Kazał zbudować imponujący obiekt w rodzinnej wsi. Na meczach 450 widzów

Premier Węgier na futbol wydał już ponad 100 milionów euro, nie tylko w swoim kraju. Rywal Polaków w el. MŚ 2022 w znakomitym stylu dostał się na Euro, wygrał grupę Ligi Narodów i ma swą drużynę w Lidze Mistrzów. Razem z dopływem państwowej gotówki i Viktorem Orbanem u boku, rośnie w siłę. - Sport to doskonałą odpowiedź na zagrożenia współczesnego społeczeństwa - przekonuje premier z loży VIP stadionu-katedry w swojej rodzinnej wsi.

Z jedną główną ulicą i kilkoma sklepami Felcsut wygląda jak kolejna zwykła węgierska wieś nieopodal Budapesztu. Zamieszkuje ją 1800 mieszkańców. Ale tutejszy stadion, Pancho Arena, to demonstracja siły. Wizytujących go reporterów "The Guardian" wprost zadziwia. Z oddali wygląda bardziej jak katedra. Góruje nad lokalnymi domkami i magazynami, przyciąga kształtem. Uwagę zwraca falujący dach z ozdobnymi drewnianymi sklepieniami. Obok pięknej inwestycji są też boiska sportowe z piłkarską akademią. To wszystko tereny Puskas Akademia FC – drużyny, która od niedawna gra w węgierskiej ekstraklasie. Ferenc Puskas, najwybitniejszy węgierski piłkarz, z tą wioską nie miał nic wspólnego. Na początku swojej kariery grał w oddalonym o 45 km Budapeszcie. Z Felcsut pochodzi za to zakochany w futbolu premier Węgier, Victor Orban. Stadion na 3,5 tysiąca miejsc wygląda jakby powstał bardziej dla niego niż mieszkańców wioski.     

450 widzów, połowa w lożach VIP 

Na mecze Puskas Akademia przychodzi średnio po 450 osób. Połowa z nich siada na trybunie VIP. To tam zjeżdża się grupa krajowych oligarchów z bankierem Sandorem Csanyim (najbogatszym człowiekiem w kraju) na czele. Są prezesi wielkich firm, instytucji, właściciele innych węgierskich klubów i kilka osób znanych ze świata polityki. Choć w ostatnim sezonie klub zajął w lidze 3. miejsce i wywalczył prawo gry o europejskie puchary, trudno powiedzieć, czy znakomici goście tak lubią futbol, czy bardziej są tu dla kogo innego. Jeśli tylko Orban jest w kraju, to zawsze mecze Puskasa ogląda na żywo. Stadion zbudowany został kilkadziesiąt metrów od jego daczy w Felcsut. Jak chcesz się spotkać i pogadać z premierem, to zamiast starać się o oficjalne spotkania, przyjdź na mecz w Felcsut - usłyszeli na Węgrzech angielscy dziennikarze. Plotki głoszą, że wiele ważnych krajowych inwestycji swój początek miało właśnie w sky boksach Puskas Academia. 

Zobacz wideo "Jak zobaczyłem twarz Kloppa, zrobiło mi się smutno" [SEKCJA PIŁKARSKA #74]

Warto dodać, że prezes drużyny Lorinc Meszarosz jest zarazem wójtem Felcsut i dobrym przyjacielem Orbana. Przyjacielem dość bogatym. Niedawno odnotował skok do pierwszej dziesiątki rankingu "Forbesa" klasyfikującego najbogatszych Węgrów. Za czasów obecnej kadencji Orbana, czyli od 2010 roku, jego majątek wzrósł już kilkunastokrotnie. Jego firmy lub firmy jego rodziny często wygrywają państwowe przetargi. To on stoi też za przejęciem 194 węgierskich pism. 

Stadion PuskasStadion Puskas Kacper Sosnowski

- Pomnik korupcji oraz megalomanii - tak ujmuje temat obiektów Puskas opozycja. Inwestycje wokół klubu były już zresztą przedmiotem podejrzeń śledczych. Nie tych z Węgier, bardziej z Europy. Komisja Europejska złożyła bowiem wizytę w Felcsut i badała wykorzystanie środków na zabytkową linię kolejową, jaką podciągnięto pod sam stadion z rodzinnej miejscowości ojca Orbana. Miała ona w założeniach rządu być nie tylko atrakcją turystyczną, ale też środkiem transportu dla nawet 7 tysięcy osób dziennie. Kolej jeździ przez trzy wsie i składa się z trzech stacji, więc taka liczba pasażerów była od początku założeniem abstrakcyjnym. Zresztą potwierdził to pierwszy miesiąc działalności dziwnej kolei. Zabytkowy pociąg przewoził 30 osób dziennie. Zabawka kosztowała 2 mln euro ze środków UE. 

Jeśli chodzi o kwotę 62 mln euro za cały sportowy kompleks w Felcsut wraz z późniejszymi dotacjami (wartość samego stadionu to 12 mln euro), to pieniądze na jego budowę pochodziły prawdopodobnie od wielu spółek, których wspólnym mianownikiem było bliskie powiązanie z centroprawicową partią Fidesz Orbana.   

Ulgi podatkowe za węgierskie inwestycje 

Kompleks w Felcsut nie jest jedynym beneficjentem miłości Orbana do piłki. Nowy stadion od 2016 roku ma też MTK Budapeszt zarządzany przez Tamasa Deutscha, jednego z założycieli partii Fidesz, obecnie też członka Parlamentu Europejskiego, niegdyś ministra sportu na Węgrzech. Obiekt MTK kosztował 27 mln euro, 50 proc. więcej niż zakładano. Środki na sport udało się zorganizować m.in dzięki działającemu tu od 2011 roku programowi, który daje ulgę podatkową inwestującym w sport podmiotom. 

Z państwowych funduszy powstał też obiekt Groupama Arena w Budapeszcie, na którym gra Ferencvaros. Koszt 24-tysięcznika to 63 miliony euro. Pech mistrza Węgier polega na tym, że jak akurat dostał się on do Ligi Mistrzów (pierwszy awans węgierskiego klubu od dekady) to kibiców z trybun wygoniła pandemia i Barcelony na żywo nie mogli zobaczyć. Wcześniejsze mecze odbyły się z częściowym udziałem widowni. 

Stadion PuskasFot. Tibor Illyes / AP

W Debreczynie mają za to mieszczący 20 tys. fanów Nagyerdei Stadion za 55 milionów euro. Poszczęściło się też kibicom Mezokovesd, 17-tysięcznego miasteczka w północnej części kraju. Nowy obiekt na 4200 miejsc też robi wrażenie. Prezesem lokalnego klubu jest Andras Tallai, wiceprezes Fideszu oraz sekretarz stanu zajmujący się podatkami. 

Państwo broni inwestycji w obiekty sportowe, choć krytycy przypominają, że 40 proc. społeczeństwa żyje na granicy ubóstwa. 

- Gdybyśmy dawali tylko na sport, to bym ten argument rozumiał, ale pieniądze od państwa idą też na edukację, zdrowie i infrastrukturę - odpowiada Tallai. Znamienne jest jednak, że wiele szczegółów dotyczących inwestycji było utajnionych. 

Węgierski sąd najwyższy wydał nawet decyzje nakazując państwu ujawnić informacje dotyczące wydatków na sportowe projekty. Wielkie pieniądze na futbol nie dotyczą jedynie inwestycji na Węgrzech. Rząd Orbana wspiera też sport za granicami kraju.   

Wskrzeszenie Królestwa Węgier, czyli pieniądze dla Rumunii 

Jeszcze 100 lat temu węgierskie państwo było 3,5 raza większe od obecnego. Utworzone w 1000 roku Królestwo Węgier obejmowało m.in obecne terytoria Chorwacji, Słowacji, Rumunii czy nawet Ukrainy. Do tej pory zamieszkuje tam ludność pochodzenia węgierskiego. Orban mocno się nią interesuje. To zainteresowanie wyrażane jest m.in poprzez sport. Jak informują dziennikarze niezależnego śledczego portalu Atlatszo.hu, rząd Orbana przeznaczył łącznie 49,5 mln euro na kluby sportowe i inwestycje piłkarskie za granicami kraju. 

Pieniądze wędrują tam oczywiście do mniejszości węgierskiej. Inwestycje finansuje Węgierski Związek Piłki Nożnej (MLSZ) oraz Bethlen Gabor Fund (BGA), czyli państwowy instrument pomocy finansowej dla etnicznych Węgrów za granicą. Według dokumentacji uzyskanej przez Atlatszo.hu od 2013 roku zbudowano z tych środków co najmniej 4 stadiony, 15 boisk treningowych i 4 inne budynki służące celom sportowym. 

Wszystko zaczęło się od prośby Zoltana Szondy, prezesa rumuńskiego klubu FK Csikszereda, o pomoc w budowie akademii piłkarskiej w Szeklerland. 5 lat później węgierscy politycy z lokalnymi władzami przecinali na nowym obiekcie wstęgę w węgierskich barwach. BGA na akademię i trybunę na 1 tys. osób wydała w sumie 4 mln euro oraz około 1,49 mln euro na dwa boiska i koszty działalności klubu. 5,6 mln euro dorzucił MLSZ. Warto zauważyć, że klub ma też węgierskiego sponsora. Został nim tamtejszy odpowiednik naszego Totalizatora Sportowego. 

Na obszarze dawnej Transylwanii węgierskie pieniądze poszły jeszcze na Sepsi OSK, klub z miasta Sfantu Gheorghe. Na młodzieżową akademię, klubowy budynek, boiska treningowe i stadion na 7 tys. widzów przeznaczono tu 6,9 mln euro. Budowa kompleksu trwa. Za inwestycje odpowiedzialny jest Karoly Varga, biznesowy partner opisywanego już prezesa Puskas Akademia, Lorinca Meszarosa. Warto zaznaczyć, że za projekt stadionowy Sepsi OSK odpowiada firma założona przez dzieci Meszarosa (Fejer-B.A.L). Ciekawą informacją dotyczącą samego miasta jest też ta, że Sfantu Gheorghema ma już niedawno odnowiony obiekt sportowy na 4 tys. widzów. Należy on jednak do państwa. 

Nie mamy uczelni. A może jednak chcecie stadion? 

W południowej Słowacji są za to już trzy kluby, które łącznie dostały od rządu węgierskiego 18,6 mln euro. Jednym z nich jest FC DAC Dunajska Streda, kupiony w 2014 roku przez Oszkara Vilagiego, słowackiego biznesmena, głowę Slovanaftu (firma paliwowa) oraz członka zarządu węgierskiego MOL (państwowy dostawca paliw na Węgrzech). FC DAC w najwyższej klasie rozgrywkowej na Słowacji odnosi sukcesy, zajmuje miejsca dające prawo gry w europejskich pucharach, ma nowy stadion, obiekty treningowe i centrum fitness. 

Podobnie sprawa wygląda zresztą ze słowackim drugoligowcem FC Komaromi. Komarnem położonym na granicy Słowacji z Węgrami osobiście zajął się Orban. Attila Cziria, jeden z węgierskich polityków, przed wyborami w 2014 roku przyznał w rozmowie z Atlatszo.hu, że Orban pytał go wtedy, jak mógłby pomóc miejscowości i całemu regionowi. 

- Zaproponowałem mu kupno wystawionej na sprzedaż Szkoły Rolniczej – wspomina Cziria. Dodałem, że miasto położone jest w rolniczym regionie, że nie ma tam takiego rodzaju uczelni wyższej. Orban pomyślał i spytał: 

- A może chcecie jednak nowy stadion? 

Na rekonstrukcję istniejącego w mieście obiektu poświęcono 5,57 mln euro. Prace jeszcze nie ruszyły, bo środki przeznaczone są dla klubu, ale obiekt należy do miasta, które ostatecznie zgodziło się go wynająć na 20 lat. 

Trzecim słowackim miastem, które miało przyznane węgierskie dotacje jest Rymawska Sobota. Tyle, że 4,64 mln euro jeszcze nie spożytkowano. Otwarcie akademii piłkarskiej przez Węgrów uznano tam za kontrowersyjne. Jedni lokalni działacze widzą w tym próbę oszustwa, inni starania o hungaryzację miasta. Sprawa budowy się przeciąga. 

Rząd Węgier przeznaczył też 14 mln euro na kluby w okręgu Wojwodiny na północy Serbii. Skorzystała na tym m.in FK Backa Topola. 

Problemy Węgrów mieszkających na dawnych ziemiach Królestwa Węgierskiego od dawna wywoływały kontrowersje w relacjach Budapesztu z sąsiadami. A Orban od lat umiejętnie rozgrywa tę kartę. Inwestycje piłkarskie też więc budzą kontrowersje. Podobnie byłoby zapewne – choć tło historyczne jest oczywiście inne - gdyby polski rząd przeznaczył dziesiątki milionów złotych na rozwijanie akademii Pogoni Lwów czy na reaktywowanie WKS Wilno. 

Po co Orbanowi futbol? 

Orban uwielbia piłkę nożną. Pierwszą zagraniczną podróż jako premier odbył w 1998 roku do Paryża, na finał mistrzostwa świata. W weekend potrafi obejrzeć 6 meczów i nie opuszcza żadnego finału Champions League, w młodości grał w 4. lidze. 

Trzej najważniejsi ludzie w węgierskiej polityce: Orban, prezydent kraju Janos Ader i przewodniczący Fideszu Laszla Kover grali niegdyś w tym samym piłkarskim klubie. Jeden z ich byłych kolegów Zsolt Komaromy, który regularnie grał przeciw nim, wspomina na łamach “The Guardian”: - Gra była dla Orbana sposobem wyładowywania agresji. Jeśli nawet piłka wyszła na aut i wszyscy chcieli zatrzymać grę, on mówił, że autu nie było i biegł z futbolówką dalej. Zachowywał się jakby stanowił prawo. 

Teraz już rzadziej rozstrzyga o autach, bo rzadziej gra. Ale miłość przetrwała i gest dla futbolu ma bardzo szeroki. 

- Robimy to dla dzieci, za granicami naszego kraju mamy wielu młodych Węgrów – rzucił podpytywany o sprawę przez dziennikarzy “The Guardian”. Tym nie udało się co prawda umówić z nim na oficjalne spotkanie, ale porozmawiali z nim po meczu Puskas Akademia FC, wizytując Pancho Arenę.     

- Futbol to dziwna kombinacja bycia wolnym i bycia żołnierzem. Jesteś w grupie, ale działasz też kreatywnie. To jest dylemat współczesnego społeczeństwa: bycie zorganizowanym i bycie wolnym. Na murawie szybko to znajduję, w polityce jest to trudniejsze - mówił luźno w rozmowie z angielskimi gośćmi. Podkreślał rolę sportu w kwestii wychowawczej. - Węgrzy mają krytyczne podejście do cywilizacji. Uważamy, że współczesne społeczeństwo jest bardzo niebezpieczne dla dzieci, a sport jest doskonałą odpowiedzią na te zagrożenia. Futbol jednoczy ludzi - tłumaczył, dodając, że zależy mu też na podniesieniu poziomu krajowej i ligowej piłki. Ostatnio ma powody do radości. Węgrzy właśnie awansowali do Euro 2020. Wygrali też swoją grupę Ligi Narodów, bijąc w niej Rosjan, Serbię i Turcję. W dobrym stylu awansowali do dywizji A. Teraz Madziarzy zagrają o mundial w Katarze przeciw Polsce, Anglii, Albanii, Andorze i San Marino. 

- To na pewno najlepszy okres węgierskiej piłki w ostatnich 20 latach. Trzeba ich za to uszanować - mówił nam Zbigniew Boniek tuż po losowaniu grup el. MŚ 2020. 

Premier Orban osiąga swoje, zapewne na sport będzie stawiał dalej. Ale w tych działaniach, a także licznych programach dotowania edukacji, kościołów za granicami swojego kraju czy też zachęcania tamtejszej mniejszości do przyjmowania węgierskiego obywatelstwa (niegdyś promowanie karty Węgra) widać chęć przeciwdziałania postępującym procesom asymilacyjnym. Być może futbol też ma temu służyć.   

- Aby zrozumieć znaczenie piłki nożnej dla Węgrów, trzeba się cofnąć do naszej historii, w której nasz futbol pełnił rolę ważną dla kultury. W okresie międzywojennym był częścią tzw. naddunajskiej szkoły futbolu. Apogeum osiągnął w latach 50. przy Złotej Jedenastce, która przez 4 lata nie przegrała żadnego meczu. Myślę - mówi kolega Orbana z Fideszu Tamas Deutsch - że on marzy, by węgierska piłka znów była tak wielka. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.