Kibice go nienawidzą, a on zamieszkał w ośrodku treningowym i wyczarował mistrzostwo. "Chce umrzeć jako trener"

Dawid Szymczak
Syn i żona długo namawiali go na emeryturę, ale końcu dali sobie spokój. A on latem znów wrócił do pracy, i to do Dynama Kijów - klubu, którego kibice go nienawidzą. Protesty trwały cały sezon, a on - mimo presji - już trzy kolejki przed końcem wyczarował mistrzostwo. - Chcę umrzeć jako trener - mówi Mircea Lucescu.

Jest najstarszym trenerem na najwyższym poziomie. Rodzina straciła już nadzieję, że nadejdzie dzień, w którym da sobie spokój, założy kapcie, odpocznie i będzie bawił wnuki. Ale dziennikarze wciąż dopytują. Może teraz, po mistrzostwie i zdetronizowaniu Szachtara? - Teraz myślę już o meczach w Europie. Jestem w złotym wieku, czuję się wspaniale, doskonale - mówił 75-letni Lucescu zaraz po zdobyciu mistrzostwa, jeszcze na murawie, w strugach deszczu, kamuflażu dla łez szczęścia. Dla Dynama było to pierwsze mistrzostwo Ukrainy od pięciu lat. Dla niego - dziewiąte w karierze. 

Zobacz wideo Michniewicz ujawnił, kto jest na szczycie jego listy życzeń. „Nikt poważnie nas nie traktuje”

Rywali z Ligi Mistrzów rozpracowywał na kasetach VHS 

Mircei Lucescu w świecie piłki wydaje się być od zawsze. Wprowadzał do seniorskiej piłki Gheorghe Hagiego, z reprezentacją Rumunii wywalczył w 1984 r. pierwszy awans na mistrzostwa Europy, a później zwalniał go nieżyjący od przeszło trzydziestu lat dyktator - Nicolae Ceausescu. W Interze z kolei nie mógł dogadać się z Ronaldo, bo "Brazylijczyk miał w głowie tylko imprezy i wciąż latał do domu", a Rumun już wtedy uchodził za trenera starej daty i w głowie mu się nie mieściło, że Ronaldo nawet nie pyta klubu o pozwolenie. I chociaż Lucescu w futbolu widział już wszystko, zdobył 28 tytułów, to w niedzielę, po wygranym 5:0 meczu z Inhułeć, cieszył się jak dziecko. Piłkarze Dynama Kijów podrzucali go najwyżej jak potrafili, wpadali mu w ramiona i przyklejali się do niego, bo cały był oblany szampanem. Lucescu pozostał młody.

- To on nauczył nas grać w piłkę. Ma doskonały warsztat, o piłce wie wszystko. Rzadko się zdarza trener z taką charyzmą - chwali go Mariusz Lewandowski, który przez sześć lat był jego piłkarzem w Szachtarze Donieck. - To, co mówił zawodnikom, jakie rady dawał, zawsze sprawdzały się na boisku. Wszyscy go słuchali, bo to przynosiło korzyści. Do tego stosował totalną analizę przeciwnika. O rywalach przekazywał chyba wszystko, co było możliwe. To przeważnie były długie odprawy, ale dzięki temu tych rywali znaliśmy jak własną kieszeń - mówi Lewandowski i szybko się uśmiecha. -To były już czasy płyt DVD, USB, ale on zawsze wszystko chciał mieć na kasetach VHS i nie widział powodu, by się przestawiać. Rywali z Ligi Mistrzów oglądaliśmy zatem na magnetowidach.

- Technologicznie trochę podgonił świat, ale najważniejsza jest jego energia. Ma jej więcej od niektórych młodzieniaszków - wychwalał go Ioan Andone, rumuński trener, w rozmowie z "Telekom Sport". I dodał: - Gratulowałem mu mistrzostwa i czuję, że to nie jest jego ostatni projekt w karierze. Może wróci do Dynama Bukareszt i pokieruje rekonstrukcją klubu? Nikt nie ma więcej doświadczenia od niego i nikt nie zna się lepiej na piłce. Mircea potrafi zbudować zdrowy finansowo klub i dobrą drużynę. Umie to połączyć.

Lucescu rozwścieczył kibiców w całym kraju. Źli byli w i Doniecku, i w Kijowie

Latem 2020 r. Lucescu wrócił do pracy. Miał półtoraroczną przerwę po rozstaniu z reprezentacją Turcji. Tam mu nie poszło: nie awansował na mundial, w grupie Ligi Narodów zajął ostatnie miejsce, nie rokował w sparingach, więc przed startem eliminacji Euro został zwolniony. Wcześniej z Zenita Sankt Petersburg też odchodził na tarczy, bo miał grać o mistrzostwo, a skończyło się trzecim miejscem i mnóstwem sprzeczek z piłkarzami, władzami klubu, sędziami oraz dziennikarzami. Po dwóch nieudanych misjach łatwo było sądzić, że Lucescu zbliża się do końca blisko czterdziestoletniej kariery trenerskiej.

- To półtora roku bez pracy ciągnęło się w nieskończoność. Siedziałem w domu, a czas stał w miejscu. To nie jest życie dla mnie. Tęskniłem za piłką, za piłkarzami, za emocjami, za bodźcami. Musiałem wrócić do pracy, by znów poczuć się żywy. Nie mogłem odrzucić oferty Dynama - mówił Lucescu w wywiadzie dla "Tuttosport".

I nie odrzucił jej, chociaż kibice na całym świecie porównywali, że to tak, jakby sir Alex Ferguson przejął Manchester City albo Arsene Wenger został trenerem Tottenhamu. A może jeszcze gorzej, bo Szachtar i Dynamo to rywalizacja nie tylko sportowa. Kibicom nie mieściło się w głowie, że symbol Szachtara ma być teraz zbawicielem Dynama. Dziennikarzy, informujących, że jest coś na rzeczy, nazywali plotkarzami. Aż 23 lipca pojawił się oficjalny komunikat. I trudno było stwierdzić, którzy kibice byli bardziej wściekli. Szachtara, którzy krzyczeli, że to zdrada, nazywali Lucescu Judaszem i kazali zabrać mu wszelkie klubowe odznaczenia? Czy Dynama, oskarżających szefów klubu o utratę resztek zdrowego rozsądku, honoru i szacunku do samych siebie? Bo jak inaczej wytłumaczyć zatrudnienie trenera największych rywali, który w dodatku przez lata regularnie obrażał ich klub?

Przez 12 lat, gdy Lucescu trenował Szachtar, nie brał jeńców. W 2004 r. to Dynamo było hegemonem, a Szachtar, wspierany pieniędzmi najbogatszego Ukraińca Rinata Achmetowa, szykował się do rzucenia Dynamu pierwszego poważnego wyzwania od lat. Lucescu zrobił z tej rywalizacji walkę dobra ze złem. My - technicznie wspaniali, pięknie grający, nowi, świeży. Oni - fizyczni, dominujący od lat, nasyceni. Nie przegapił żadnej okazji, by dopiec rywalowi, a główny zarzut nie zmieniał się przez lata: Dynamo zawsze było wspierane przez władze. Dlatego Lucescu ironicznie klaskał, gdy sędzia dyktował rzut karny przeciwko jego zespołowi. A później mówił na konferencji prasowej: "Tu każdy pomaga Dynamu. Nie mamy szans na tytuł nawet, jeśli pokonamy Dynamo. Nie rywalizujemy tylko z przeciwnikami, ale jeszcze z armią sędziów". Każdy triumf Szachtara nad Dynamem przedstawiał jako zwycięstwo na przekór wszystkiemu, deprecjonował Walerego Łobanowskiego, pomnikowego trenera Dynama. Takich uszczypliwości można by wymienić dziesiątki. Ale wciąż nie do końca tłumaczyłyby skalę wściekłości kibiców Dynama.

Nie da się jej zrozumieć bez polityki. Szachtar był najważniejszym klubem ze wschodniej Ukrainy, części kraju, która historycznie jest powiązana z Rosją znacznie bardziej od reszty. Prosty przykład: na stronie internetowej Szachtara domyślnym językiem jest rosyjski, nie ukraiński. Napięcie i rywalizacja między regionami zawsze były znaczne, ale 2014 rok i walka o Półwysep Krymski stały się przełomem, zerwaniem relacji. Od tej pory jakikolwiek kontakt z Rosjanami uznawany był za zdradę, a Lucescu już w 2016 przejął Zenit Sankt Petersburg, sponsorowany przez Gazprom, rosyjskiego giganta energetycznego. Mało tego -  powiedział, że według niego Rosja i Ukraina są tym samym krajem, tylko zostały przez przypadek rozdzielone. I chociaż wielu kibiców Szachtara zgodziło się z tymi słowami, dla fanów Dynama Kijów były absolutnie nie do przyjęcia. - Zatrudnienie Lucescu to naplucie nam w twarz - mówił Ołeh Błochin, legenda Dynama.

"Masz jeszcze czas, by zrezygnować" - pisali kibice. I prawie im się udało

Jak tylko klub poinformował, że Lucescu zostanie nowym trenerem, kibice ruszyli pod stadion, by protestować. I nie pomogła nawet natychmiastowa wizyta Lucescu pod pomnikiem Łobanowskiego. Gdy składał kwiaty, ludzie mówili, że jest hipokrytą. Kibice Dynama napisali list do prezesa Ihora Surkisa, by przekonać go, że podjął złą decyzję. "Wybór Lucescu, który regularnie obrażał nasz klub, jest nie do przyjęcia. Prosimy wszystkich pracowników Dynama, którzy nadal szanują siebie, by zrezygnowali". Sam Lucescu też się naczytał: że ma odstąpić od umowy, że kibice nigdy mu nie odpuszczą, że złość nie przejdzie im po paru wygranych, że zgotują atmosferę nie do wytrzymania, że to będą najtrudniej zarobione pieniądze w jego karierze. - Honor, godność i historia są dla nas ważniejsze niż pieniądze, puchary i medale. Nigdy nie odejdziemy od naszych zasad i przekonań. Masz jeszcze czas, żeby zrezygnować - pisali kibice.

I prawie udało im się zatrzasnąć Lucescu drzwi tuż przed nosem. Rumun zrezygnował cztery dni po podpisaniu umowy. - Nigdy nie byłem tchórzem, zawsze podejmowałem wyzwania sportowe, a dowodem tego były przejścia z Galatasaray do Besiktasu lub z Dynama Bukareszt do Rapidu Bukareszt. Kibice w wielkiej, ale uczciwej rywalizacji przyjęli mnie z nadzieją i otwartymi ramionami, ponieważ zdobywałem mistrzostwa w tych krajach. Ale nie mogę zaakceptować sytuacji, gdy kibice mojego zespołu działają wbrew jego interesowi - tłumaczył powody rezygnacji, a kibice świętowali. Ale Surkis, prezes Dynama, rezygnacji nie przyjął. Przekonał Lucescu, że "emocje części kibiców nie mogą być czynnikiem decydującym o przyszłości klubu".

Lucescu raz jeszcze zdecydował się zmierzyć z presją kibiców i pracować w toksycznych warunkach. Zamieszkał w ośrodku treningowym Dynama, by nie narażać się na przypadkowe spotkania z kibicami. W czasie meczu słuchał wyzwisk i niepochlebnych pieśni. Nie zmieniały tego ani kolejne zwycięstwa, ani rosnąca przewaga nad Szachtarem. Gdy tylko na stadiony mogli wejść kibice, ci nieprzychylni Lucescu wybierali miejsca za jego ławką i nadawali cały mecz. 

- Nie obchodzą mnie ultrasi. Skupiam się tylko na zawodnikach i ich występach, a grupa tak zwanych kibiców Dynama, która na każdym meczu pojawia się w kapturach, mnie nie interesuje. Jeśli ci ludzie mają coś do powiedzenia i chcą protestować, niech chociaż pokażą twarze i powiedzą, przeciwko komu protestują. To dziesięcioro ludzi, którzy chcą zostać bohaterami, być ważniejsi od zawodników i prezesów tego klubu. Nie mają nic wspólnego z tym zespołem - powiedział poirytowany Micrea Lucescu.

Kilkanaście dni temu rumuński "Sport" napisał, że protesty przeciwko Lucescu być może już dawno by ustały, gdyby nie były sterowane przez Vadima Kostiuczenko, byłego prezesa Dynama. Zdaniem dziennikarzy, to on namawia i opłaca kibiców, by obrażali trenera. Kostiuczence ma rzekomo zależeć na destabilizacji Dynama, a poza tym, nie potrafi się on pogodzić, że jego były klub zatrudnił legendę rywala. Lucescu zrobił jednak swoje. Przejmował zespół, który skończył sezon na drugim miejscu z gigantyczną, 23-punktową stratą do Szachtara. I już w pierwszym sezonie zdobył mistrzostwo, całkowicie odwracając rywalizację. Teraz to Szachtar traci do Dynama 13 punktów. A kolejne pytania o przyszłość Lucescu niech rozwieje jego dość stanowcza odpowiedź sprzed kilku miesięcy: - Chcę umrzeć, będąc trenerem. 

Osiągnięcia Mircei Lucescu:

  • Puchar UEFA (Szachtar)
  • Superpuchar Europy (Galatasaray)
  • 9 mistrzostw Ukrainy (8x Szachtar, 1x Dynamo Kijów)
  • 6 Pucharów Ukrainy (Szachtar)
  • 8 Superpucharów Ukrainy (7x Szachtar, 1x Dynamo Kijów)
  • 2 mistrzostwa Turcji (Galatasaray i Besiktas)
  • Superpuchar Rosji (Zenit)
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.