Miał być w USA Michaelem Jordanem piłki nożnej. Freddy Adu wznawia karierę w 3. lidze szwedzkiej

Freddy Adu był największą nadzieją amerykańskiego soccera długo przed tym, zanim świat usłyszał o Christianie Pulisicu, Giovannim Reynie czy Sergino Deście. "Nowy Pele" miał był dla piłki nożnej w USA tym, kim dla koszykówki był Micheal Jordan. Bajka o cudownym dziecku nie miała jednak happy endu z Hollywood, a 31-letni dziś Adu wznowił niedawno karierę w szwedzkim trzecioligowcu.

- Jestem przekonany, że kibice go pokochają - z szerokim uśmiechem na twarzy powiedział Agim Sopi, trener trzecioligowego, szwedzkiego zespołu Oesterlen FF. Klub, który powstał raptem siedem lat temu, w najbliższym sezonie będzie chciał awansować na zaplecze szwedzkiej ekstraklasy. Cel jest jasny i nikt nie szuka wymówek, mimo że Oesterlen FF na trzecim poziomie zagra pierwszy raz w historii. 

Zobacz wideo Paulo Sousa porównał Lewandowskiego i Ronaldo. Nie ma wątpliwości, kto jest lepszy

W awansie klubowi ma pomóc Freddy Adu, który wraca do futbolu po ponad dwóch latach. "Nowy Pele", jak mówiono o nim 17 lat temu, w ostatnim czasie zarabiał między innymi dzięki Cameo, czyli aplikacji, która pozwala jej użytkownikom uzyskać życzenia w formie wideo od znanych osób. Teraz 31-latek spróbuje sił w dziewiątym kraju w piłkarskiej karierze.

- Brakowało mi tego. Przebywania z chłopakami, rozmów, żartów, atmosfery szatni. Wszystkiego. Dzięki Oesterlund FF przypomniały mi się stare czasy. Dopiero, gdy odszedłem z futbolu, zrozumiałem, jak bardzo go kocham. Długo myślałem nad ofertą ze Szwecji, ale na miejscu utwierdziłem się w przekonaniu, że podjąłem słuszną decyzję. Chcę się odpłacić za zaufanie. Mogę dać wiele drużynie, jestem starszy i mądrzejszy. Wyciągnąłem wnioski z błędów popełnionych w dawnych latach - powiedział w rozmowie z "Aftonbladet" Adu, który jako dziecko zarabiał 1,5 miliona dolarów, a dziś trenuje za grosze oraz wynajem auta i mieszkania w Malmoe.

Potencjał większy od Jordana, Woodsa, LeBrona

Chociaż urodzony w Ghanie Amerykanin w 2002 roku był na testach w Interze Mediolan, to świat oszalał na jego punkcie rok później. W listopadzie 2003 roku MLS przydzieliła Adu do D.C. United. Mimo że w tamtym sezonie pierwszy wybór w drafcie posiadał Dallas Burn, który jak każdy chciał mieć u siebie 14-letni diament, to liga zdecydowała o umieszczeniu go w klubie blisko domu i rodziny. Był to pierwszy i ostatni raz, kiedy nastolatek mógł liczyć na jakąkolwiek pomoc z zewnątrz.

Adu został bohaterem, celebrytą i nadzieją amerykańskiego soccera, zanim jeszcze wybiegł na boisko, które na mocy pierwszego kontraktu gwarantowało mu 500 tysięcy dolarów. Kolejny milion dolarów warta była jego umowa z Nike, którego prezes powiedział, że dzieciak ma potencjał, by w Stanach Zjednoczonych znaczyć więcej niż Michael Jordan, Tiger Woods czy LeBron James. Adu był częstym gościem programów telewizyjnych, reklamował banany, żywność z puszki i cytrynowy napój bezalkoholowy, który wraz z nim zachwalał Pele. To właśnie do legendarnego Brazylijczyka porównywano go najczęściej.

Adu nie miał jednak szans na to, by dorównać jednemu z najlepszych piłkarzy w historii. I nawet nie chodzi o to, że nie miał takiego talentu, bo pytanie o rzeczywiste umiejętności nastolatka już na zawsze pozostanie bez odpowiedzi. Adu został rzucony na pożarcie medialnej maszyny. Wszyscy oczekiwali od niego cudów, chociaż miał zaledwie 14 lat. Kiedy jego rówieśnicy spokojnie rozwijali umiejętności, on miał błyszczeć w blasku fleszy i promować marną ligę. MLS desperacko potrzebowała pozytywnego szumu, a bajka o rewelacyjnym Adu była dla niej darem niebios. Tylko dla niej.

- Jeszcze zanim zadebiutował w MLS, opisałem jego historię, a jego zdjęcie znalazło się na okładce. Później mówiono o nim w telewizji, a zdjęcia z Pele obiegły cały świat. Już wtedy czułem wewnętrzny konflikt i zastanawiałem się, czy dobrze robię. Teraz, po latach, zapytałem go, czy jestem mu winien przeprosiny - powiedział Grant Wahl, który przed laty zaprezentował Adu, na łamach "Sports Illustrated", a niedawno opublikował serię podcastów z Amerykaninem, opowiadającą jego karierę.

- Ten 14-latek mógł przejść przez system i zrobić karierę, gdyby nie wielkie oczekiwania, reklamy, zdjęcia z Pele i cały ten szum wokół niego. Myślę, że MLS nie była wtedy jeszcze gotowa na objawienie jego talentu - dodał.

Zbyt młody, zbyt bogaty, zbyt krnąbrny

Chociaż w kwietniu 2004 roku Adu stał się najmłodszym debiutantem i zdobywcą bramki w MLS, którą D.C. United wygrało, to pierwsza rysa na diamencie pojawiła się już w klubie, gdzie rewelacyjny nastolatek trenował pod okiem Piotra Nowaka. Adu nie tylko był zdecydowanie najmłodszy w drużynie (kolejny zawodnik był o siedem lat starszy), ale też nieporównywalnie bogatszy od reszty. Kiedy kontrakty z klubem i Nike gwarantowały 14-latkowi 1,5 miliona dolarów, jego koledzy zarabiali około 40 tysięcy dolarów rocznie. To musiało rodzić zazdrość i konflikty.

Adu nie radził sobie z dwiema osobowościami, które musiał reprezentować. Jedną, dominującą, była ta dla mediów, które oczekiwały udziału w programach, reklamach i sesjach zdjęciowych. Gwiazdorskie nawyki nastolatek przenosił do szatni, gdzie oczekiwano od niego pokory. Chociaż na całym świecie sprzęt po treningach zbierają najmłodsi, to Adu nie miał najmniejszego zamiaru tego robić. Był krnąbrny, uważał, że jest w drużynie najważniejszy i niezastąpiony.

W załagodzeniu sytuacji nie pomagały władze D.C., które naciskały na Nowaka, by ten znalazł dla Adu najlepsze miejsce na boisku. To wcale nie było proste, bo nastolatek nie tylko nie angażował się w treningi, ale też w grę defensywną w trakcie meczów. O ile w gierkach z rówieśnikami Adu przykrywał braki indywidualnymi popisami, o tyle nie było to możliwe w MLS, gdzie przeciwnicy tłamsili go fizycznie. Zawodnikowi nie służyli też jego PR-owcy, którzy z czasem zaczęli robić z niego ofiarę i sugerować, że w klubie dzieje mu się krzywda.

Czarę goryczy przelał wywiad, jakiego Adu w 2006 roku udzielił w "New York Times", gdzie otwarcie skrytykował Nowaka po tym, jak ten posadził go na ławce w kluczowym meczu play-off. Chociaż po zakończeniu trzeciego sezonu w MLS Adu miał na koncie 87 ligowych występów, to nie znalazł się w kadrze USA na mistrzostwa świata w Niemczech.

- Wszystko było kwestią przyzwyczajeń. Adu nigdy nie miał ciężkiej pracy we krwi. Nie musiał jej mieć, bo zawsze wszystko przychodziło mu bardzo łatwo - powiedział o zawodniku Arnold Tarzy, który odkrył go w wieku 8 lat.

Zaimponował Fergusonowi

Być może ratunkiem dla kariery Adu byłyby przenosiny do Manchesteru United, gdzie na testy zaprosił go sir Alex Ferguson. Znany z ręki do młodych zawodników Szkot mógłby naprowadzić Amerykanina na odpowiednie tory, jednak na przeszkodzie stanął brak pozwolenia na pracę.

- Freddy wypadł świetnie, jest bardzo utalentowany. Teraz wróci jednak do USA, a my będziemy mu się bacznie przypatrywać. Kiedy skończy 18 lat, zastanowimy się, co dalej. Na razie pokazaliśmy mu, czym jest Manchester United, by zrozumiał, o co musi walczyć w przyszłości - powiedział Ferguson tuż po testach w listopadzie 2006 roku. 

Miesiąc później Adu był już zawodnikiem Realu Salt Lake gdzie, chociaż w 11 występach strzelił tylko jednego gola, to prezentował się naprawdę nieźle. Dobrą formę Amerykanin potwierdził w lipcu 2007 roku na mistrzostwach świata do lat 20. USA doszło w nich do ćwierćfinału, a Adu strzelił trzy gole. Wszystkie w grupowym meczu przeciwko Polakom (6:1).

- Był niesamowity, ale do mediów trafił za wcześnie. Wierzył w to, co czytał. Wierzył, że jest wart wszystkich pieniędzy, jakie mu płacono. Nie był na to wszystko gotowy - powiedział niedawno o Adu jego był trener z Realu Salt Lake, Jason Kreis.

Lepszy od Di Marii

Łabędzim śpiewem Adu okazał się transfer do Benfiki, która zgłosiła się po zawodnika po młodzieżowych mistrzostwach świata. Portugalczycy zapłacili za Amerykanina dwa miliony dolarów i chociaż Adu na początku radził sobie dobrze, to pierwszy sezon w jego wykonaniu wypadł blado. W aklimatyzacji w Europie na pewno nie pomogły mu częste zmiany trenerów w klubie. O ile Fernando Santos i Camacho w niego wierzyli, o tyle Chalana całkowicie odstawił go od składu.

Ostatecznie skończyło się na 17 występach i czterech bramkach. Adu nie mógł tego znieść i latem zażądał wypożyczenia. - To był największy błąd mojej kariery. W tamtym czasie byłem lepszy od Angela Di Marii, ale zabrakło mi cierpliwości. Klub nie był w najlepszym momencie, często zmieniali się trenerzy i chciałem stamtąd uciec. Di Maria był spokojny, trafił na trenera, który mu zaufał i niedługo później kupił go Real Madryt. Ja natomiast zacząłem wielką wycieczkę po świecie - wspominał Adu.

Patrząc na to, co działo się z jego dalszą karierą, trudno nie zgodzić się z taką analizą. Amerykanin najpierw trafił do AS Monaco, gdzie w sezonie 2008/09 rozegrał raptem 158 minut w 10 meczach. Kolejne rozgrywki Adu spędził w greckim Arisie i portugalskim Belenenses, gdzie też miejsca nie zagrzał. Nie inaczej było w drugoligowym, tureckim Rizesporze, w którym był niespełna pół roku.

Nieudana odbudowa

Po nieudanym podboju Europy Adu postanowił wrócić do USA, a konkretnie do Philadelphii Union, gdzie znów spotkał się z Nowakiem. Chociaż w 2011 roku świat zdążył zapomnieć o jego fenomenie, to zawodnik miał zaledwie 22 lata. 

- Do 25. urodzin chciałbym grać w Anglii lub Hiszpanii. Nie chodzi mi tylko o bycie w zespole. Chcę być jego ważną częścią. Teraz mam 22 lata i wierzę, że w ciągu trzech lat będę w jednej z najsilniejszych lig. Niewiele osób wie, ale to moje największe marzenie. Miałem nadzieję, że uda mi się tam trafić poprzez dobrą grę w Portugalii, ale plan nie wypalił. Zrobię wszystko, by teraz było inaczej. Mam czas - mówił Adu, który wydawał się być człowiekiem o niebo dojrzalszym, spokojniejszym, bardziej profesjonalnym.

Wydawało się, że Amerykanin może odbudować się w lidze, która bez skrupułów wrzuciła go do wielkiego, brutalnego świata. W pierwszym sezonie Philadelphia Union z Adu w składzie po raz pierwszy w historii awansowała do play-offów. W połowie drugich rozgrywek Nowak stracił pracę, a Adu zaufanie w klubie. Następcą Polaka został jego asystent, John Hackworth, który odstawił Adu od składu. Amerykańskie media pisały, że zawodnikowi nie pomógł fakt, iż na mocy "reguły Beckhama", znajdował się wśród trzech najlepiej zarabiających piłkarzy w zespole.

- Zarabiałem więcej niż inni, a na boisku nie dawałem odpowiedniej jakości. Ponadto miałem być wzorem dla młodszych piłkarzy, a trudno powiedzieć, bym takim był. Gdy wspominam tamten czas, uważam, że Hackworth miał rację. Nie mogę mieć do niego pretensji. Na końcu musisz brać odpowiedzialność za swoje czyny, a ja nie spełniałem pokładanych we mnie nadziei - mówił po latach Adu w rozmowie z portalem Goal.com. 

Obieżyświat, który nie trafił do Nowego Sącza

W kwietniu 2013 roku Adu na zasadzie wymiany trafił do brazylijskiej Bahii, a w drugą stronę powędrował Kleberson. Od tamtej pory Amerykanin zaliczył gwałtowny zjazd, a jego kariera pikowała coraz niżej i niżej.

W Brazylii Adu wytrzymał siedem miesięcy. Kolejny kontrakt zawodnik podpisał dopiero w lipcu 2014 roku, kiedy związał się z serbską Jagodiną. Wcześniej oblał testy w Blackpool, Stabaeku i AZ Alkmaar. Na Bałkanach Amerykanin przebywał o miesiąc krócej niż w Brazylii, zaliczając zaledwie jeden występ w pierwszym zespole.

- Nie spieszę się z podjęciem jakiejkolwiek decyzji, bo chcę, by wreszcie była ona dobra. Gdy w ostatnich latach pojawiała się jakakolwiek oferta, od razu ją brałem. To nie było mądre - mówił Adu na początku 2015 roku.

Kolejna decyzja jednak mądra nie była, bo zaprowadziła Adu do czteromiesięcznego pobytu w fińskim KuPS. Kariera Amerykanina znalazła się w takim momencie, że roczną grę w Tampa Bay Rowdies z amerykańskiej NASL należy uznać za sukces. Tym nie zakończyły się testy w Portland Timbers przed sezonem 2017 w MLS.

Adu nie podpisał też kontraktu z Sandecją Nowy Sącz, która chciała zatrudnić go latem tego samego roku. Weto postawił jednak trener Radosław Mroczkowski, który o obecności zawodnika w klubie dowiedział się z mediów.

- To jakiś żart. Czytam w mediach o testach. Marketing wiedział, pracownicy w klubie wiedzieli... No tak, tylko trener nie wiedział, że będzie testował piłkarza - mówił Mroczkowski w rozmowie z portalem WP Sportowe Fakty.

"Gdzie podział się czas?"

Adu trafił ostatecznie do Las Vegas Lights, gdzie po rozegraniu 14 meczów i strzeleniu 1 gola, postanowił zakończyć karierę. - Nie mogę uwierzyć, jak szybko upłynął ten czas. Dopiero miałem 14 lat, dziś mam 28 - mówił Adu po podjęciu decyzji.

- To niesamowite, jak szybko się to potoczyło. Dopiero teraz rozumiem ludzi, którzy kilkanaście lat temu mówili mi, by każdego dnia ciężko trenować i się rozwijać. Nie słuchałem ich, bo uważałem, że mam na to mnóstwo czasu. Byłem pewien, że kiedy wiązałem się z D.C. United, musiałem robić też wiele innych rzeczy, które nie były związane ze sportem - dodał.

- Teraz wiem, że to był błąd. Rozumiem to, gdy każdego dnia otwieram oczy. To minęło tak szybko. Tak nagle. Nie wiem, gdzie podział się tamten czas. Gdybym mógł poprowadzić swoją karierę raz jeszcze, każdego dnia trenowałbym ciężej niż kiedykolwiek jako dziecko. Później nie robiłem tego prawie wcale - zakończył Adu, który dziś znów walczy o miejsce w profesjonalnej drużynie.

Co wyniknie z wniosków, o których mówił Amerykanin? Tego dowiemy się najwcześniej na początku kwietnia, kiedy ruszyć mają trzecioligowe rozgrywki w Szwecji.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.