Nowe ognisko koronawirusa na Florydzie! Start MLS może zostać storpedowany

Amerykańska MLS, która z powodu koronawirusa wznowienie sezonu zaplanowała na 9 lipca ma spory problem. W kraju, w którym codziennie zgłasza się około 50 tysięcy nowych infekcji, wirus dotyka też kolejnych graczy. Na niewiele zdało się nawet skoszarowane piłkarzy na Florydzie, w odizolowanym hotelu. Po kolejnych testach okazało się, że COVID ma 5 graczy Nashville. To kolejna drużyna, której grozi przełożenie najbliższego spotkania.

Władze MLS plan na powrót do gry miały prosty. Ściągnąć 26 drużyn na Florydę, odizolować od świata, przetestować piłkarzy i członków sztabów i zacząć grać. 9 lipca miał zacząć się tam "MLS is Back" turniej, który był zapowiadany jako wstęp do wznowienia regularnego sezonu planowanego na sierpień. Tylko że już na tym wstępie robi się duży problem. Nim piłkarze usłyszeli pierwszy gwizdek w meczu, na razie słyszą o kolejnych zainfekowanych. Koronawirusa ma obecnie kilkunastu piłkarzy i członków sztabu z kilku drużyn.

Zobacz wideo Niesamowita przemiana Krzysztofa Piątka. "Absolutny popis. Nie znaliśmy go z tej strony" [SEKCJA PIŁKARSKA #53]

Zainfekowani na Florydzie?

Ostatnie dni znów przyniosły złe informacje. Dziennikarze "The Athletic" podali właśnie, że pozytywne testy wyszły u 5 zawodników Nashville S.C. To drużyna, która w czwartek miała być rywalem Chicago Fire, ekipy Przemysława Frankowskiego. Raczej nikt nie ma wątpliwości, że spotkanie się nie odbędzie. Zapewne zostanie przełożone. Nie będzie pierwszym storpedowanym przez koronawirusa meczem nie rozpoczętego jeszcze turnieju. Już kilka dni temu ogłoszono, że przełożyć na bliżej nieokreślony termin trzeba będzie też mecz FC Dallas z Vancouver Whitecaps. Pozytywne testy na COVID-19 miało w sumie aż 6 graczy Dallas.

Co ciekawe przed przejazdem na Florydę wszystkie testy przeprowadzone wśród piłkarzy i sztabu tej drużyny dały wynik negatywny. Po pojawieniu się w Orlando zaczął się jednak problem u dwóch osób, a reszta prawdopodobnie zaraziła się od nich. Na razie nie wiadomo, czy poprzednie testy nie były precyzyjne, czy gracze zainfekowali się wirusem już po przyjeździe na miejsce.

Pozytywne wyniki testów nie kończą się na Dallas i Nashville. Dwóch członków sztabów Colorado Rapids zostało pozytywnie zdiagnozowanych jeszcze przed przylotem na Florydę, co uniemożliwiło dotarcie na miejsce całej drużynie.

Floryda miała być wybawieniem dla amerykańskich sportowców, bo ten stan już od maja pozwalał na organizowanie tam – pod pewnymi warunkami – sportowych zawodów. Bardzo skorzystała na tym UFC, najpopularniejsza na świecie organizacja MMA. Floryda do restrykcji związanych z COVID-em podchodziła bardziej liberalnie niż inne stany.

Floryda wprowadza ograniczenia

Teraz jednak sytuacja tam jest gorsza niż miesiąc temu. Floryda i Teksas odnotowały właśnie największą dobową liczbę nowych zakażeń koronawirusem. Zanotowały odpowiednio 11 tys. i 8 tys. przypadków. Niedawno władze stanowe na Florydzie postanowiły nawet cofnąć rozmrażanie niektórych dziedzin życia, co przełożyło się m.in. na powtórny zakaz spożywania alkoholu w lokalach.

Wracając do futbolu - władze ligi, które jeszcze 2 lipca cieszyły się, że z 855 przetestowanych do tego dnia na koronawirusa osób, tylko 6 miało pozytywny wynik testu (0,7 procent), teraz już tak zadowolone nie są. Tym bardziej że zaplanowany od 9 lipca do 11 sierpnia turniej jest projektem eksperymentalnym i w kilku przypadkach zaskakującym, przypominającym nieco format mistrzostw świata czy Europy. Wszystkie mecze zaplanowano w kompleksie sportowym Orlando, ale Floryda w lipcu nie jest miejscem przyjaznym dla sportowców. Nie tylko przez wysoki wskaźnik infekcji w tym stanie. Niemal przez cały dzień temperatura przekracza tam 30 stopni Celsjusza. To z tego powodu mecze zaplanowano na 9.00 rano lub 22:30 w nocy.

Tegoroczne rozgrywki przerwano z powodu koronawirusa 12 marca po dwóch kolejkach. Potem 26 drużyn do treningów wracało w sposób odmienny. Kiedy i jak mogli trenować gracze i drużyny zależało od rozporządzeń poszczególnych stanów i sprawiło, że przygotowania do sezonu rozpoczynały się w różnym czasie i wyglądały dla drużyn inaczej. To też może mieć wpływ na formę poszczególnych ekip, o ile oczywiście koronawirus nie pokrzyżuje dalszych planów ligi. Epidemia w Stanach Zjednoczonych trwa. W niedzielę zgłoszono ponad 52 tysiące nowych zakażeń. Najwięcej w południowych i zachodnich stanach.

W drużynach MLS gra obecnie 5 Polaków. To Przemysław Frankowski (Chicago Fire), Adam Buksa (New England Revolution), Przemysław Tytoń (FC Cincinnati), Jarosław Niezgoda (Portland Timbers), a także Kacper Przybyłko (Philadelphia Union), który już przeszedł koronawirusa.

Przeczytaj także:

Więcej o: