Piłkarz udzielał wywiadu przez internet. Koszulka za jego plecami wywołała skandal

Dawid Szymczak
- To hasło jest obrzydliwe. Krzywdzi podwójnie: bo to nie piłka, bo to nie kobiety. W takim razie co? - pytają norweskie piłkarki. Choć w wywiadzie z piłkarzem Vegardem Forrenem padły ważne słowa o uzależnieniu od hazardu, to uwagę w Norwegii przykuła koszulka wisząca za jego plecami.

33-letni Vegard Forren jest obrońcą SK Brann, ligowego średniaka, ale w Norwegii jest znany - występował w angielskich klubach, wielokrotnie reprezentował swój kraj. Na początku marca w TV2, największej komercyjnej telewizji w Norwegii, w programie "Good Morning Norway" opowiedział o swoim uzależnieniu od hazardu: o przegranych milionach, o tym, że został wyrzucony z Molde, gdy w klubie dowiedzieli się o jego problemie, i o swoim wielkim sukcesie - roku bez gry w zakłady. Szczera rozmowa o poważnych kwestiach przeszła niemal bez echa. Rozpoczęła za to debatę na zupełnie inny temat.

Zobacz wideo Kapustka znów puka do drzwi kadry. "Nie tylko Sousa będzie miał z niego pożytek"

"Moja twarz nigdy nie była tak czerwona, jak wtedy, gdy zobaczyłam tę koszulkę" 

Forren połączył się z dziennikarzami przez internet i udzielił wywiadu w klubowym budynku, a dokładnie w biurze trenera bramkarzy. Widzowie zauważyli, że na ścianie za jego plecami wisi koszulka z napisem: "Co to jest kobieca piłka nożna? Ani to piłka, ani to kobiety". To jedno z najczęściej powtarzanych haseł przez przeciwników kobiecego futbolu. W Norwegii nie ma ich wielu. Kobieca piłka ma tam długą tradycję i cieszy się powszechnym szacunkiem kibiców. Dwa lata temu, gdy Ada Hegerberg została wybrana najlepszą piłkarką świata, Norwegowie pękali z dumy. Dlatego też napis oburzył wielu i zmusił klub do przeprosin.

- To krępujące, żenujące i wstydliwe. Moja twarz nigdy nie była tak czerwona, jak wtedy, gdy zobaczyłam tę koszulkę. Pomyślałam: "Jak to możliwe?!" i sama zdjęłam tę koszulkę. Oczywiście nie oddaje ona wartości naszego klubu - powiedziała Vibeke Johannesen, dyrektorka wykonawcza Brann.

Przeprosiny dyrektorki nie złagodziły ogólnego oburzenia w kraju. Brann skrytykowały piłkarki z wielu klubów kobiecej ekstraklasy, narzekali też kibice, a o wyjaśnienia poprosili klub niezadowoleni sponsorzy. Niektórzy uznali to za przejaw mizoginizmu, czyli nienawiść do kobiet. - To nie jest śmieszne. Domyślam się, że to prawdopodobnie czyjś żart, ale nie jest nawet trochę zabawny - powiedziała Ingrid Ryland, zawodniczka z IL Sandviken. - Taka koszulka wisiała w budynku jednego z największych klubów w Norwegii - podkreślała. - Myślałam, że tę drogę już przeszliśmy i mamy takie dyskusje za sobą. Widocznie się myliłam. Klub musi teraz zbadać, co się stało i jak do tego doszło. Fakt, że Brann nie ma żeńskiego zespołu, niczego nie poprawia. Te wydarzenia mówią trochę o postawach, które wciąż się utrzymują. Równość płci nie przez wszystkich jest traktowana poważnie.

- Widziałam to hasło kilka razy napisane anonimowo w sekcji komentarzy w internecie. Jest obrzydliwe. Krzywdzi podwójnie: bo to nie piłka, bo to nie kobiety. W takim razie co? To niedopuszczalne, że to hasło trafiło na ścianę w siedzibie klubu - mówiła w TV2 Mette Hammersland, rzeczniczka prasowa kobiecej drużyny IL Sandviken. - Cała sprawa dziwi mnie tym bardziej, że od wielu lat współpracujemy z Brann i wszystko układało się dobrze. Mało tego, wszyscy wiedzą, że Brann przymierza się do stworzenia kobiecego zespołu. Oczekują tego kibice i sponsorzy. Ta afera im nie pomoże. Muszą teraz posprzątać ten bałagan - stwierdziła.

Koszulka to prezent sprzed 15 lat

Klub rzeczywiście zaczął sprawę wyjaśniać. Vegard Forren udzielał wywiadu w biurze trenera bramkarzy Dana Riisnesa i utrzymuje, że nie miał pojęcia, jaka koszulka wisi za jego plecami. Szukał cichego miejsca i nie rozglądał się po pokoju przed wywiadem. Nie zauważył jej także w trakcie nagrania, bo był skupiony na tym, co powiedzieć. Temat nie należał przecież do najłatwiejszych.

- To, co mówił Vegard, było wspaniałe. Niewłaściwy wybór lokalizacji nagrania nie powinien tego przysłonić. Jesteśmy niesamowicie dumni, że gra w Brann i dzielnie walczy ze swoim nałogiem - mówiła na specjalnie zwołanej konferencji prasowej Vibeke Johannesen, dyrektorka Brann. - Koszulka nie oddaje postawy i wartości naszego klubu. Myślę, że wszyscy to rozumieją. Ten pokój jest rzadko używany. Nie potrafię odpowiedzieć, jak ta koszulka się tam znalazła. Udało nam się ustalić, że to prezent dla klubu sprzed około 15 lat, ale nie wiemy, skąd dokładnie pochodzi i jak wylądował na ścianie. To nieśmieszny żart, który ktoś komuś zrobił.

Niewiele więcej udało się klubowi ustalić w tej sprawie. Trener bramkarzy również miał nie mieć pojęcia, że taka koszulka wisi w jego gabinecie. W Norwegii nie wszyscy w to wierzą. Wielu kibiców uważa, że sprawa nie została odpowiednio wyjaśniona, a trener bramkarzy powinien ponieść konsekwencje.

Więcej o:
Copyright © Agora SA