2 maja wypada rocznica śmierci Justina Fashanu, pierwszego piłkarza, który w czasie kariery przyznał, że jest gejem. Przypominamy nasz niedawny tekst.
Oficjalnie w piłkę nożną na profesjonalnym poziomie nie gra żaden gej. Statystycznie to niemożliwe, dlatego magazyn "11 Freunde" zebrał kilka miesięcy temu deklaracje od ośmiuset zawodników, którzy zobowiązali się wesprzeć kolegę, który dokona coming-out’u. "Możesz na nas liczyć" - obiecują. Wciąż jednak wielu ekspertów, byłych reprezentantów, z kapitanem Philippem Lahmem na czele, odradza im taki krok. Justin Fashanu po latach nadal służy za przykład: zobaczcie, powiedział, i jak skończył?
Na pętli, w starym garażu, niezrozumiany przez własnego brata i obrażany przez środowisko. Przed meczami przebierał się w pokoju sędziów, nie w szatni. Pod prysznic wchodził, gdy reszta już wyszła. W hotelach zajmował pojedyncze pokoje. Podczas testów medycznych przed transferem do Torquay United klub dodatkowo zrobił mu badania na HIV. Wyzywali go kibice, piłkarze i trenerzy. Złotousty Brian Clough, autor wielu nieśmiertelnych piłkarskich cytatów, gdy dowiedział się, że ma w zespole napastnika-geja kazał rozwiązać z nim kontrakt. Kopnął go w łydkę, żeby nie mógł grać i pytał, czemu wciąż chodzi "do tego klubu dla ciot". - Justin jest wyrzutkiem, nie znam go - mówił jego rok młodszy brat John. Odciął się z obawy, że kibice zaczną ich mylić, skoro nazywali się tak samo i ich imiona zaczynały się na J. Gdy pewien siedemnastolatek z USA oskarżył Justina Fashanu o napaść seksualną, wydał na siebie wyrok jeszcze przed sędzią.
Na początku 1980 roku strzelił gola marzenie. To był najważniejszy mecz tamtej kolejki - jego Norwich kontra Liverpool. Fashanu nie miał jeszcze skończonych 19 lat, dopiero za kilka tygodni miał dmuchać świeczki. Uderzył sprzed pola karnego, z półobrotu, prosto w okienko. Gol ten został uznany najpiękniejszym w całym sezonie. Piłka wpadła do siatki, a Fashanu skierował palec ku niebu. I tak zgłosił się do wielkiej kariery: gazety nazywały go "złotym dzieckiem", chociaż na boisku od razu widać było, że to już kawał chłopa. Fantastycznie zbudowany, silny, a przy tym zdumiewająco zwinny i skoordynowany. Pół roku później Nottingham Forest, wówczas zespół z dwoma Pucharami Mistrzów zdobytymi w ostatnich trzech sezonach, zapłacił za niego milion funtów. To była przełomowa kwota - nikt wcześniej nie wyłożył tyle za ciemnoskórego piłkarza.
Fashanu biegał ze studia do studia, z wywiadu na wywiad, kamera go uwielbiała. Ubierał się jak członek rodziny królewskiej, mieszkał w najdroższej dzielnicy Nottingham, nosił ekstrawaganckie buty, używał drogich perfum. Nie kupował samochodu, który najbardziej mu się podobał, ale ten najdroższy. Kazał wyhaftować złotą nitką swoje imię na aksamitnych czarnych pantoflach. Dopóki strzelał gole było to ciekawostką. Stało się problemem, gdy przestał trafiać do siatki. Dziennikarze byli zachwyceni jego historią. Szczerze opowiedział im o trudnym dzieciństwie - że on i jego rok młodszy brat, dzieci gujańskiej pielęgniarki i nigeryjskiego adwokata, zostali porzuceni. Ojciec zostawił matkę samą, a ona - pogrążona w biedzie - oddała ich do adopcji. Trafili do białej rodziny z Norfolk. I wciąż musieli rówieśnikom tłumaczyć, dlaczego są tacy niepodobni do swoich rodziców. Później obaj zostali piłkarzami i taka historia - o dojściu braci na tak wysoki poziom, mimo wielu przeciwności - pisała się sama.
Tego dnia poszedł do sauny, posiedział w niej dobrą godzinę. Później zahaczył o pobliski bar. Dopił do dna. Zadzwonił do brata, ale nic nie powiedział, tylko głośno oddychał. Ostatnie słowa zostawił w pożegnalnym liście. Napisał, że jest niewinny, ale przez to, że jest gejem i ma ciemną skórę, nie może liczyć na uczciwy proces. Włożył kartkę do notatnika, owinął go folią, żeby nie zamoknął, jeśli spadnie w kałużę. W plecaku miał gruby sznur. Po kilkunastu minutach dotarł do opuszczonego garażu we wschodnim Londynie, niedaleko miejsca, w którym 37 lat wcześniej się urodził. Przewiesił sznur przez metalowe przęsło, odkopnął opony.
W tym tygodniu powinien skończyć 60 lat. Może zasiadałby w brytyjskim parlamencie? - Miał tę odwagę, inteligencję, otwartość i charyzmę. Chciał zmieniać świat - twierdzi Michael Cashman, aktor i polityk, przyjaciel Fashanu. A może dopiero niedawno wyszedłby z więzienia i na nowo uczył się życia? Miesiąc przed tym jak popełnił samobójstwo, siedemnastolatek z USA, którego tożsamość jest chroniona, oskarżył go o napaść na tle seksualnym. Zarzutów było pięć, Fashanu groziło 20 lat więzienia, bo według prawa stanu Maryland już sam kontakt seksualny między osobami tej samej płci był przestępstwem. Nawet, jeśli stosunek odbywał się za obustronną zgodą. Ta sama ustawa - "O nienaturalnych lub zboczonych praktykach seksualnych" - zabraniała również kontaktów seksualnych ze zwierzętami i została uchylona dopiero rok temu.
Ale według nastolatka, zgody na współżycie nie było, a Fashanu dosypał czegoś do drinka, bo pamięta tylko, że zasypiał na kanapie w jego salonie, a obudził się nagi w sypialni. Po śmierci piłkarza, nie wycofał się z tych zarzutów. Z kolei Fashanu napisał w pożegnalnym liście, że po dobrowolnym stosunku nastolatek wprost powiedział, że zamierza go szantażować, a jeśli mu nie zapłaci, to wpakuje go do więzienia. Dziewczyna nastolatka potwierdziła, że jej chłopak rzeczywiście miał taki plan. Siedemnastolatek przeszedł testy na obecność środków usypiających, ale opinia publiczna nigdy nie poznała ich wyniku. Prawdopodobnie nigdy nie dowiemy się też prawdy o tym, co tamtego wieczoru wydarzyło się między nim a Fashanu. - I tak byśmy się nie dowiedzieli. Wyrok byłby wydany przed procesem. Biały nastolatek z USA oskarżył czarnego geja z Anglii. Homofobia i rasizm odegrałby znaczącą rolę - mówią dziennikarzowi "The Athletic" aktywiści ze Stanów Zjednoczonych.
Wróćmy do piłki. Fashanu po transferze do Nottingham nie był już tym samym zawodnikiem co w Norwich. Zachłysnął się popularnością i pieniędzmi, których nigdy wcześniej nie miał. Presja bycia "piłkarzem za milion funtów" ewidentnie mu ciążyła. Nie trafiał nawet w najprostszych sytuacjach - bramka mogła być pusta, a on i tak uderzał obok. Do pecha doszła kontuzja kolana. Fashanu coraz więcej czasu spędzał w pubie. Denerwowało to jego trenera - Briana Clougha. Ale w prawdziwą furię wpadł dopiero, gdy dowiedział się, że to pub dla gejów. - Fashanu jest cieplutki?! - kpił w rozmowie ze swoim asystentem. A później wezwał Justina na dywanik. - Dokąd idziesz, jeśli chcesz bochenek chleba? Do piekarza, masz rację. Jak chcesz świeże mięso, to do kogo idziesz? Do rzeźnika. To powiedz mi teraz, dlaczego ciągle chodzisz do tego cholernego klubu dla ciot?! - krzyczał Clough. Po wielu latach napisał w autobiografii, że nawet żona upominała go, by nie traktował Fashanu w ten sposób. Ale on nie potrafił inaczej. Wciąż pogrążał go przy kolegach z zespołu. Lubił z tego żartować, nawiązywać do jego orientacji i zostawiać pewne niedopowiedzenia. Albo - przeciwnie - nazywać Fashanu "kawałkiem gówna" i nie zostawiać żadnego pola do interpretacji.
Fashanu w pierwszym sezonie w Nottingham strzelił tylko trzy gole. Clough wypożyczył go do Southampton i nie chciał jego powrotu. Gdy po sezonie Southampton nie zdecydował się go wykupić, Clough namawiał go na przeniesienie do Derby County. Napastnikowi nie podobała się ta oferta, wolał zostać Nottingham. Ale Clough nie wyobrażał sobie dalszej współpracy, więc wezwał policjantów i kazał wyprowadzić im wyprowadzić Fashanu poza ośrodek treningowy. - Teraz wiem, że powinien postąpić z nim inaczej. Słusznie oceniłem jego orientację seksualną, ale mogłem być bardziej dyskretny i pewne rozmowy zachować dla siebie. Byłem dla niego wyjątkowo niemiły - reflektował się po latach.
Frank Clark, asystent Clougha, tłumaczy, że ten był "wytworem swojej epoki". Ludzi z takimi poglądami było wówczas wielu. Tabloidowe media, napędzane przez konserwatywny rząd w Wielkiej Brytanii, demonizowały gejów. Chrześcijańscy księża proponowali im terapię leczniczą, by przestali być gejami i znów zbliżyli się do Boga. Fashanu się tym zadręczał. Słyszał, że wiara w Boga i bycie gejem się wyklucza, ale jednocześnie wiedział co czuje. Kochał Boga i facetów. Radził się w tej kwestii wielu duchownych. W ostatnim zdaniu listu napisał zresztą: "Mam nadzieję, że Jezus, którego kocham, przywita mnie w swoim domu i w końcu znajdę spokój". Brytyjskie gazety ostrzegały w tamtym czasie o "pladze gejów i lesbijek". Epidemia wirusa HIV miała być ich winą. "Zboczeńcy są winni zabójczej zarazie" - pisał "The Sun". W "The People" komik Bernard Manning przekonywał, że homoseksualni aktorzy powinni dostać zakaz wstępu do telewizji, na scenę, do klubów i pubów, żeby nie deprawowali dzieci. "AIDS to kara za styl życia" - pisał "News of the World". Brukowce tropiły kolejnych znanych gejów. Fashanu chciał powiedzieć prawdę o sobie już w latach 80., ale strach przed reakcją trenera, kolegów z drużyny, kibiców i mediów był zbyt duży. Wolał przedstawiać im swoją przyjaciółkę jako partnerkę i przekonywać, że trener Clough nie ma racji.
22 października 1990 roku na okładce "The Sun" pozował z Big Benem w tle. Ogłosił: "Jestem gejem - i chcę, aby wszyscy to wiedzieli". Wbrew pozorom nie zdecydował sam o powstaniu tego wywiadu. Wiedział, że jeden z weekendowych brukowców szykuje artykuł o jego orientacji seksualnej. Został upolowany w gejowskim klubie, słyszał, że dziennikarze mają jednoznaczne zdjęcia. Chciał ich wyprzedzić i powiedzieć to po swojemu. Wcześniej wielokrotnie wyobrażał sobie ten moment. Planował słowa, których użyje. Podejrzewał, że tak jak inni poczuje ulgę i wreszcie będzie sobą. Ale nie on był panem sytuacji i nie on dyktował tempo. Czas mijał, zbliżał się weekend. Musiał działać błyskawicznie.
Wtedy był już u schyłku kariery, która nigdy nie rozwinęła się na miarę oczekiwań i jego możliwości. Przesiedział ją w barach, rozmienił na drobne. Co roku zmieniał klub, ciągnęły się za nim podejrzenia, obrażali go kibice, męczyły kontuzje. Fashanu zaczął tracić sławę i pieniądze. Trudno powiedzieć, czego brakowało mu bardziej. Pieniędzy szukał wręcz desperacko: pożyczał od agentów, kolegów i prezesów klubów, w których grał. Rzadko oddawał. Chciał na tym wywiadzie zarobić. "The Sun" zapłacił mu ponad 70 tysięcy funtów. Brat - John - proponował mu podobną sumę za milczenie. Odradzał ujawnienie się. Bardziej z troski o siebie niż o brata, bo wstydził się brata-geja, mimo że od dłuższego czasu nie mieli ze sobą kontaktu. Gdy Justin szedł w górę, zapomniał o Johnie. A po latach, gdy się mijali i to John zdobywał z Wimbledonem Puchar Anglii, czuł satysfakcję, że brat zmienia kluby na coraz gorsze. - Mój brat to wyrzutek. Dla mnie jest kimś zupełnie obcym i nie podzieliłbym się z nim prysznicem po meczu - odpowiedział na deklarację Justina.
Fashanu przez następne lata szedł za ciosem. Dostarczał brukowcom coraz ciekawsze informacje. Kłamał, że spotyka się z aktorką Julie Goodyear. Twierdził, że może pomóc policji w śledztwie dotyczącym śmierci konserwatywnego posła Stephena Milligana. Mógł powiedzieć wszystko, byle o sobie przypomnieć. Zdradził też, że spotykał się ze znanym parlamentarzystą. By było jeszcze ciekawiej, dodał, że ten ma żonę. I to akurat okazało się prawdą. Dziennikarze wytropili, że chodzi o Davida Atkinsona. Konserwatywny polityk przyznał, że jest gejem i wziął rozwód. Fashanu znów czuł sławę sprzed lat. I dbał o nią opowiadając w mediach coraz więcej zmyślonych historii, aż zupełnie stracił wiarygodność i nawet brukowce nie chciały drukować jego rewelacji.
Co innego, gdy zaczynał mówić o piłce. - Bawi mnie definicja męskości w futbolu. Co to w ogóle znaczy bycie macho? Że bijesz swoją żonę? Jeśli bycie macho, oznacza walkę i równą grę z najlepszymi, mogę z nimi walczyć. Musimy jeszcze raz ocenić, co uważamy za męskie - stwierdził w programie "BBC Open". Fashanu starał się też wykorzystywać swoją popularność do obalania mitów o osobach homoseksualnych. - Nie jesteśmy bardziej rozwiąźli. W każdym środowisku spotkasz osoby, które są mniej i bardziej aktywne seksualnie. Bycie gejem nie sprowadza się tylko do seksu - mówił.
- Codziennie obwiniam się za śmierć brata. Nie ma dnia, bym o nim nie myślał - powiedział w 2018 roku John Fashanu. Kilka lat wcześniej zszokował jednak stwierdzeniem, że według niego, Justin nigdy nie był gejem i wymyślił to, by zyskać popularność. - Dla naszej rodziny to wyznanie było jak atak atomowy na Hiroszimę i Nagasaki, dlatego sam zachowywałem się wobec niego jak potwór.
Amal Fashanu, córka Johna, bratanica Justina, prowadzi fundację jego imienia, która zajmuje się walką z homofobią i rasizmem w piłce nożnej. Troszczy się też o zdrowie psychiczne piłkarzy.
- Po ujawnieniu się byłem oceniany na podstawie mojej seksualności, a nie gry w piłkę nożną. Niektórzy trenerzy mówili mi, że mnie chcą, ale ich kluby się nie zgadzają. Prezesi mówili: "Ten dziwak?! Po tym co powiedział? Nie ma mowy!". Trafiałem do klubu i nie byłem przyjmowany zbyt dobrze, musiałem odchodzić - tłumaczył Fashanu. Jego kariera trwała 19 lat - grał w 22 klubach w siedmiu krajach.
Lata po ujawnieniu się były najtrudniejsze. Najlepszy żart kolegów z drużyny? Wybierali nieszczęśnika, podrabiali hotelową rozpiskę i umieszczali go w jednym pokoju z Fashanu. Gdy ten panikował, że spędzi noc z gejem, dawali mu klucz do właściwego pokoju. Dziennikarze nie spuszczali oka z Fashanu, wchodzili za nim do gejowskich klubów i namawiali na zwierzenia ludzi, z którymi wcześniej rozmawiał. Szukali sensacji, której on sam nie chciał im opowiedzieć. Uciekł przed nimi do USA. Do swojego przyjaciela A.J Aliego. Był właścicielem klubu Maryland Mania. Fashanu został trenerem, przez kilka miesięcy pracował z dziećmi, ale ich rodzice coraz głośniej protestowali. Wycofywali się też sponsorzy. Po oskarżeniach siedemnastolatka o napaść, Fashanu zostawił klub i z dnia na dzień wrócił do Londynu. Nie był już tym samym człowiekiem: załamany, smutny, zrezygnowany, zamknięty w sobie. Przyjaciele nie mieli wątpliwości, że ma depresję. 2 maja 1998 znaleźli go w opuszczonym garażu.
Pisząc tekst korzystałem z artykułów: