Propozycja głównego epidemiologa wzbudziła w Szwecji zdziwienie. "To absurd"

Po pięciu miesiącach dyskusji szwedzka Agencja Zdrowia Publicznego potwierdziła, że od 1 października otworzy dla widzów sportowe i kulturalne areny. Propozycja głównego epidemiologa wzbudziła jednak zdziwienie. Limit widzów ma wynosić 500 osób, niezależnie od wielkości obiektu. Jest to określane jako "absurd".

Sama propozycja otwarcia szwedzkich aren była wyczekiwana od dawna i do tej pory wzbudzała duże zadowolenie. - Ona oznacza, że wykonaliśmy dobrą robotę, ograniczając rozprzestrzenianie się infekcji. Przecież wszyscy chcemy jak najszybciej pozbyć się tego g***a - nie przebierał w słowach dyrektor IFK Goeteborg, Max Markusson. Z rządowych konsultacji w sprawie wpuszczenia ludzi na trybuny stadionów i hal cieszyli się też m.in. przedstawiciele popularnego w kraju hokeja, organizatorzy koncertów i kulturalnych imprez. Tyle że uśmiechy zbladły, gdy ujawniono szczegóły znoszenia lockdownu dla kibiców. Krajowy epidemiolog Anders Tegnell zakomunikował, że od 1 października na widownię będzie mogło wejść maksymalnie 500 osób. Takie ogólne założenie, bez uwzględniania wielkości obiektu, czy jego rodzaju, zostało uznane za żart.

Zobacz wideo "W mediach nastąpił jakiś klik i zmieniło się postrzeganie Lewandowskiego w Niemczech"

"To nic nie da. Trudno to zrozumieć"

Na rozporządzenie najbardziej nosem kręcą kluby sportowe.

- Rząd musi znaleźć rozwiązanie, które obejmie wszystkie publiczne wydarzenia, od festiwalu piosenki w Styrso po mecz w Sztokholmie – opisywał w rozmowie z "Expressen" Markusson. - Wydaje się, że ta propozycja koncentruje się na mniejszych wydarzeniach kulturalnych, a nie na meczach piłki nożnej na wielkich arenach. To ogromna różnica, tu potrzebne są inne zasady - dodawał zdziwiony.

Tuż po ogłoszeniu przez Tegnella tego pomysłu, w dyskusję włączył się sekretarz generalny Szwedzkiego Związku Profesjonalnych Lig Piłkarskich, Mats Enquist.

- Trudno to zrozumieć, nie tego chcieliśmy. Nic nam to przecież nie da. Ta zmiana jest całkowicie bez znaczenia. Taki sam maksymalny pułap widzów dla każdego stadionu to będzie absurd - mówił Enquist w rozmowie z "Expressen". - Jeszcze niedawno Tegnell sugerował, że Szwecja będzie podążać za Europą. Przymierzać się do otwarcia od 30 do 40 procent pojemności obiektów i nagle usłyszeliśmy takie coś - mówił zaskoczony.

Dyrektor klubu IFK Goteborg, podobnie jak Enquist, jest za procentowym otwarciem widowni na podstawie wielkości danego obiektu.

- Pozwolenie na wejście 500 osób stworzy tylko problemy – opisuje. - Przez przepisy i regulacje obecność nawet małej grupki kibiców będzie wymagała pracy mnóstwa personelu, poniesione zostaną spore koszty, które ledwo pokryją przychody z biletów - tłumaczył Markusson.

W Polsce 50 proc. trybun, w Szwecji 500 osób

Do tej pory na imprezach sportowych w Szwecji wraz z zawodnikami mogło być 50 osób, co w praktyce ograniczało obecność widzów do kilku lub kilkunastu osób. Chociaż o przywróceniu publiczności na obiekty mówiło się już w kwietniu, to kraj znany ze swego liberalnego podejścia do walki z koronawirusem dla kibiców przychylny nie był. W pewnym monecie dość dziwnie z punktu widzenia fanów przedstawiał się szwedzki krajobraz, w którym dzieci chodziły do szkół podstawowych i przedszkoli, nieco tylko ograniczone było funkcjonowanie centrów handlowych, nikomu nie zabraniano wychodzenia z domu, ludzie spotykali się w restauracjach i barach (bez limitów osób), dawano przyzwolenie na rozgrywanie sparingów, a gdy w czerwcu ruszyły sportowe rozgrywki, testy na koronawirusa nie były w nich wymagane. Publiczności na trybunach jednak nie było.

Wyszło na to, że trzy miesiące przed Szwecją stadiony i hale otworzył dla fanów nawet polski rząd, najpierw pozwalając na uczestnictwo w imprezach osób wypełniających maksimum 25 proc. trybun (od 20 czerwca), a od 25 lipca zwiększając ten limit do 50 proc. W konsekwencji tego na mecze Legii, Lecha czy Górnika przychodzi obecnie niemal po 10 tys. osób.

Dlaczego zatem liberalna Szwecja decyzje dotyczące obecności kibiców na meczach podejmowała dość długo?

Tegnell pytany o większą liczbę kibiców na widowni mówił o ryzyku zatorów podczas przyjazdów i wchodzenia na stadion i gromadzeniu się większych grup w jednym miejscu choć patrząc na szwedzkie restauracje wydaje się to argumentem dziwnym. Decyzja o zwiększeniu uczestników imprez publicznych z 50 do 500 osób przypada na czas, gdy w dużych europejskich państwach następuje wzrost infekcji koronawirusem. W Polsce dziedzinie przybywa około 600-700 chorych, podobnie sytuacja wygląda w Niemczech, jeszcze gorzej jest na południu Starego Kontynentu. Szwedzi jednak utrzymują przyrost nowych infekcji na niskim (w porównaniu z np. z kwietniem i majem) poziomie 100-200 chorych.

- W Szwecji nie obserwujemy takich wzrostów zakażeń, jak na południu kontynentu, przede wszystkim we Francji oraz Hiszpanii - oznajmił Tegnell, a zdaniem epidemiologa ten pozytywny trend będzie się w jego kraju utrzymywał.

Więcej o:
Copyright © Agora SA