam sensu życia. Byłam przygnębiona, przestałam rozmawiać z ludźmi, wciąż dręczyły mnie koszmary, miałam depresję i czułam, że zaraz ktoś przyjdzie i odeśle mnie do Afganistanu. W pewnym momencie wręcz o tym marzyłam. Gdy zaczęłam trenować w lokalnej drużynie, doznałam poważnej kontuzji kolana, która skończyła moją karierę. Straciłam swoją tożsamość.
Pomogli psychologowie, psychiatrzy i antydepresanty. Khalida Popal zaczęła dostrzegać, że w obozie są dziewczyny, które są w jeszcze trudniejszej sytuacji niż ona. Zaczęła z nimi rozmawiać, z czasem zachęcała do uprawiania sportu, by odciągnąć myśli od problemów. - Brałam je na spacery, pod pachą niosłam piłkę i gdy znalazłyśmy odpowiednie miejsce po prostu ją do siebie kopałyśmy - opowiada Khalida Popal. Tak wyglądały początki "Girl Power", czyli założonej przez nią fundacji, która dzisiaj pomaga uchodźczyniom w kilkunastu krajach na całym świecie.
- Kiedy wylądowałam w obozie dla uchodźców w Danii, poczułam, że kobiety w ośrodkach azylowych potrzebują pomocy. Później zobaczyłam jeszcze, że wychodzą z ośrodków, zostają w Danii, ale żyją w odizolowanych społecznościach. Brakowało pomostu między uchodźcami a obywatelami kraju. Sport mógł być takim pomostem. Znów wykorzystałam jego siłę, by spróbować zmniejszyć stres, który odczuwały te kobiety i pomóc im się zintegrować. Obecnie fundacja zatrudnia trenerów-wolontariuszy z niemal wszystkich dyscyplin. Sport znów okazał się świetnym narzędziem do budowania pewności siebie kobiet i przełamywania lodów - mówiła "The Telegraph".
Po ucieczce Khalida Popal nie przestała pracować dla afgańskiej federacji. W 2016 r. działacze zaproponowali jej, by została dyrektorem programowym kobiecej piłki. Pracowała z Danii. Udało jej się zorganizować mecze towarzyskie i obozy treningowe w Indiach, Japonii i Jordanii. W piłkę grało coraz więcej dziewczyn, zaczęły powstawać drużyny juniorskie. Telewizje w różnych krajach emitowały ogłoszenia o naborze do afgańskiej reprezentacji. "Grasz w piłkę? Zgłoś się!". Wiele kobiet wyemigrowało bowiem z Afganistanu i grało zawodowo w piłkę w nowym miejscu. One też miały być częścią reprezentacji. Marzenia o wystartowaniu w kwalifikacjach do mistrzostw świata zaczęły być całkiem realne.
Aż do 2018 r, kiedy Khalida opowiedziała dziennikarzom "The Guardian" o swoich ustaleniach w sprawie prezesa Keramuddina Karima i dyrektora generalnego afgańskiej federacji, którzy mieli wykorzystywać seksualnie i gwałcić zawodniczki. Śledztwo wykazało, że przez wiele lat molestowania dopuszczali się też trenerzy i bliscy współpracownicy prezesa, który kierował federacją nieprzerwanie od 2004 r.
- Zaczęło się od tego, że kilka dziewczyn przestało dostawać powołania do reprezentacji, a prezes publicznie powiedział, że są lesbijkami. W Afganistanie to bardzo, bardzo niebezpieczne. Zaczęłam dowiadywać się, dlaczego naprawdę musiały odjeść. Okazało się, że prezes się nad nimi znęcał, a wyrzucając z reprezentacji, chciał je uciszyć. Opowiedziały mi o strasznych rzeczach. Prezes wykorzystywał swoją władzę, zbudował w federacji swoje prywatne królestwo. W swoim gabinecie miał sypialnie, zmuszał piłkarki, by do niej wchodziły. Gdy zgłosiłam to w FIFA, zaczęły się zgłaszać kolejne skrzywdzone dziewczyny. FIFA wszczęła dochodzenie i w 2019 r. dożywotnio wykluczyła Keramuddina Karima ze wszystkich działań związanych z piłką. Do dziś nie siedzi jednak w więzieniu. Policja go szuka, kilka miesięcy temu wysłała do jego wioski siły specjalnie, ale nie udało się go aresztować. Jest bardzo potężnym człowiekiem. Nie sądzę, żeby trafił za kraty. Myślę jednak, że nasze głosy przyniosły coś dobrego. Przestraszyły mężczyzn. Wiedzą teraz, że możemy się bronić - mówiła Khalida Popal w wywiadzie dla "Sueddeutsche Zeitung" w marcu 2021 r.
Po wyjaśnieniu związkowej seksafery Khalida Popal zastanawiała się nad porzuceniem futbolu. - Zrozumiałam jednak, że moim celem nie jest zbudowanie reprezentacji Afganistanu. Misją mojego życia jest pomaganie tym, którzy nie mają głosu. Pokazanie, że sport nie jest sprzeczny z żadną religią ani kulturą - twierdzi. Od kilku lat Khalida pracuje z kobiecym zespołem pierwszoligowego FC Nordsjaelland, prowadzi fundację i żyje w Danii ze swoimi rodzicami. Planuje rozpocząć studia z zarządzania w sporcie i kiedyś pracować dla FIFA lub ONZ. W tym samym celu. - Bronić kobiet, swojego zespołu i praw swojej płci. Na boisku byłam obrońcą. I ta pozycja doskonale do mnie pasuje.