Przed rozpoczęciem spotkania FC Porto było wyraźnym faworytem. W pierwszej kolejce bez problemu poradziło sobie Belenenses wygrywając 2:0. FC Famalicão przegrało 0:2 z Paços de Ferreira. Wicemistrzowie kraju przynajmniej w teorii mieli zatem odnieść spokojne zwycięstwo i odpowiedzieć na wygraną głównego rywala, czyli Sportingu Lizbona.
W pierwszej połowie wszystko układało się po myśli FC Porto. Drużyna gości schodziła do szatni z przewagą dwóch bramek dzięki Toniemu Martinezowi, który wpisywał się na listę strzelców w 13. i 43. minucie. 10 minut po rozpoczęciu drugiej połowy gola kontaktowego strzelił Riccieli, a gospodarze nie zamierzali na tym poprzestawać.
Z biegiem czasu wynik jednak nie ulegał zmianie. Gracze FC Porto kontrolowali przebieg wydarzeń boiskowych i dążyli do zwycięstwa. Dosłownie w ostatniej chwili mogło się ono im wymknąć. W doliczonym czasie gry gola na 2:2 strzelił Bruno Rodrigues, ale sędzia go nie uznał z uwagi na pozycję spaloną napastnika FC Famalicão.
W końcowych minutach trener Sérgio Conceição bardzo żywiołowo reagował na wydarzenia boiskowe. Szczególne niezadowolenie generowała u niego postawa obrońców. Dwa poważne błędy popełnili Wilson Manafá i Zaidu Sanusi. Po pomyłce tego drugiego gospodarze przeprowadzili kontrę zakończoną bramką, szczęśliwie dla gości nieuznaną.
Portugalski menedżer najpierw miał duże pretensje do kierownika zespołu Luísa Gonçalvesa. Chwilę później w ataku złości uderzył pięścią w boczną część ławki rezerwowych, robiąc w niej dziurę.
Szczęśliwe zwycięstwo nad FC Famalicão spowodowało, że FC Porto po dwóch kolejkach portugalskiej ligi z kompletem punktów zajmuje trzecie miejsce w tabeli. W najbliższy weekend podopieczni Conceição ponownie zagrają na wyjeździe, tym razem z CS Marítimo.