Upadek Mesuta Oezila. Starzy znajomi już go nie poznają

Cała kariera Mesuta Oezila przypomina jego pojedynczy mecz, w którym na przemian zachwyca i znika. Od marca nie grał w Arsenalu, ale w styczniu odszedł do Fenerbahce - znacznie bogatszy, jeszcze bardziej niezrozumiany, a przez wielu znienawidzony.

W niemieckiej federacji mówią, że zawsze był miły, ale żył w swoim świecie, w którym nie było miejsca na politykę, międzynarodowe konflikty i kontrowersyjne oświadczenia. Oezil wydawał się oderwany od rzeczywistości, często nieobecny, nieco dziwny. Gdy był dzieckiem rodzice podejrzewali u niego autyzm. Ale kilka lat temu wyraźnie się zmienił. Tak drastycznie i szybko, że dziś budzi to podejrzenia.

Zobacz wideo Kiedy Lewandowski dowiedział się o zwolnieniu Brzęczka? Boniek mocno się pogubił. "Przepraszam"

Teraz na jedno podanie w meczu przypadają tysiące podań dalej jego politycznych wpisów na Twitterze. Cicho wypowiadane banały w pomeczowych wywiadach przeplatają się z odważnymi oświadczeniami w obronie uciskanych w Chinach mniejszości muzułmańskich. Przez lata był niezdefiniowany: pół-Niemiec, pół-Turek, choć o proporcje do dziś trwają kłótnie. Jak mówi sam Oezil: Niemiec, gdy wygrywaliśmy, Turek po przegranych meczach. Ale to wygodna wersja, sprowadzająca cały problem do kibicowskiego widzimisię i wyników na boisku. Rodakom bardziej niż porażki przeszkadzały jego zdjęcia z Recepem Erdoganem i ślub z prezydentem Turcji w roli drużby. Oezil powtarza, że polityka to nie jego sprawa, ale wiemy, kogo popiera w walce o Górski Karabach, co sądzi o losie Ujgurów i jakie ma zdanie o prezydencie Turcji.

Zmylić może też to jego zmęczone spojrzenie, opuszczone ramiona, apatyczne ruchy i zaspane powieki, które skrywają wszystko, co widzą jego duże oczy - możliwości podania, których nie dostrzegali inni i otwierające się przestrzenie. Wydawał się nieśmiały, wręcz anemiczny. A jednak z Schalke, Realem, reprezentacją Niemiec i Arsenalem rozstawał się pokłócony. To historia o tym, jak ważne w życiu jest szczęście do ludzi. 

Mesut Ozil zaprosił Recepa Erdogana na swój ślubMesut Ozil zaprosił Recepa Erdogana na swój ślub AP / AP

Mesut Oezil najdroższy banita w historii Arsenalu

31 stycznia 2018 r. wydawał się szczęśliwy i dla Arsenalu, i dla Oezila. Tego dnia obie strony związały się na nową, 3,5-letnią umową, która gwarantowała piłkarzowi 350 tys. funtów tygodniowo. Arsenalowi i jej kibicom nie dawała żadnych gwarancji, ale nadzieję. W przygnębiającej teraźniejszości londyńskiej drużyny wyglądało to na obietnicę lepszych dni, dowód ambicji władz klubu, że chce walczyć o europejskie puchary i utrzymać się w angielskiej czołówce. Wszak udało się zatrzymać w drużynie jednego z ostatnich piłkarzy światowej klasy, mimo że negocjacje trwały długo, a media donosiły o kolejnych nieporozumieniach i wątpliwościach. Podpis przyniósł ulgę. Dopiero z perspektywy czasu widać, że ten dzień był początkiem końca Mesuta Oezila w Arsenalu i piłce na najwyższym poziomie.

Roman Abramowicz nigdy wcześniej nie pożegnał tak trenera. To miał być wyjątkowy projekt Roman Abramowicz nigdy wcześniej nie pożegnał tak trenera. To miał być wyjątkowy projekt

Odszedł Arsene Wenger, Arsenal przestał grać w Lidze Mistrzów i popadał w coraz większe problemy finansowe. Kadra przeciętniała, nadchodziła pokoleniowa zmiana, ale nowy trener Unai Emery nie bardzo potrafił nią pokierować. Zmieniał za to styl gry Arsenalu. Delikatne, eleganckie "dziesiątki" padły ofiarą futbolowej ewolucji. Piłka przyspieszyła i nie można już było skupiać się jedynie na atakowaniu. Oezil coraz częściej siadał na ławce, ale zamiast myśleć nad dostosowaniem swojej gry do zmieniających się realiów, szukał spisku. Uwierzył, że Emery zostawia go na ławce na rozkaz szefów klubu, którzy zaczęli oglądać każdy grosz i chcieli w ten sposób zmusić go do odejścia. Trener mówił o "względach taktycznych", Oezil myślał o tych 20 milionach, które rocznie zarabiał. Latem 2019 r. Arsenal rzeczywiście chciał go sprzedać, a w ostateczności nawet wypożyczyć, ale żaden klub nie był gotowy udźwignąć ogromnej pensji Oezila. Wtedy piłkarz jeszcze bardziej uwierzył w spisek, że klub chce go złamać. I obiecał sobie, że złamać się nie da.

Pod koniec 2019 r. Mikel Arteta przejął Arsenal i chciał wyprowadzić zespół z kryzysu pod rękę z Oezilem. Kto wie, dokąd by doszli, gdyby nie koronawirus. Klub negocjował z piłkarzami obcięcie pensji, a Mesut nie chciał się na to zgodzić. Arsenal wskazał go jako czarną owcę, twierdząc, że cała reszta drużyny zaakceptowała obniżkę. Według Oezila, takich jak on było jeszcze kilku i klub z premedytacją niszczył jego wizerunek, a on gotowy był zgodzić się na obniżkę, tylko najpierw chciał wiedzieć na co zostaną przeznaczone zaoszczędzone pieniądze.

Nieporozumień było więcej: w czasie lockdownu Arsenal zwolnił Jerry’ego Quy’a, który od 26 lat przebierał się za klubową maskotkę i zabawiał kibiców podczas domowych meczów. Starszy mężczyzna pracował na pół etatu, za to z pełnym zaangażowaniem - przez lata nie przegapił żadnego meczu, był na stadionie nawet w trakcie ślubu brata. Kibice stanęli w jego obronie, a klub obrywał wizerunkowo: zwalniał zasłużonego pracownika, żeby zaoszczędzić kilkaset funtów, a wciąż opłacał wielomilionowe kontrakty piłkarzy. I wtedy pojawił się Oezil z okolicznościowym oświadczeniem: "Będę opłacał pensję Jerry’ego do końca swojego kontraktu". Większość kibiców przyklasnęła, niektórzy stwierdzili, że to wyrachowany gest pod publiczkę, a w klubie uznali to za element strategii mający ostatecznie zdeptać wizerunek Arsenalu. Oezil zaszachował swoich szefów. Przedstawił tę sprawę obrazowo: zły klub zwalnia legendę, więc ja o nią zadbam. Szefowie Arsenalu na to pozwolą? Wyjdą na skąpych. Nie pozwolą? Wyjdą na bezdusznych.

Jeszcze wcześniej Oezil oświadczeniem zwracającym uwagę na trudny los Ujgurów, mniejszości muzułmańskiej żyjącej w Chinach, pokłócił klub z jego chińskimi sponsorami. Piłkarz nie tyle krytykował władze tego kraju, co wspierał Ujgurów, ale to wystarczyło, by publiczna telewizja przez pewien czas nie transmitowała meczów Arsenalu, a sponsorzy grozili rozwiązaniem kontraktów. Arsenal odciął się od tego wpisu, podkreślał, że to tylko zdanie Oezila, przepraszał, zaznaczał swoją apolityczność, mimo że dwa tygodnie wcześniej Hector Bellerin, prawy obrońca, skrytykował rząd Borisa Johnsona i klub w ogóle na to nie zareagował. Ale wtedy nikt nie palił koszulek i nie usuwał piłkarza z gry komputerowej "Pro Evolution Soccer".

Jerzy Brzęczek, trener reprezentacji Polski "Boniek uprzedził mnie o zwolnieniu Brzęczka. Mogę zdradzić tylko jedno"

Z Oezila było coraz mniej pożytku, za to przysparzał on coraz więcej problemów. Przełom nastąpił przed tym sezonem. Arsenal nie zgłosił Niemca do żadnych rozgrywek. To miało go zmusić do odejścia. Ale Oezil się zawziął. Mówił, że jest zawiedziony, narzekał na "brak lojalności", dalej sugerował spisek i powtarzał, że klub karze go za polityczne oświadczenia. Odchodzić nie zamierzał. Chciał wypełnić kontrakt do końca. Na złość klubowi i dla finansowych korzyści. Arteta przedstawiał swoją wersję. - Oezil dostał bardzo uczciwą szansę. Nie wykorzystał jej i to również moja wina. Zawiodłem jako trener, ale tę decyzję podejmuję z czystym sumieniem - mówił. Od marca Oezil nie grał w piłkę, ale dopiero w styczniu zdecydował się rozwiązać kontrakt z Arsenalem i odejść za darmo do nowego klubu. Znienawidzony przez wielu kibiców, jak zwykle niezrozumiany, bogatszy o kilkadziesiąt milionów. Wybrał Fenerbahce - najpopularniejszy turecki klub, któremu w młodości kibicował Erdogan.   

Skąd to polityczne zaangażowanie? 

Mówią, że Oezil zawsze był podatny na wpływy innych. A co gorsza - nie miał szczęścia do doradców. Kiedyś jego ojciec Mustafa wmówił mu, że w Schalke powinien grać z dziesiątką na plecach, jak na głównego kreatora gry i najlepszego piłkarza przystało. A gdy klub uszykował koszulkę z tym numerem dla sprowadzanego z FC Basel Ivana Rakiticia, ojciec zrobił dyrektorom karczemną awanturę. Twierdził, że zdradzili jego syna, więc zabiera go do Werderu Brema. I rzeczywiście zabrał, choć wielu dyrektorów do końca myślało, że to blef.

Po znakomitym mundialu w 2010 r. Mesut rozważał, czy iść do Barcelony, czy Realu. Negocjował z oboma klubami i wydawało mu się, że stylem gry bardziej pasuje do Barcy. Ojciec postawił na Real, bo potraktował ich poważniej i w negocjacje zaangażował Jose Mourinho. Barcelona przyznała, że Pep Guardiola jest na urlopie i odezwie się później. To wystarczyło Oezilom, by wybrać Real. Źle nie wyszło, bo w Madrycie Mesutowi grało się i żyło znakomicie. Ale po trzech latach musiał stamtąd odejść. Jego ojciec doprowadził do transferu, do którego nikt nie chciał dopuścić: ani Mesut, bo w Madrycie świetnie się rozwijał, ani Jose Mourinho, bo chociaż miał zastrzeżenia do jego pracy w defensywie, to doskonale wiedział, ile daje zespołowi w grze do przodu. Protestowali też koledzy Oezila - Cristiano Ronaldo, bo nikt tak dokładnie nie podawał mu piłki, oraz Sergio Ramos, który takiego przyjaciela w szatni nie miał nigdy wcześniej. O sprzedaży Oezila zdecydował Florentino Perez, prezes Realu. 

Znów poszło o fanaberię Mustafy, który pewnego dnia stwierdził, że jego syn powinien częściej wykonywać rzuty wolne. Przyszedł z tą myślą do samego Pereza, a gdy ten nie potraktował go zbyt poważnie, zaczął plotkować, że Ronaldo ma specjalną umowę ze sponsorem, który wypłaca mu potężną premię, jeśli strzeli 30 goli w sezonie. Dlatego miał wykonywać wszystkie rzuty wolne. Plotki miały szybko dotrzeć do gabinetu prezesa, więc gdy Mustafa za jakiś czas przyszedł tam negocjować nowy kontrakt, atmosfera wybitnie temu nie sprzyjała. W końcu ojciec miał się zdenerwować, trzasnąć drzwiami, a Perez zdecydować o sprzedaży jego syna.

- Ojcu brakowało doświadczenia w negocjacjach z takim profesjonalistą jak Florentino Perez. Marzyłem o wygraniu Ligi Mistrzów, dlatego odejście było dla mnie bardzo trudne. Cóż, bycie upartym przy Florentino nie jest najlepszym pomysłem - pisał w swojej biografii Mesut Oezil. 

Tu możecie dowiedzieć się, w jakich dokładnie okolicznościach zostały zrobione zdjęcia z naszego quizu!<br><br>1995 r., mecz Manchester United - Crystal Palace. Eric Cantona atakuje prowokującego go podobno kibica i w efekcie zostaje skazany na dwa tygodnie więzienia - po apelacji karę zamieniono na 150 godz. prac społecznych Eric Cantona tym atakiem przeszedł do historii. Dużo gorsze są losy jego ofiary

Z deszczu pod rynnę

Według niemieckich mediów, Oezil zerwał kontakt z ojcem i w sprawach biznesowych zaczął współpracę z Erkutem Soeguetem, pochodzącym z Turcji doktorem prawa, wówczas raczkującym agentem piłkarskim, który zaczął znaczyć na rynku dopiero, gdy związał się z Oezilem. Dzisiaj pisze podręczniki pt: „Jak zostać menedżerem piłkarskim”, a w jego agencji - o całkiem adekwatnej nazwie "Family & football" - pracują dwaj bracia Mesuta, jego kuzyn i przyjaciel z dzieciństwa. Oficjalnie w roli agentów i skautów. Nieoficjalnie, jeden jest kierowcą Mesuta, drugi kucharzem, trzeci dba o porządek w domu i sprawy organizacyjne. Część niemieckich dziennikarzy twierdzi, że Oezil wpadł z deszczu pod rynnę. Soeguet jest znacznie inteligentniejszy od Mustafy. Nie kłóci się o drobnostki, ale ma go wykorzystywać jako megafon do głoszenia swoich poglądów i walki w ważnych dla siebie sprawach.

Jest rozczarowany traktowaniem Turków urodzonych i mieszkających w Niemczech, przyjaźni się z Erdoganem, pozostaje wrażliwy na problemy mniejszości muzułmańskich w różnych krajach, jest patriotą, więc w konflikcie azersko-ormiańskim o Górski Karabach trzyma stronę Azerbejdżanu. Brzmi znajomo? Mesut Oezil całkiem niedawno pisał po turecku, że "problem Azerbejdżanu jest naszym problemem, a jego radość naszą radością". I kończył wpis sloganem: "Jeden naród, dwa państwa". Nie wiadomo, czy wpadł na to sam, czy ktoś mu podpowiedział. Starzy znajomi nie poznają Mesuta: te zdjęcia z Erdoganem, to podkreślanie tureckich korzeni i związków z tym krajem, polityczne zaangażowanie, sprawność z jaką operuje terminami, tłumaczenie oświadczenia o rezygnacji z gry w reprezentacji Niemiec na pięć języków, by zwiększyć jego zasięgi, wydaje im się dziwne. Trochę do niego niepasujące.  

Były doradca wizerunkowy Oezila wspomina pierwszą rozmowę, którą z nim odbył. Był 2012 rok. Zapytał go wtedy, co najbardziej przeszkadza mu w życiu, jaką łatkę chciałby od siebie odkleić i jaki wizerunek wykreować. - Odpowiedział mi, że najbardziej denerwuje go ten termin "turecki Niemiec". Mówił, że urodził się w Niemczech, czuje się Niemcem, a Turcję odwiedza tylko w wakacje, żeby zobaczyć się z krewnymi. Narzekał: słyszałeś kiedyś, żeby o Samim Khedirze powiedzieli "tunezyjski Niemiec", albo o Lukasie Podolskim "polski Niemiec"? - mówił Roland Eitel w "Sueddeutsche Zeitung". Zdziwieni jego zmianą byli też pracownicy niemieckiej federacji: "Zawsze był miły, ale żył w swoim świecie. Cichy, wycofany, spokojny. Niepytany nie zabierał głosu. Pytany mówił cichutko. Dopiero na Twitterze i Instagramie przestawał być nieśmiały". 

13.05.2018, Londyn, Mesut Ozil i Recep Tayyip Erdogan.13.05.2018, Londyn, Mesut Ozil i Recep Tayyip Erdogan. AP / AP

Co ciekawe, Soeguet jest zdania, że w piłce nie rządzą już kluby, a piłkarze. W rozmowie z "Inews.co.uk" podaje przykład: - Oezil ma kilkanaście milionów obserwujących więcej niż Arsenal. Obserwuje go blisko sto milionów ludzi, ponad jeden procent całej populacji na świecie. Zobacz - zwraca się do dziennikarza - ilu kibiców w Korei Południowej zyskał Tottenham, odkąd ma w składzie Heung-min Sona. Bardziej ekstremalny przykład: Cristiano Ronaldo przechodzi z Realu Madryt do Juventusu i zabiera ze sobą kibiców. Fani przestają kupować koszulki Realu, rzucają się na koszulki Juve. Piłkarze nie są już tylko piłkarzami. Mają własne media, mają swój głos. Mogą zmieniać świat po swojemu. Na tym polega ich siła. Mesut z tego korzysta. Nie chce tylko reklamować produktów na swoim Instagramie, ale też zwracać uwagę na ważne tematy i wykorzystywać swój głos do czegoś, w co wierzy. Mesut ma własne zdanie i jest bardzo bezpośredni. Widzi, co się dzieje, czyta, dowiaduje się. Chociażby o kolejnych przypadkach rasizmu w Niemczech. Sam go doświadczył po odejściu z reprezentacji.

Jerzy Brzęczek Mydlenie oczu w reprezentacji Polski. Piłkarze dali kibicom jasny sygnał. Wymowna cisza

"Byłem atakowany na tle rasowym. Nikt nie stanął w mojej obronie"

Związek Oezila z Niemcami zawsze był trudny: już po wyjściu z imigranckiego podwórka do niemieckiej szkoły, w której nie potrafił się odnaleźć. I później przez całą karierę. - Zdobyłem mistrzostwo świata, przez dziewięć lat byłem jednym z najlepszych piłkarzy w reprezentacji, wygrałem wiele meczów, zawsze dawałem z siebie wszystko, a gdy zostałem zaatakowany przez polityków i znane osobistości, nikt z federacji nie stanął w mojej obronie. Byłem atakowany na tle rasowym, ale nikt nie powiedział: "Hej, to nasz zawodnik, wystarczy, zostawcie go". Patrzyli i milczeli, pozwolili na to wszystko - żalił się w rozmowie z "The Athletic".

Po mundialu w 2018 roku chciał z nim porozmawiać każdy niemiecki dziennikarz: o zdjęciu z Recepem Erdoganem zrobionym tuż przed wyborami w Turcji i dyskusji, jaka wybuchła w Niemczech, o słabej grze reprezentacji, o jego przyszłości w kadrze i wszystkich kontrowersjach, które mu towarzyszyły. Ale Oezil zniknął, wyłączył telefon. Dopiero pod koniec lipca napisał czterostronicowe oświadczenie podzielone na trzy rozdziały: o zdjęciu, o reakcji mediów i sponsorów oraz o Reinhardzie Grindelu, ówczesnym prezesie niemieckiej federacji. Wywołał kolejne dyskusje o tolerancji, integracji społecznej w Niemczech, rasizmie w świecie piłki. Doprowadził do dymisji Grindela. Przywołał jego wypowiedź z 2004 roku, że multikuturalizm w rzeczywistości jest mitem. Odpowiedział mu po latach: - Jestem rozczarowany, ale nie zaskoczony twoją reakcją. Odczuwam rasizm i brak respektu. Przedstawiciele federacji nie uszanowali moich tureckich korzeni i wciągnęli mnie w sieć politycznej propagandy - pisał.

I znów: żadnych wywiadów, żadnych wypowiedzi do mediów. Coraz mniej Oezila na boisku, coraz większe emocje w mediach społecznościowych. Cała kariera Niemca przypomina jego pojedynczy mecz, w trakcie którego na przemian zachwyca i znika. Ale za chwilę Oezil znów może się przypomnieć. Zagadką pozostaje czy prędzej wejdzie na boisko, czy na Twittera. I czy znów zagra jak z nut, czy napisze to, co mu podyktują.

Więcej o: