Najbardziej haniebny mecz w historii piłki nożnej. Komentator milczał przez 30 minut

"Hańba w Gijon", czyli mecz RFN - Austria dogadany na wyrzucenie z mistrzostw świata rewelacyjnej Algierii, na zawsze zmienił zasady najważniejszych piłkarskich turniejów. 38 lat temu oburzeni komentatorzy wyłączyli mikrofony, a hiszpańska gazeta relację z tego meczu umieściła w dziale kryminalnym. Dopiero po latach wyszło, że pokrzywdzeni Algierczycy mogli grać na dopingu.
Zobacz wideo Magiczna akcja Krzysztofa Piątka! Kolega "ukradł" mu gola [ELEVEN SPORTS]

1982 rok, Hiszpania. Niemieckie gwiazdy przed pierwszym meczem mundialu mówią, że siedem goli strzelonych Algierii zadedykują żonom, a ósmego swoim psom. Ich trener, Jupp Derwall, ma nagrania meczów rywala, jakieś taktyczne opracowania leżą na stole. Ale on mówi tylko, że jeśli przegra z Algierią, to następnego dnia pierwszym pociągiem wróci do Monachium. Taktyka ląduje w koszu, kasety zostają nieruszone w odtwarzaczu wideo. Przynajmniej Breitner, Rummenigge, Stielike nie wezmą go za wariata, który straszy przed takim meczem. Nie muszą się przygotowywać, by wyjść i zmiażdżyć Algierczyków. W eliminacjach wygrali wszystkie mecze, strzelili 33 gole, stracili tylko trzy, więc są przekonani, że "zwyciężą nawet z cygarem w ustach".

Sensacja na początek mundialu

Niemcy nie wiedzieli, że Algieria przed mistrzostwami świata wygrała sparingi z Realem Madryt, Benfiką i Irlandią. Że od lat gra w tym samym składzie i ma całkiem solidnych, zgranych piłkarzy. Nikt też wtedy nie wiedział, że prawdopodobnie grają oni na dopingu, bo ich selekcjoner Giennadij Rogow wziął do sztabu zaufanego lekarza z Rosji. Dopiero po latach, gdy ośmiu piłkarzom z tamtej reprezentacji urodziły się niepełnosprawne dzieci, wróciła pamięć o małych, żółtych tabletkach, które lekarz podawał im, mówiąc, że to witaminy. Piłkarze zaczęli mówić o tym w mediach dopiero kilkanaście lat po mundialu. - Wszyscy byliśmy królikami doświadczalnymi - stwierdził anonimowo jeden z nich w artykule "El Watan". Wtedy jednak niczego nie podejrzewali. Wierzyli, że sensacją hiszpańskiego mundialu zostają sprawiedliwie. I dopiero wielka niesprawiedliwość pozbawia ich awansu do fazy pucharowej.

Tych pysznych Niemców pokonali 2:1. Tak bardzo irytowały ich te przechwałki i lekceważenie, że byli gotowi do nadludzkiego poświęcenia, byle im coś udowodnić. Po meczu świętowali tak długo, że na przygotowanie do drugiego meczu z Austrią zabrakło im czasu - przegrali 0:2. Trzeci mecz grali z najsłabszym w grupie Chile i wygrali 3:2. Wciąż jednak nie byli pewni awansu. Dzień później RFN mierzył się z Austrią. Musieli czekać na wynik: w przypadku remisu lub wygranej Austrii awansowaliby Austriacy i Algierczycy. Wygrana RFN-u co najmniej trzema bramkami dałaby awans im i Algierii. Zwycięstwo RFN-u jedną lub dwiema bramkami premiowało ich i Austrię. 

Piłkarze nawet nie próbowali zachować pozorów sprawiedliwiej gry

Już przed meczem podejrzewano, że sąsiadujące ze sobą kraje umówią się właśnie na wynik dającym im awans i wrzucający z turnieju groźną Algierię. Ale absolutnie nikt nie spodziewał się, że nawet nie spróbują udawać, że grają sprawiedliwie. Nawet w absolutnie ohydnych czasach włoskiej afery totonero, piłkarze próbowali zachowywać pozory. - Starałem się nie oddawać strzałów z bliska, a kiedy już znalazłem się w niebezpiecznej strefie, cofałem się albo próbowałem niewykonalnych sztuczek technicznych, by dzięki temu nikt niczego nie podejrzewał - opisywał po latach Carlo Petrini, napastnik skorumpowanej Bologni.

Ale piłkarze RFN i Austrii uderzali widzów między oczy - w 10. minucie Niemcy objęli prowadzenie po golu Horsta Hrubescha. I w tym momencie mecz się skończył. Zaczęły się podania w poprzek, nie padł już ani jeden celny strzał. Spacerowe tempo, bez zagrażania którejkolwiek z bramek. Komentujący ten mecz dla niemieckiej stacji ARD Eberhard Stanjek mówił: "To, co tutaj się dzieje, to hańba, która nie ma nic wspólnego z piłką nożną. Możecie mówić, co chcecie, ale nic nie usprawiedliwia tego zachowania". Z kolei komentator austriacki w ramach protestu nie mówił nic przez ostatnie pół godziny meczu. Były reprezentant Niemiec Willi Schulz nazwał swoich rodaków gangsterami. Kibice na stadionie byli wściekli. Hiszpanie krzyczeli do piłkarzy "¡Fuera! ¡Fuera!", czyli "wynocha!", a pod koniec meczu sugerowali, że powinni się jeszcze pocałować. Algierczycy machali w kierunku boiska białymi chusteczkami i palili banknoty. Zdegustowani byli też sami Niemcy i Austriacy. Jeden z kibiców RFN spalił nawet flagę! A gdy niemieccy kibice po meczu udali się pod hotel swoich piłkarzy, aby wyrazić oburzenie ich postawą, zostali przez nich obrzuceni woreczkami napełnionymi wodą.

 

FIFA wyciągnęła wnioski

Piłkarze nie mieli bowiem żadnych wyrzutów sumienia. Jupp Derwall po meczu oświadczył, że liczyło się zwycięstwo, a nie piękno futbolu. Lothar Mattheus stwierdził: - "Liczyło się zwycięstwo i nic poza tym". Zgodził się Paul Breitner: - "Kibice musieliby być głupi, żeby tego nie rozumieć. Chodziło tylko o awans". Najbardziej bezczelny był szef austriackiej delegacji, Hans Tschak. - "Mecz był bardzo taktyczny. To jednak coś normalnego i jeśli 10 tysięcy "Synów Pustyni" chce wywołać z tego powodu skandal, to pokazują jedynie, że mają w kraju niewiele szkół. Jacyś szejkowie wychodzą ze swoich oaz, po trzystu latach czują zapach Pucharu Świata i myślą, że mogą otwierać pysk" - powiedział po tym, jak Algierczycy złożyli do FIFA oficjalny protest. Już po trzech godzinach dostali odpowiedź: dowodów na ustawienie spotkania nie było, więc wynik nie mógł zostać zmieniony. Federacja wyciągnęła jednak wnioski i już cztery lata później, podczas następnych mistrzostw w Meksyku, ostatnie mecze fazy grupowej były rozgrywane w tym samym czasie.

Po tym spotkaniu "Kicker" nie wystawił piłkarzom ocen, bo żaden nie zasłużył choćby na jedną gwiazdkę. Dziennik "L’Equipe" napisał, że wszyscy piłkarze zasłużyli na czerwoną kartkę. Hiszpańska gazeta "El Comercio" opublikowała raport o grze nie w sekcji sportowej, ale w raportach policyjnych - trener Derwall, Lothar Mattheus, Toni Schumacher i kilku Austriaków zostali opisani jako podejrzani o złodziejstwo. Holenderski "Telegraaf" napisał, że mecz był "brudnym kawałkiem futbolowego porno".

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.