7 września 2005 roku. Luksemburg gra mecz eliminacyjny mistrzostw świata z Liechtensteinem, przegrywa 0:4 - najwyżej w historii z tym rywalem. Jest na dnie. Później przegrywa jeszcze 1:5 z Rosją, 0:2 z Estonią i kończy eliminacje na ostatnim miejscu w grupie: po dwunastu meczach ma dwanaście porażek, 5 strzelonych goli i 48 straconych. Zostaje najgorszą drużyną tych eliminacji. W rankingu FIFA spada za San Marino - na 195. miejsce z 208.
Mija piętnaście lat i Luksemburg znajduje się w zupełnie innym miejscu: od dwóch lat nie wypada z setki rankingu FIFA, zespoły pokroju San Marino pewnie pokonuje 3:0, z Mołdawią wygrywa 4:0 i awansuje do grupy C Ligi Narodów. Pokonuje w niej Czarnogórę, Cypr i Azerbejdżan. Zaczyna eliminacje mundialu 2022 od zwycięstwa z Irlandią. W kolejnym spotkaniu walczy z Portugalią: po 47 minutach prowadzi 1:0, później jednak traci trzy gole i ostatecznie przegrywa 1:3. Mimo to Luksemburg jest chwalony za grę i postawienie się znacznie lepszym piłkarzom. Nie ma w jego grze desperacji, kilka akcji się podoba, obrona jest zorganizowana, Portugalia z Cristiano Ronaldo musi się solidnie napracować, by zwyciężyć. Z ostatnich jedenastu meczów Luksemburg wygrywa cztery. Ostatni blamaż w eliminacjach? Październik 2017 - porażka 0:8 ze Szwecją. Od tego czasu zacięte boje z Litwą (1:1), z Ukrainą (0:1) i z Serbią (2:3 i 1:3). Postęp widać gołym okiem. Z czego wynika?
- Jest kilka czynników, które wpłynęły na ten progres. Mieszkam w Luksemburgu już 7-8 lat i widzę te zmiany. Na początku reprezentacja przegrywała wysoko każdy mecz. Kto tu nie przyjeżdżał, to wygrywał - mówi Michał Augustyn, bramkarz luksemburskiego zespołu US Hostert.
- Po pierwsze, Luc Holtz pracuje z kadrą od 2010 roku, dłużej od niego selekcjonerami są tylko Joachim Loew i Koldo Alvarez z Andory, więc jest stabilizacja. O tyle łatwo było ją zapewnić, że w federacji nie mieli żadnych większych oczekiwań. Holtz mógł spokojnie robić swoje i rozwijać zespół. Nie było tak, jak w innych reprezentacjach, że po kilku porażkach mógł zostać zwolniony. W Luksemburgu postawili na spokojną budowę. Wiedzieli, że nie wygrają mistrzostwa świata, widzieli, że nie podniosą się od razu, że nie wystarczy 5-6 lat. Nastawili się na znacznie dłuższy proces. I cały czas mierzyli siły na zamiary. Zainwestowali w piłkę sporo pieniędzy, liga się profesjonalizuje, zbudowali ośrodki treningowe i kończą budować stadion narodowy - opowiada Augustyn.
- Jeszcze w 2000 roku nie było w Luksemburgu żadnej profesjonalnej drużyny. Federacja zdecydowała wtedy, że zbuduje własną akademię, by najzdolniejsi chłopcy mieli gdzie się rozwijać. W tamtym czasie mieliśmy tylko dwóch lub trzech profesjonalnych piłkarzy grających za granicą - wspomina Joel Wolff, sekretarz generalny federacji luksemburskiej, w rozmowie z madrycką "Marką". - Mamy coraz więcej pieniędzy dzięki zaangażowaniu sponsorów i z praw telewizyjnych, bo przez ostatnie 20 lat nastąpił w tym zakresie ogromny wzrost cen. Wciąż inwestujemy je w rozwój obiektów federacji i ogólnie piłki nożnej w Luksemburgu - dodaje.
- Mają tutaj bardzo ciekawy system w reprezentacjach młodzieżowych. Z racji tego, że Luksemburg jest bardzo mały, to kadry dziecięce i młodzieżowe mogą trenować ze sobą bardzo często. Najzdolniejsi piłkarze nie są rozsiani po klubach i nie spotykają się raz na kilka miesięcy, tylko widują się niemal co tydzień i mają treningi organizowane przez federację. Oczywiście do pewnego wieku, bo później odchodzą już do młodzieżowych klubów np. z Bundesligi czy Ligue 1. Nie ma w tym kraju wybitnych talentów, ale właśnie zgraniem i stabilizacją wiele później nadrabiają. Nie można popadać w hurraoptymizm, ale krok po kroku idą do przodu - mówi Michał Augustyn.
Powoli widać już efekty tego systemu szkolenia. Katastrofalne eliminacje z 2006 roku już nigdy się nie powtórzyły. W każdych kolejnych - Euro i mundialu - Luksemburg wygrywał chociaż jeden mecz w grupie. To wpłynęło na awans w rankingu FIFA. Żaden zespół w ostatnich latach nie zaliczył takiego skoku: z 211. miejsca w najgorszym momencie do 83. na początku 2020 roku. Obecnie Luksemburg jest na 98. miejscu, ale po wygranej z Irlandią znów awansuje. Dla porównania - Andora, z którą ostatnio wygrała reprezentacja Polski, jest dopiero na 151. miejscu. Luksemburg wyprzedza też m.in. Cypr, Armenię, Estonię, Łotwę, Litwę i Mołdawię.
- Kluczowa jest praca, którą wykonujemy w akademii. Już pięć lat temu byłem przekonany, że w 2020 roku będziemy mieć konkurencyjny zespół. Po prostu widziałem, jak pracujemy i jaki postęp robią ci chłopcy. Nie ma cudów, jest ciężka praca - zapewnia Joel Wolff. Rzeczywiście - wielu obecnych kadrowiczów zostało wyszkolonych w federacyjnej akademii: Leandro Barreiro, Vincent Thill, Daniel Sinani, Florian Bohnert, Gerson Rodrigues, Kiki Martins. Przez ostatnich 20 lat udało się odwrócić proporcje: w 2000 roku wśród zawodników powołanych do reprezentacji było tylko trzech grających za granicą, teraz na zgrupowanie przyjeżdża zazwyczaj tylko 4-5 z ligi luksemburskiej. Leandro Barreiro ma 21 lat i gra w Mainz, wyceniany jest na około 7,5 mln euro. Pozostali piłkarze najczęściej grają w lidze ukraińskiej, belgijskiej i szwajcarskiej.
- Nie ma już w reprezentacji piłkarzy, którzy łączą piłkę z pracą zawodową. A jeszcze kilka lat temu to była norma - mówi Augustyn. - Coraz częściej odchodzą do zagranicznych klubów, tam się rozwijają, a później reprezentacja z tego korzysta. Sama liga luksemburska też idzie do przodu, staje się coraz bardziej profesjonalna, jest coraz więcej zespołów.
Kolejny filar, na którym opiera się sukces Luksemburga, to wykorzystanie specyfiki kraju. Według danych z 2018 roku, Luksemburg jest drugim państwem na świecie (za Maltą) z największym odsetkiem imigrantów. To kraj wielokulturowy, przyjazny dla imigrantów, chociażby z racji wysokiej płacy minimalnej. Na 600 tys. mieszkańców mniej więcej połowa pochodzi spoza Luksemburga. Dzisiaj w reprezentacji grają już piłkarze z drugiego i trzeciego pokolenia imigrantów.
- To jest definicja tego kraju. W reprezentacji są zawodnicy z korzeniami w byłej Jugosławii, Portugalii czy we Włoszech. Dochodzi do wymieszania różnych stylów grania: niemieckiego z portugalskim i jeszcze bałkańskiej krwi - opowiada Augustyn. - Ci chłopcy często dorastali w krajach z wielką kulturą piłkarską, więc staramy się to wykorzystać - mówi "Marce" sekretarz generalny federacji.
Widać to po składzie, który w sobotę pokonał 1:0 Irlandię, a we wtorek przegrał z Portugalią: Anthony Moris urodził się w Belgii i grał w jej juniorskich reprezentacjach, Mica Pinto pochodzi z Portugalii i reprezentował ją na mistrzostwach świata U-20, Leandro Barreiro ma angolskie korzenie, Gerson Rodriguez portugalskie, Daniel Sinani serbskie, Enes Mahmutovic czarnogórskie, Laurent Jans belgijskie, a Maurice Deville niemieckie.
- Wygląda to tak, jakby najważniejsi ludzie w luksemburskiej piłce usiedli kilkanaście lat temu, nakreślili plan i powiedzieli sobie: przegramy 0:3? To przegramy. Liczymy się z tym, ale plan będzie realizowany dalej. Nie ma presji, nie ma nagonki na piłkarzy. Wszyscy spokojnie pracują i się rozwijają. Powstaje też nowy stadion. Poprzedni był podobny do obiektu Amiki Wronki, ten nowy to już bardziej Piast Gliwice. Skromny, nowoczesny, na niecałe 10 tys. miejsc. Jak przyjdzie Portugalia, to się zapełni, ale na mecz z Liechtensteinem raczej kompletu nie będzie. Znów - to stadion na miarę ich frekwencyjnych możliwości - mówi Michał Augustyn.
- Chcemy być kolejną małą drużyną, która awansuje na wielki turniej, jak ostatnio Islandia czy Macedonia Północna - deklaruje Joel Wolff. Cel bardzo ambitny, ale pierwszy krok udało się już postawić: zwycięstwo z Irlandią było niezwykle ważne, porażka z Portugalią wkalkulowana. Faworytami do wyjścia z grupy A eliminacji mistrzostw świata są oczywiście Portugalia i Serbia, ale w przypadku Luksemburga samo wyprzedzenie dwóch kolejnych rywali - Azerbejdżanu i Irlandii - będzie sporym sukcesem. - Krok po kroku. To najważniejsza zasada - mówi Wolff.