Wielki pech rewelacji Euro. Zaraz będą o niego walczyć największe kluby. "Nowy van Basten"

Dawid Szymczak
Kasper Dolberg, jak cała reprezentacja Danii, rośnie z każdym meczem mistrzostw: fazę grupową przesiedział na ławce rezerwowych, ale w pucharowej strzelił już trzy gole i znów przyciągnął porównania do Marco van Bastena. Odradza się złoty chłopiec. Wreszcie opuszcza go pech. Zaraz znów mają o niego walczyć największe kluby.

I tyle może wyjść z przekonywania analityków transferowych, skautów i prezesów klubu, że nie warto kupować bohaterów mistrzostw świata czy Europy zaraz po ich zakończeniu, bo łatwo się naciąć. Raz, że cena często jest nieadekwatnie wysoka - prezes Stade Rennes zdążył już zapowiedzieć, że Jeremy’ego Doku, który był najlepszym Belgiem w meczu z Włochami, nie sprzeda za mniej niż 100 milionów euro, a prezes Sampdorii, w której gra Mikkel Damsgaard, zastępca Christiana Eriksena, odstrasza zainteresowane kluby kwotą 50 mln euro.

Dwa - turniej to raptem kilka meczów, więc próba potrzebna do właściwej oceny potencjału zawodnika jest za mała. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu miało to jakiś sens: pojawiał się utalentowany zawodnik z egzotycznego kraju, więc wielkie kluby olśnione jego możliwościami chwytały za portfele i stawały do wyścigu. Ale dziś? W czasach, w których żaden piłkarz grający na mistrzostwach nie jest anonimowy? Po tym jak w 2014 r. Real Madryt przejechał się na Jamesie Rodriguezie, wielkiej gwieździe mistrzostw świata w Brazylii, to miał być koniec. I po ostatnich turniejach rzeczywiście spektakularnych transferów nie było. 

Zobacz wideo "Luis Enrique i jego piłkarze już teraz są traktowani jako zwycięzcy"

Ale magia wielkiego turnieju najwyraźniej znów działa, a kluby mają dać się ponieść wakacyjnej miłości. Może to dlatego, że w czasie tego Euro łatwo się w piłkarzach zakochać. Zazwyczaj ćwierćfinały były sceną zarezerwowaną dla największych gwiazd: w 2012 r. Cristiano Ronaldo strzelał Czechom, Niemcy zbili Grecję, Xabi Alonso dwoma golami wyeliminował Francję. W 2016 bramki zdobywali Robert Lewandowski, Mesut Oezil, Leonardo Bonucci, Paul Pogba, Antoine Grirezmann i Olivier Giroud. W tym roku błyszczeli mniej znani - Joakim Maehle, świeżo po pierwszym sezonie w Atalancie, Kasper Dolberg, złote dziecko porównywane do Marco van Bastena, który trzy-cztery lata temu zniknął z kibicowskich radarów, czy Patrick Schick, którego kariera nigdy nie dogoniła wyobrażeń.

Pozostając jednak przy Duńczykach, objawieniu tych mistrzostw: Maehle w ćwierćfinale z Czechami cudownie dośrodkował do Dolberga, a ten pewnym strzałem zdobył bramkę na 2:0. I ruszyła karuzela: o wahadłowego mają już walczyć Inter, Chelsea i Arsenal. Dolbergiem miał zainteresować się Liverpool i Manchester City, który musi wzmocnić atak po odejściu Sergio Aguero. Wystarczyły trzy gole w dwóch meczach, by francuskie, duńskie i angielskie media napisały, że 23-letni napastnik odbudowuje swoją reputację wielkiego talentu.

Największy talent i największy pechowiec

Duńczycy piszą na Euro 2020 niezwykłą historię o drużynie zjednoczonej tragedią kolegi - Christiana Eriksena, który w pierwszym meczu mistrzostw miał atak serca. Podnieśli się po tym, pokazali pełnię potencjału, są już w półfinale. A wewnątrz zespołu kryje się jeszcze kilka mniejszych historii - o przywództwie Kaspra Schmeichela i Simona Kjaera, o klasie selekcjonera Kaspra Hjulmanda i odrodzeniu Kaspra Dolberga właśnie. Kilka lat temu napisalibyśmy, że to najbardziej utalentowany z duńskich reprezentantów. Kilka miesięcy temu - że największy pechowiec.

Kontuzje ograniczały go już w Ajaksie, w którego barwach zapracował na te wszystkie porównania do największych napastników w historii holenderskiego giganta, plotki łączące go z największymi klubami i rekomendację Huuba Stevensa, niemieckiego trenera, który przekonywał Bayern Monachium, że nie znajdzie lepszej alternatywy dla Roberta Lewandowskiego niż Dolberg. Ale kontuzje w kolejnych sezonach sprawiły, że Duńczyk nie gra w Monachium, ale w Nicei i ostatni sezon miał nieudany - strzelił 6 goli w 25 meczach Ligue 1.

- Odkąd przejąłem Ajax, Kasper wciąż był kontuzjowany. Stopa, kolano, mięsień, plecy. Później coś jeszcze innego. Cały czas coś - mówił Erik ten Hag po tym, jak Ajax stracił cierpliwość i sprzedał Dolberga za 20 mln euro. W 2020 r., już w Nicei, lepiej nie było. Dwukrotnie przechorowany koronawirus, operacja wyrostka robaczkowego po nagłym ataku, kontuzja biodra i przywodzicieli. Dolberg miał takiego pecha, że w przerwie ligowego meczu kolega z drużyny - 18-letni Lamine Diaby-Fadiga ukradł mu zegarek warty 70 tys. euro. Przyznał się do winy, ale klub i tak go pogonił. Inni złodzieje ukradli Dolbergowi zaparkowane na lotniskowym parkingu porsche. A że w aucie były klucze od domu, to Duńczyk stracił też kilka tysięcy euro, sprzęt elektroniczny i biżuterię.

- To ludzkie wątpić, kiedy przechodzi się przez to wszystko. Zaczynałem już myśleć, że cały świat jest przeciwko mnie - wyznał Dolberg w wywiadzie "L’Equpie".

Stoicko spokojny czy zniechęcony? - zastanawiali się trenerzy Kaspra Dolberga 

Dolberg przeszedł przez to wszystko z kamienną twarzą. Już w Ajaksie kibice wołali na niego "Iceberg", czyli lodowa góra, bo nawet po strzelonym golu nie cieszył się zbyt ekspresyjnie. Trenerzy zaczęli się zastanawiać, czy wszystko z nim w porządku: tak stoicko spokojny, a może tak zniechęcony do bycia piłkarzem? Chodzili za nim, pytali, a on tylko półgębkiem odpowiadał, że wszystko w porządku. Później szedł do siłowni, zakładał słuchawki i tyle z nim pogadali. Denerwował się Peter Bosz, były trener Ajaksu, twierdząc, że Dolberg jest tak zdystansowany, bo nie zależy mu na zespole. Uspokajał ojciec Kaspra, że syn zawsze był zamknięty w sobie, nigdy w domu nie krzyczał ani specjalnie nie cieszył z sukcesów. Zawsze też trudno było z niego wydusić całą prawdę. Jeśli już komuś się udawało to jego mamie.

Bosz trzymał się jednak swojej diagnozy i brakiem zaangażowania tłumaczył pojedyncze wystrzały Dolberga. Duńczyk zdecydowanie miał potencjał na bycie kolejnym - obok Lewandowskiego i Erlinga Haalanda - napastnikiem seryjnie strzelającym gole, odpornym na wszelkie zawirowania. Tymczasem jeden sezon grał na miarę oczekiwań (w Ajaksie 16 goli i 6 asyst w 29 meczach), a w kolejnym zupełnie zawodził. W Nicei było identycznie: w pierwszym sezonie strzelił 11 goli i miał 3 asysty, ale już następny skończył z 6 golami i 2 asystami w 25 meczach - dwóch więcej niż w pierwszym sezonie. We Francji też zastanawiali się, jak zniesie niepowodzenia i czy nie załamie się po kolejnych kontuzjach.

Trzy gole Dolberga w dwóch meczach Euro 2020

- Jest niezwykle silny psychicznie. Widziałem to wszystko z bliska i wiem, że przeszedł przez piekło. Jego zdolność do pokonywania problemów wyszła też podczas Euro - stwierdził Flavius Daniliuc, jego kolega z Nicei, w rozmowie z AFP. Dolberg siedział na ławce w dwóch pierwszych meczach mistrzostw, wszedł dopiero na ostatnie pół godziny ostatniego grupowego meczu. I wykorzystał szansę. Jego konkurent Yussuf Poulsen miał drobny uraz, więc Dolberg zajął jego miejsce w pierwszym składzie na Walię i strzelił dwa gole. Mecz odbywał się akurat w Amsterdamie, na doskonale znanym mu stadionie. Mogły wrócić wspomnienia, mogła pojawić się dodatkowa motywacja, by pokazać się tym kibicom, którzy w niego zwątpili. "Nieobecny, wędrujący jak zagubiona dusza, bez piłki, bez pomysłu, bez ducha walki i bez cienia entuzjazmu" - opisywali jego ostatnie występy w Ajaksie holenderscy dziennikarze. 

Ale Dolberg w ćwierćfinale strzelił gola Czechom i pokazał, że dobry występ w Amsterdamie nie był tylko migawką dobrej formy. Znów skutecznie wykańcza akcje. Znów spokój i kamienną twarz wskazuje się jako jego największe atuty. Przez wszystkie kontuzje i zawirowania droga, którą przeszedł Dolberg, wydaje się dłuższa niż jest w rzeczywistości. To wciąż piłkarz zaledwie 23-letni. Najmłodszy Duńczyk w historii, który strzelił gola w fazie pucharowej Euro. - Liczę, że los odda mi to, co zabrał w ostatnich latach - ma nadzieję Kasper. Wreszcie jedyny ból z nim związany to ból głowy selekcjonera, kogo wystawić na Anglików w półfinale: jego czy zdrowego już Poulsena. A po turnieju zastanawiać się będą prezesi wielkich klubów, czy ulec wakacyjnej miłości, czy jednak poczekać. Na przykładzie Dolberga, Meahle czy Schicka okaże się, czy skłonność do kupowania turniejowych bohaterów rzeczywiście przeminęła.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.