Przed kilkoma dniami zapadł wyrok z udziałem piłkarzy Pogoni Siedlce. Sześciu z siedmiu skazanych zawodników - pięciu Polaków i Senegalczyk - nie będzie mogło grać w piłkę przez kilka lat - poinformował portal WP Sportowe Fakty.
Sprawa dopingu z udziałem piłkarzy Pogoni Siedlce wyszła na jaw pod koniec 2019 roku. Wówczas o nielegalnym procederze poinformowała Bogumiła Sawicka, pielęgniarka z Siedlec. Początkowo piłkarze zostali ukarani przez PZPN dyskwalifikacją na pół roku, a klub otrzymał karę ujemnych sześciu punktów. Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) uznała tę karę za zbyt łagodną i odwołała się od niej.
W środę Panel Dyscyplinarny II Instancji rozpatrywał to odwołanie. Paradoks całej sytuacji polega na tym, że piłkarze nie przyjęli zakazanej substancji, to metoda podania substancji - przez kroplówkę - była nielegalna. Siedmiu piłkarzy Pogoni Siedlce przyjęło witaminę C, magnez oraz potas w porcji kroplówki kilkukrotnie większej, niż dopuszczona przez przepisy. Dlatego piłkarze argumentowali, że nie mieli świadomości, że robią coś zabronionego a ich celem nie było dopingowanie się.
Panel Dyscyplinarny uznał jednak, że piłkarze Pogoni Siedlce złamali przepisy i skazał sześciu z nich na cztery lata dyskwalifikacji – chodzi o Piotra Smołucha, Tomasza Margola, Marcina Kozłowskiego, Sebastiana Krawczyka, Kacpra Falona oraz Senegalczyka Ayę Dioufa. Wyrok w zawieszeniu otrzymał Artur Balicki, który jako jedyny postanowił podjąć współpracę z Polską Agencją Antydopingową. Zdaniem piłkarzy na przyjęcie kroplówek naciskał trener Pogoni Siedlce, Daniel Purzycki. Szkoleniowiec zaprzecza. Zarówno Purzyckiemu, jak i klubowemu lekarzowi, grozi do czterech lat zawieszenia. Trener Pogoni Siedlce czeka jeszcze na uprawomocnienie wyroku, natomiast lekarz już został zawieszony.
Marcin Kozłowski na łamach "Gazety Wyborczej" opowiedział o kulisach całej afery. Piłkarz przyznał, że stosowanie dopingu wyszło ze strony trenera, a sam zawodnik nie miał świadomości, co zażywa. Szkoleniowiec tłumaczył, że on za wszystko odpowiada. Później po tym, jak cała sprawa ujrzała światło dzienne, trener wycofał się ze wszystkiego i zawodnikom przekazał, że mają tłumaczyć się biegunkami. - Trener mówi do nas, że nie wie, dlaczego nie chcemy z nim trenować, skoro kroplówki chcieliśmy my sami. My? My sami? Jeden z nas mówi: przecież lista wisi w szatni i znajduje się na niej cała drużyna, więc jak sami chcieliśmy? Trener odpowiada coś w stylu, że się z tego wybieli. A potem mówi jeszcze o tym, że mamy tłumaczyć się biegunkami - zdradził Kozłowski.
- Tego było za wiele! Przez niego i lekarza grozi nam czteroletnia dyskwalifikacja - praktycznie koniec kariery - za użycie metody zabronionej, a do tego jeszcze mamy kłamać o jakichś biegunkach? I zostać za to ukarani? Nie zgodziliśmy się - kontynuował zdyskwalifikowany zawodnik. - Nie wiem, czy zachowałbym się elegancko, spotykając na ulicy Daniela P., który nie zawahał się wybielać, brudząc nas. Powinien być z drużyną do samego końca - dodał Kozłowski.