Wielkie piłkarskie imperium ma już 10 klubów! A to jeszcze nie koniec. Football Group ma jeden cel

Rodzina City Football Group, której najbardziej znanym członkiem jest Manchester City, wciąż się rozrasta. Braci jest już dziesięciu - nowy pojawił się we Francji po zakupie akcji ESTAC Troyes. Cel jest prosty: mieć kluby na wszystkich kontynentach, bo w rodzinie siła. Miejsca na uczucia wprawdzie nie ma wiele, są za to wspólne interesy.

To rodzina z arabsko-katalońskimi korzeniami: z Barcelony jest know-how, z Emiratów pieniądze. Na piłkarskim rynku działa od 2013 roku i dąży do posiadania klubu na każdym kontynencie. Obecnie ma udziały w aż dziesięciu: czterech w Europie - Manchesterze City, Gironie, Lommelu SK i Troyes, a do tego - w amerykańskim New York City, australijskim Melbourne City, japońskiej Yokohama F. Marinos, chińskim Sichuan Jiuniu, urugwajskim Club Atletico Torque i indyjskim Mumbai City. "Financial Times" uważa City Football Group za najdroższą firmę sportową, wartą już blisko 4 mld funtów. 

Zobacz wideo

Piłkarskie imperium służące bogaceniu się i współpracy piłkarskiej

Kluby mają ze sobą współpracować: wymieniać się kadrą trenerską, piłkarzami i wiedzą. Ferran Soriano, głowa rodziny i mózg całej operacji, twierdzi, że treningi we wszystkich zespołach prowadzone są w identyczny sposób, by docelowo wszyscy bracia grali tak, jak ten najstarszy, prowadzony przez Pepa Guardiolę. Zresztą, wiele rzeczy jest w tej rodzinie robionych pod najstarszego z braci, przejętego przez szejków w 2008 roku.

Najlepsi piłkarze z całego świata, zwerbowani do klubu z okolicy, po latach treningów w odpowiednim systemie mają trafiać właśnie do Manchesteru. Dlatego CFG przejęła kluby z Hiszpanii, Francji i Belgii - krajów, gdzie talenty rosną na drzewach. - Możemy szybciej je dostrzec, lepiej rozwijać i od razu dopasowywać do naszego sposobu gry - tłumaczył Ferran Soriano. Działa to też w drugą stronę: perspektywiczni zawodnicy z drużyny Guardioli mogą być wypożyczani do tych klubów i zdobywać doświadczenie w silnych ligach, ale jednak mniej wymagających niż angielska. Manchester City ma przy tym pewność, że będą grać tyle, ile potrzeba i nie doświadczą żadnych problemów z adaptacją, bo system gry jest podobny.

Poza tym, trenerzy tych klubów są ze sobą w stałym kontakcie, wymieniają się wiedzą i spostrzeżeniami, odwiedzają na stażach. Była gwiazda City i reprezentant USA Claudio Reyna został w New York City FC dyrektorem ds. piłki nożnej, a Patrick Vieira przez kilka lat doglądał rozwoju tego klubu i sam nabrał doświadczenia w pracy trenera. Takie jest założenie: najzdolniejsi trenerzy mają przenosić się z klubu do klubu, uczyć się, wdrażać filozofię CFG, by docelowo za kilka lat, któryś z nich zastąpił Pepa Guardiolę w Manchesterze. To korzyści sportowe. Ale nie mniej ważne są te biznesowe: CFG chce budować markę, dlatego swoim klubom zazwyczaj dodaje w nazwie "City", zmienia im barwy na niebieskie, przerabia też herby i zaczyna na tym zarabiać.

Ingerencja nie zawsze jest tak duża - w klubach z Chin i Japonii CFG jest mniejszościowym właścicielem i współpracuje z lokalnymi biznesmenami. Nazwy, stroje i herby pozostały nietknięte. Chodzi bowiem nie o budowanie marki, a o pozyskanie tamtejszych sponsorów w zamian za udostępnienie know-how i wciągnięcie do swojego imperium. Widać to w Yokohamie F. Marinos, w której Nissan ma 80 proc. udziałów. Firma motoryzacyjna była pierwszym "multi-klubowym" sponsorem CFG, co oznacza, że została partnerem motoryzacyjnym Manchesteru City. Jego piłkarze od kilku lat jeżdżą więc samochodami tej marki, Guardiola jest jej oficjalnym ambasadorem, a Yaya Toure i Sergio Aguero występowali w reklamach. Podobnie jest z chińskim zespołem Sichuan Jiuniu. Ledwo CFG przejęła w nim udziały, a już państwowa linia lotnicza Etihad poinformowała, że od tej pory będzie obsługiwała znacznie więcej połączeń z lotniskiem w tym mieście. Poza tym, zajęcie miejsca na szybko rozwijających się rynkach w Indiach i Chinach otworzyło przed Manchesterem City nowe możliwości pozyskiwania sponsorów i sprzedaży towarów. Potencjał kibicowski jest tam olbrzymi i nie został jeszcze wykorzystany. 

W tej rodzinie każdy doskonale wie za co odpowiada: brat z Manchesteru rozsławia całą familię, pozostali europejscy bracia pracują na jego sukces wychowując talenty i ogrywając piłkarzy, którzy nie mieszczą się w składzie Guardioli. W Australii i Stanach Zjednoczonych stawia się na połączenie futbolu i biznesu, dlatego kluby te spaja Soriano. Azjatyccy bracia przede wszystkim zarabiają pieniądze.

Braterska miłość? Wspólne interesy

City Football Group w 2013 roku założył Szejk Mansour, ten sam, który pięć lat wcześniej kupił Manchester City za 276 milionów dolarów i do dziś wpompował tam niemal 2 miliardy dolarów tworząc jedną z najlepszych drużyn na świecie. Celem nowych właścicieli klubu było mistrzostwo Anglii. Gdy w 2012 roku wygrali je po raz pierwszy, zamarzyła im się ekspansja całego świata. Chcieli postawić następny krok, jeszcze ambitniejszy. W takich okolicznościach powstała CFG. Kusiła oczywiście wielkimi pieniędzmi Szejka i pomysłem Katalończyków - przede wszystkim Ferrana Soriano, dyrektora generalnego, który do 2008 roku pracował w FC Barcelonie, ale czuł się ograniczany przez socios. W City od początku mógł realizować swoje pomysły bez oglądania się na innych. Szybko otoczył się specjalistami z poprzedniego klubu i dziś projekt koordynują przede wszystkim Katalończycy. Guardiola jest wisienką na torcie. Jak mówi Soriano: najpierw budował wielki klub i skupiał się wyłącznie na Manchesterze City, natomiast później, po pierwszym mistrzostwie, Szejk Mansour przekonał go, by koordynował rozwój kilku zespołów i stworzył globalną markę, o jakiej świat nie słyszał. Soriano na początku założył nowy klub w Stanach Zjednoczonych - New York City FC. Rok później była Australia, otwieranie kolejnych sekcji dla mężczyzn i kobiet, aż w 2020 roku rodzina doczekała się dziesięciu członków. Następni są w drodze, bo CFG chce mieć klub na każdym kontynencie i przymierza się do budowania zespołu w Afryce. 

- W City Football Group naszym celem pozostaje piękna gra w piłkę nożną, szybkie rozpoznawanie talentów i eksponowanie marki w światowych centrach biznesowych - tłumaczył dyrektor generalny kilka dni temu po przejęciu Troyes. Czarno na białym, choć UEFA od lat niechętnie patrzy na właścicieli, którzy posiadają kilka klubów jednocześnie. Dlatego pozwala im wystawiać w europejskich pucharach tylko jedną drużynę. Oczywiście tylko teoretycznie, bo wystarczy kilka sztuczek prawnych, by przepis obejść i śmiać się federacji w twarz. Tak jak robi to Red Bull, który w poprzednim sezonie Ligi Mistrzów wystawił zespoły z Salzburga i Lipska. Za jakiś czas takich przypadków będzie jeszcze więcej, bo od kilku lat koncerny piłkarskie rosną jak grzyby po deszczu. Rodzinna Pozzo jest właścicielem Udinese Calcio we Włoszech i Watfordu FC w Anglii. Posiadała większość akcji jeszcze w hiszpańskiej Granadzie, ale cztery lata temu sprzedała ją Chińczykom. Red Bull to nie tylko kluby z Salzburga i Lipska. Ten projekt skalą przypomina to, co robi City Football Group, bo ma swoje zespoły jeszcze w USA i Brazylii. Dalej: Atletico Madryt ma swój klub filialny w Meksyku - Atletico San Luis, a przez pewien czas był jeszcze właścicielem drużyny w Indiach. W 2017 roku właściciele AS Monaco uratowali przed bankructwem belgijską Cercle Brugge, a na przykładzie Bartosza Kapustki zobaczyliśmy, jak działa współpraca między Leicester a OH-Leuven.

Magazyn "Fortune" tłumaczy, dlaczego posiadanie kilku klubów jest tak atrakcyjne. - Posiadając sieć klubów minimalizuje się koszty pozyskania zawodników, jednocześnie maksymalizując zysk z rosnących opłat transferowych. Lipsk pozyskuje piłkarza z Salzburga po promocyjnej cenie lub w ramach wypożyczenia, a później sprzedaje go z dużym zyskiem. Innym klubom, działającym w pojedynkę, trudno z tym rywalizować. Dlatego niektóre ligi, wzorem amerykańskiej ligi baseballowej, chcą ograniczyć - lub całkowicie zakazać - możliwość wymieniania zawodników wewnątrz klubowych sieci. Debata na ten temat rozgorzała w 2014 roku po wypożyczeniu Franka Lamparda z New York City FC do Manchesteru City.

Tworzenie piłkarskich imperiów budzi też niesmak wśród części obserwatorów, którzy nadal chcą widzieć w klubach reprezentantów danej dzielnicy, społeczności, dumę miasta. Kolor koszulek, kształt herbu to dla nich świętość. City Fooball Group wprawdzie zapewnia, że każdy posiadanych przez nią klubów ma swoją tożsamość i autonomię, ale nie sposób w to uwierzyć, gdy na pierwszy rzut oka widać, że w tej rodzinie nie ma wzajemnej, braterskiej miłości. Są wspólne interesy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.