Nieznajomość przepisów rodzi nieporozumienia. Przekonał się o tym na własnej skórze bramkarz drugoligowego klubu z Rumunii Braila, który był o włos od strzelenia jednej z ładniejszych bramek w tym roku na europejskich boiskach.
W sobotę odbyło się spotkanie drugiej ligi rumuńskiej pomiędzy Steauą Bukareszt a Brailą. Gospodarze spotkania byli zdecydowanymi faworytami, ale mecz od samo początku miał nietypowy przebieg. Po pięciu minutach spotkania był już remis 1:1. Kilkadziesiąt sekund później golkiper Braili wybił piłkę z rzutu wolnego. Jego kopnięcie z 80 metrów było na tyle celne i mocne, że trafiło bezpośrednio do bramki Steauy. "Nie-sa-mo-wite" - zakrzyknął komentatora, a niespodziewający się takiego przebiegu zdarzeń 20-letni Cristian Andrei zaczął się cieszyć wraz z jednym z zawodników siedzących na ławce rezerwowej.
Okazało się, że piękna bramka nie może być uznana, gdyż był to rzut wolny pośredni. W takiej sytuacji piłka przed wpadnięciem do bramki musi mieć kontakt z innym zawodnikiem niż tylko z wykonawcą rzutu wolnego. Smaczku dodaje fakt, że Andrei występuje w Braili jako zawodnik wypożyczony z FCSB, czyli klubu, który stracił prawa do nazwy Steaua Bukareszt i oryginalnego logotypu klubu.
Ostatecznie spotkanie zakończyło się wynikiem 5:2 dla gospodarzy, ale do 57. minuty utrzymywał się niespodziewany remis 2:2.