Miał grać w innej reprezentacji, a stał się skarbem Hiszpanii. Na Ansu Fatiego brakuje słów

Po drugiej wojnie światowej nie było młodszego zawodnika w reprezentacji Hiszpanii. A tak młodego strzelca gola nie było nigdy. Ansu Fati ma 17 lat i 312 dni. Zachwyca talentem, imponuje osobowością i kolekcjonuje rekordy: ma ich już kilka w Barcelonie, kolejne dokłada w hiszpańskiej kadrze.

Ansu Fati na pierwszym zgrupowaniu dorosłej reprezentacji ujął wszystkich połączeniem nieśmiałości poza boiskiem z bezczelnością na murawie. W hotelowej restauracji kłaniania się pracownikom federacji - przywykli do "cześć", ale on mówi im "dzień dobry". Ktoś zapytał go przed testami wymazowymi, czy się boi. - Jestem mężczyzną - odpowiedział spontanicznie, a reszta potraktowała to jako całkiem niezły żart.

Bo to wciąż siedemnastolatek, który, dopóki nie wyjdzie na boisko, nie robi wielkiego wrażenia. Niezbyt wysoki, daleki od sylwetki gladiatora. Wciąż bardziej to chłopiec niż mężczyzna. Spokojny i wycofany, wręcz sprawiający wrażenie onieśmielonego. W samolocie lecącym do Stuttgartu na pierwszy mecz Ligi Narodów zamienił z kolegami raptem kilka zdań. Jak dziecko posadzone przy stole z dorosłymi. Nawet inni młodzi piłkarze powołani przez Luisa Enrique pierwszy raz na zgrupowanie są trzy-cztery lata starsi od niego. 

Zobacz wideo Domenech o Lewandowskim: Powinien mieć szanse na Złotą Piłkę

Gol, wywalczony karny, a do tego przewrotki i efektowne "siatki"

- Jeśli robisz takie rzeczy mając siedemnaście lat… - zawiesza głos selekcjoner Luis Enrique, by znaleźć odpowiednie słowa. I zaczyna od nowa, bo jakby tego zdania nie dokończył, nałoży na Ansu Fatiego dodatkową presję, a Barcelona prosiła, żeby lepiej tego nie robić. Mówi więc: - Zaskoczył mnie. Nie swoim występem, bo dlatego go właśnie powołałem, ale spokojem, dojrzałością i świadomością. Gdy z nim rozmawiasz, dostrzegasz to wszystko. Patrzysz na niego w przerwie meczu i widzisz po jego twarzy, że bardzo chce wejść na boisko. Mam nadzieję, że nigdy tego nie straci - tłumaczył po zremisowanym 1:1 meczu z Niemcami, w którym wejście Fatiego ożywiło grę Hiszpanów.

Wtedy zadebiutował w dorosłej reprezentacji, stając się jej najmłodszym zawodnikiem po drugiej wojnie światowej. Ale dopiero w niedzielnym meczu - wygranym 4:0 z Ukrainą - pokazał pełen repertuar swoich umiejętności: nie minęły dwie minuty, a on już świetnym zwodem w polu karnym wywalczył jedenastkę. Pół godziny później indywidualną akcję zakończył mocnym i precyzyjnym strzałem - tak został najmłodszym strzelcem gola w reprezentacji Hiszpanii. Po drodze ośmieszył chyba wszystkich ukraińskich obrońców, przepuszczając im piłkę między nogami, a pod koniec pierwszej połowy omal nie zdobył bramki po strzale przewrotką. Gdy trzeba było podać - podawał. Gdy nie miał komu - kiwał. Na to zresztą nalegał selekcjoner. Hiszpańscy dziennikarze piszą, że za każdym razem, gdy Fati miał piłkę, słyszał zza linii podpowiedzi, by wchodził w pojedynek z obrońcą. - Na niego, na niego - krzyczał Luis Enrique. 

- Wiem, do czego jest zdolny, ale nie pamiętam chłopca w jego wieku, który decydowałby się na takie ruchy zaraz po rozpoczęciu gry - mówił selekcjoner o zwodzie Fatiego, którym wywalczył rzut karny. - Musicie zrozumieć, że pewnie w przyszłości jeszcze będzie grał kiepsko i będzie popełniał błędy. To zupełnie normalne. Ale niezwykłe jest to, że w tym wieku ma taką pewność siebie - tłumaczył selekcjoner Hiszpanów.

To zachwyca tym bardziej, gdy zobaczy się go poza boiskiem. Dochodzi do zderzenia. Wydaje się, jakby było dwóch Fatich: skromny chłopak i pewny siebie facet. Wchodzi na murawę i staje się kimś innym. Hiszpanie żartują, że jest niezwykle lekki, mimo że w nodze dźwiga młotek, którym wybija takie gole jak z Ukrainą. Zaczyna mecz na skrzydle, kończy go jako środkowy napastnik. Gra tak, że "AS" następnego dnia poświęca mu pierwszą stronę i pisze, że wszedł do reprezentacji "wyważając drzwi". Hiszpanie czują, że znaleźli skarb. W idealnym momencie, bo po ostatnim nieudanym turnieju (odpadnięcie w 1/8 mundialu w Rosji z gospodarzami) starają się odmłodzić reprezentację. Dążą do tego, by zachowała swój styl, ale jednocześnie potrafiła grać bardziej bezpośrednio. I do tego Fati nadaje się idealnie. W dodatku rozwija się bardzo harmonijnie i aż strach pomyśleć jak dobry będzie w przyszłym roku na Euro. Polscy obrońcy będą mieli pełne ręce roboty.

Mógł grać dla Portugalii. Zdecydowała determinacja prezesa Rubialesa

Hiszpanie cieszą się takim talentem, dzięki determinacji prezesa związku Luisa Rubialesa. Fati urodził się w Gwinei Bissau, byłej portugalskiej kolonii. Przeprowadził się do Hiszpanii, gdy miał siedem lat. Jego ojciec, Bori, dopiero wtedy ściągnął rodzinę do siebie. Sam przyjechał do pracy w Andaluzji kilka lat wcześniej. - Nie widziałem przez to początków mojego syna na boisku. Rodzina mówiła mi, że potrafi przedryblować wszystkich kolegów. Poszedłem na jego pierwszy mecz w Hiszpanii i byłem w szoku! Był najlepszy - opowiadał ojciec dziennikowi "AS".

Potwierdza to pierwszy trener Fatiego. - Kiedy dołączył do naszego zespołu, powiedział mi, że w Gwinei nie mieli prawdziwych piłek, grali jakimiś szmaciankami albo sami je robili ze związanych skarpetek. Gdy u nas dostał prawdziwą piłkę, robił z nią cuda, a my wysłaliśmy piłki i stroje piłkarskie do jego kuzynów i dalszych krewnych, którzy zostali w Gwinei. Miał wrodzoną jakość - opowiada Jordi Figueroa z CDF Herrery. 

Ansu Fati mógł więc grać zarówno dla Portugalii, jak i Hiszpanii. Dyskusja pojawia się w zeszłym roku i dotyczyła powołania do młodzieżowych reprezentacji. Bori Fati udzielił wtedy wywiadu portugalskiej "A Boli". Powiedział, że zarówno on, jak i jego syn, marzą o tym, żeby grał dla Portugalii. - Jakiś czasem temu rozmawiałem z przedstawicielem portugalskiej federacji i wszystko układało się pomyślnie. Umówiliśmy się na kolejną rozmowę następnego dnia, ale ta osoba już do mnie nie zadzwoniła. Z kolei po kilku dobrych meczach w Barcelonie pojawiła się bardzo silna presja ze strony federacji hiszpańskiej i odezwał się do mnie bezpośrednio prezes Luis Rubiales - opowiadał. 

To zaangażowanie okazało się kluczowe. Ojciec jeszcze rok temu opowiadał wprawdzie, że Ansu chodzi po domu w koszulce reprezentacji Portugalii, ale poważne podejście Hiszpanów przekonało go do reprezentowania tego kraju. W sprawie jest wiele nieścisłości, bo można też znaleźć w dzienniku „AS” cytat z Ansu Fatiego, jeszcze sprzed wywiadu ojca, że czuje się Hiszpanem i gra dla tej reprezentacji jest dla niego oczywista. W każdym razie, we wrześniu 2019 roku Fati dostał hiszpańskiego obywatelstwo i już w październiku został powołany do kadry U-21. Debiut w dorosłej reprezentacji opóźniła pandemia koronawirusa.

Nadzieja Barcelony i reprezentacji Hiszpanii

W Barcelonie zawsze grał w wyższej kategorii wiekowej, na wszystkich pozycjach w ataku, wolał asystować niż strzelać gole. - Musieliśmy go oduczyć tego nawyku - mówi Marco Serra, który prowadził go w "Alevin A". - Pamiętam, że na jednym z turniejów wykonywał rzut karny i strzelił jakby od niechcenia. Powiedziałem mu, że jeśli jeszcze raz tak zrobi, to wróci do swojego poprzedniego klubu. W następnym spotkaniu zdobył osiem bramek - śmieje się trener. Później Fati trafił do Franca Artigi w zespołach "Cadete A" i "Cadete B". - Jest jednym z najbardziej kompletnych wychowanków La Masii. Świetny fizycznie i technicznie. Z wielką chęcią do ciężkiej pracy. Zawsze był większy od swoich kolegów, ale w pewnym momencie przestał się rozwijać tak szybko i pozostali go dogonili. Wtedy zaczął chodzić na siłownię i uwierzcie mi: docierał tam pierwszy, a wychodził ostatni - wspomina. - Po jednym ze słabych meczów napisał do mnie SMS-a: "Trenerze, wracam już do domu, ale bardzo mi przykro przez to jak dzisiaj zagrałem. Chciałem przeprosić i obiecać, że to się więcej nie powtórzy". I wiecie co? Do końca sezonu wygraliśmy wszystkie mecze - zdradza Artiga. 

W Barcelonie pragnienie wychowanka włączonego na stałe do pierwszej drużyny rosło od lat. I gdy sięgnęło zenitu – pojawił się on: Ansu Fati - drugi najmłodszy piłkarz w jej historii i najmłodszy strzelec gola. Po kilku miesiącach był też najmłodszym strzelcem gola w Lidze Mistrzów. W tym roku doszły osiągnięcia w reprezentacji: najmłodszy zawodnik po drugiej wojnie światowej, najszybciej wywalczony rzut karny w historii kadry, najmłodszy zdobywca bramki dla Hiszpanii. W Barcelonie obchodzą się z nim bardzo delikatnie. Wolą, żeby unikał mediów, odciął się od szumu, który towarzyszy jego kolejnym występom. Nie chcą powtórzyć błędów popełnionych przy wprowadzaniu do dorosłego futbolu Bojana Krikicia czy Gerarda Deulofeu. Doradzili mu, żeby niewiele zmieniał w swoim życiu - wciąż więc pojawiał się na meczach rówieśników, tyle że w roli kibica. Sporo czasu spędza z nimi w ośrodku treningowym, gdzie mierzą się w turniejach w fifę. Kolegów wciąż ma w młodzieżowych drużynach, a nie w pierwszej ekipie. Klub jest z tego zadowolony. Luis Enrique ma nieco inne podejście.

- Nie boję się nagłówków w gazetach. Widziałem, jaki jest dojrzały i jak jest traktowany w klubie. Ma siedemnaście lat, musi jeszcze dojrzeć… Ale, że w swoim drugim meczu w kadrze odważy się na te wszystkie zagrania?! Wnosi do reprezentacji pokorę i odwagę. Trenował bardzo dobrze i cieszę się, że wraca do domu z radością. Ja jestem spokojny. Jego stopy pozostaną na ziemi - przekonuje.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.