Burza wokół meczu Hiszpanów w el. mistrzostw świata. Gdyby mogli, nie zagraliby

Jakub Kręcidło
Gdyby Hiszpanie mogli, z Kosowem by nie grali. I, w sumie, nie grają. Bo, zdaniem lokalsów, na sewilskim stadionie La Cartuja zagra "reprezentacja terytorium Kosowa" albo "zespół kosowskiego związku piłki nożnej". Środowe spotkanie trudno nazwać sportowym hitem, ale mało któremu meczowi w historii eliminacji MŚ towarzyszyło aż takie napięcie polityczne.

Kryzys wybuchł na początku grudnia, gdy los przydzielił Hiszpanię i Kosowo do jednej grupy eliminacji MŚ 2022. Rafael van der Vaart, "sierotka" odpowiadająca za losowanie, dobrał Kosowo do grupy A, ale że tam była już Serbia, to z powodów politycznych Kosowo przeniesiono do grupy B. Ale i tu pojawił się kłopot. Bo Hiszpania, tak jak 78 innych państw zrzeszonych w ONZ, niepodległości rywala nie uznaje. Twierdzi, że gdyby to zrobiła, to nową rację bytu zyskałyby naciski na uznanie niepodległości Gibraltaru, Kraju Basków czy Katalonii. I choć sami Kosowarzy przyznają, że nie można zestawiać ich z Katalończykami, to Hiszpanie działają agresywnie. Na tyle, że przez kilkadziesiąt godzin nie było wiadomo, czy mecz się odbędzie.

Zobacz wideo Ostatni mecz o punkty Zbigniewa Bońka! "Serce mnie boli"

Konflikt dyplomatyczny zapoczątkowany na Twitterze

Teoretycznie każdy kraj ma prawo do "odrzucenia" jednego rywala w eliminacjach z powodów politycznych. Hiszpanie nie uznają Kosowa, ale weto postawili Gibraltarowi. Jak informuje "El Pais", uznali, że to rozwiązanie generujące mniejsze zło. I tuż po losowaniu wydawało się, że kłopotów nie będzie. Zarówno hiszpańska minister spraw zagranicznych Arancha Gonzalez Laya czy szef hiszpańskiego komitetu olimpijskiego Alejandro Blanco mówili, że mecz zostanie rozegrany bez żadnych problemów. – Hiszpania nie uznaje Kosowa jako państwa, ale to nie znaczy, że meczu nie będzie można zagrać – podkreślali zgodnie. Ale rzeczywistość brutalnie ich zweryfikowała. Dyplomatyczny konflikt wywołał tweet, w którym Hiszpanie ogłosili powołania na mecze z Grecją, Gruzją i "terytorium Kosowa".

Przedstawiciele federacji (RFEF) tłumaczyli, że postąpili zgodnie z linią wyznaczoną przez rząd. Kosowarzy tych tłumaczeń nie kupili. "Pisząc o 'terytorium Kosowa' Hiszpanie próbują w niesprawiedliwy sposób marginalizować nasze państwo. Hiszpanie w mediach mogą pisać sobie, co chcą, ale Kosowo się nie ugnie: zagramy tylko wtedy, gdy na stadionie będzie nasza flaga i odegrany zostanie nasz hymn" – czytaliśmy w ostrym komunikacie wydanym przez kosowską federację.

Z kim zagra Hiszpania: Kosowem? kosowem? kos? "Reprezentacją terytorium Kosowa"?

Hiszpanie musieli się tłumaczyć. Prezes RFEF Luis Rubiales dzwonił do Kosowa z zapewnieniami, że mecz odbędzie się w zgodzie z przepisami UEFA, a minister sportu Irene Lozano deklarowała: "Zagramy bez najmniejszego problemu". Wydawało się, że konflikt został zażegnany, ale nie do końca. Komentatorzy państwowej telewizji TVE o Kosowie dalej mówią wyłącznie w formie: "reprezentacja terytorium Kosowa" czy "zespół piłkarskiej federacji Kosowa". Jak podawał "Sport", do ostatnich chwil przed meczem rząd ma decydować, w jaki sposób określać rywala – pisać jego nazwę małą literą? Używać wyłącznie skrótu "kos"? A może w ogóle nie używać nazwy i posługiwać się wyłącznie herbem? Jeszcze trudniejsze zadanie będzie miał spiker, który na razie też nie wie, jak nazywać rywala. Jedno jest pewne – pod żadnym pozorem nie będzie mogła zostać wykorzystana oficjalna nazwa państwa: "Republika Kosowa". Ta, według Hiszpanów, nie istnieje. Gospodarze zrobią dokładnie to, czego wymagają od nich przepisy FIFA i UEFA (odegrać hymn i pokazywać logotyp wskazany przez federację, czyli symbole państwowe Kosowa), jednak absolutnie nic więcej. Warto dodać, że w TVE widzowie zobaczą tylko hymn gospodarzy. Ten gości zostanie pominięty.

– Największą motywacją dla nas jest klasa rywala, ale sposób, w jaki traktowali nas hiszpańscy dziennikarze, powinien też dodać energii zawodnikom – przekonywał Bernard Challandes, selekcjoner reprezentacji Kosowa. On na pytania Hiszpanów odpowiedział, Hiszpanie nie dali Kosowarom szansy porozmawiania z Luisem Enrique. To niejedyny absurd z wtorkowych konferencji prasowych. Jeden z dziennikarzy madryckiego "AS-a" zapytał, czy jego zdaniem Luis Enrique dokona zmian w swojej drużynie. "Kogo pan pyta?", odparł rzecznik. "Trenera". "Ale którego trenera?". "Reprezentacji Kosowa". – Dokładnie to chciałem usłyszeć – uśmiechnął się rzecznik. 

Aby wjechać do Hiszpanii, Kosowarzy potrzebowali specjalnych zaproszeń 

W środę Hiszpanie zagrają z Kosowem pierwszy oficjalny mecz. Być może będzie to początek "normalności" w relacjach obu państw. Na razie nic nie przynosiły apele Komisji Europejskiej, która wzywała pięć krajów UE (Hiszpania, Grecja, Rumunia, Słowacja i Cypr) do uznania Kosowa, co pozwoliłoby na "ustabilizowanie sytuacji na Bałkanach i przyspieszenie integracji obu krajów z Zachodem" czy Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Jego interwencja pozwoliła rozwiązać "najsłynniejszy" przykład tego, jak napięte były relacje na linii Hiszpania – Kosowo.

Na mistrzostwach świata w karate trzynastu reprezentantów bałkańskiego państwa musiało występować pod neutralnymi barwami, bo Hiszpanie nie mieli zamiaru zgodzić się na okazywanie przez nich kosowskich symboli narodowych. Teraz, tak jak przy okazji meczu Barcelony z Prisztiną w futsalowej Lidze Mistrzów, kłopotem okazują się paszporty. Kosowskich w Hiszpanii nie uznają. By wjechać na teren kraju, sportowcom potrzebne były oficjalne zaproszenia. Goście musieli przygotować listę ok. 30 osób zawierającą i sportowców, i członków sztabu. Nikt więcej nie został wpuszczony na teren kraju. Jak podaje "El Pais", Hiszpanie chcieli za wszelką cenę uniknąć sytuacji, w której jeden z kluczowych kosowskich polityków pojawiłby się na trybunach w Sewilli. I im się to udało: Kosowarzy chcieli "przemycić" jednego z ważniejszych funkcjonariuszy policji pod przykrywką kierownika drużyny. 

Hiszpanie w dołku na starcie el. MŚ. "Musimy wygrywać. Nieważne jak"

Co ciekawe, reprezentacja Kosowa składa się z piłkarzy, z których żaden nie urodził się w Kosowie. To nie może dziwić – państwo powstało dopiero 17 lutego 2008 roku, a do FIFA zostało włączone pięć lat temu. Jak podsumowuje "Marca", spośród zawodników powołanych na listopadowe zgrupowania tylko pięciu nie broniło wcześniej barw innych reprezentacji. Jedni grali dla Norwegii, inni dla Albanii, a kolejni dla Szwecji czy Szwajcarii. FIFA pozwoliła im na zmianę reprezentacji, choć postawiła datę graniczną (Euro 2016), przez co w kadrze Kosowa nie ma np. Xherdana Shaqiriego czy Granita Xhaki. I z nimi Kosowarom trudno byłoby o sukces.

– Czeka nas bardzo trudny mecz, pewnie będziemy się ciągle bronić – nie ma złudzeń Challandes. Na jego opinię nie wpłynął nawet ostatni kryzys La Roja. Hiszpanie, którzy wracają na La Cartuję, gdzie w listopadzie pokonali Niemców aż 6:0, są zdecydowanym faworytem meczu, ale początek eliminacji był dla nich trudny. Zremisowali z Grecją (1:1), a zwycięstwo z Gruzją (2:1) uratowali dopiero w 92. minucie. – Musimy wygrywać za pomocą dowolnych środków, bo nikt nie wyobraża sobie, byśmy nie pojechali na mundial – przekonywał selekcjoner naszych grupowych rywali Luis Enrique.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.