Najważniejsza impreza w historii Polski była sportową klęską. Lato wskazał najgorszy moment

Polska nigdy wcześniej ani później nie przygotowywała tak ważniej sportowej imprezy. Euro 2012 dobrze wypadło organizacyjnie, ale kibicom kojarzy się przede wszystkim z zawiedzionymi nadziejami: Polacy zagrali tylko trzy mecze, choć grupę mieli najłatwiejszą ze wszystkich. O najważniejszych momentach tego Euro rozmawiamy z Grzegorzem Latą, ówczesnym prezesem PZPN.
Zobacz wideo

Najpierw niespodzianki były bardzo przyjemne, bo już samo to, że UEFA na gospodarzy Euro 2012 wybrała Polskę i Ukrainę, a nie faworyzowanych Włochów, dawało nam wielką gospodarczą i sportową szansę. Później los był dla nas łaskawy podczas losowania, bo grupa z Rosją, Grecją i Czechami jawiła się jako wymarzona. Idealna do wyjścia. Tyle że następne niespodzianki były już przykre. Grając w przewadze pierwszy mecz z Grecją i prowadząc po pierwszej połowie 1:0, Polacy oddali kontrolę nad meczem zaraz po zmianie stron. Grecy wyrównali. Najpierw wynik, a po kilkunastu minutach również siły na boisku - Wojciech Szczęsny faulował w polu karnym, dostał czerwoną kartkę, a my zamarliśmy. Reprezentację uratował rezerwowy bramkarz - Przemysław Tytoń. Wszedł na boisko i obronił jedenastkę. Skończyło się remisem 1:1. Ale że kolejny mecz z Rosją również zremisowaliśmy po golach Ałana Dżagojewa i Jakuba Błaszczykowskiego, to z Czechami graliśmy już o być albo nie być w turnieju. Przegraliśmy 0:1 i odpadliśmy.

 

Tyle w ramach przypomnienia tego turnieju. O najważniejszych momentach porozmawialiśmy z Grzegorzem Latą, który był wtedy prezesem PZPN.

Najprzyjemniejszy moment:

- Chyba ten, gdy byliśmy z Michałem Listkiewiczem, wtedy prezesem PZPN, w Walii na ceremonii ogłoszenia gospodarza mistrzostw. Nikt nie wierzył, że to my i Ukraina dostaniemy ten turniej. Ani dziennikarze, ani politycy, ani kibice, ani mój kolega z Włoch. Jeszcze chwilę przed ceremonią mi powiedział, że prędzej jemu kaktus na ręce wyrośnie, niż my dostaniemy ten turniej. Włosi też się o niego starali i byli murowanymi faworytami. A tutaj proszę - Michel Platini wyciąga kartkę z napisem „Poland and Ukraine”. Duża w tym zasługa Hryhorija Surkisa, prezesa ukraińskiego związku. Sporo się nachodził, żeby nas wybrali. Przekonał tych, co trzeba z Komitetu Wykonawczego UEFA, bo to oni decydowali o wyborze, i załatwił.

Najsmutniejszy moment:

- Jednak ten pierwszy mecz z Grecją. Graliśmy w przewadze jednego piłkarza, stwarzaliśmy sytuacje, dobrze się to układało. Zawinił trochę sztab szkoleniowy, bo można było lepiej tę przewagę wykorzystać, poklepać trochę piłkę i tych Greków pogonić po całym boisku. Później my w głupiej sytuacji straciliśmy zawodnika. Był jeszcze ten rzut karny przy 1:1, na szczęście Przemysław Tytoń obronił. Zabrakło nam cwaniactwa po przerwie. Każdy sam ze sobą musiał to przeżyć, odpowiedzieć sobie na trudne pytania. Bardzo smutny moment. Później to wpłynęło na mecz z Rosją. A ostatni z Czechami był już najsłabszy z tych wszystkich.

Moment, w którym się zawstydziłem:

- Odpadnięcie, bo na pewno były znacznie większe oczekiwania co do naszej drużyny. Wszyscy liczyliśmy, że wyjdziemy z takiej grupy. Tym bardziej, grając wszystkie mecze u siebie. No ale okazało się, że niestety nie. To było ogromne rozczarowanie, nie tylko dla mnie, ale dla wszystkich kibiców. Z perspektywy czasu mówi się, że wszystkiemu winny był PZPN. Trochę tak, jakbym to ja razem z pozostałbym działaczami był wtedy na boisku. Franciszek Smuda został trenerem, bo miał bardzo dobre wyniki w klubach. Stworzyliśmy chłopakom najlepsze warunki do przygotowania się. Niczego im nie brakowało. Co chcieli, to dostawali. Ale na końcu to jest sport. W nim nigdy nic nie wiadomo. Patrzę po sobie: pojechaliśmy w 1974 na mundial, mieliśmy w grupie Włochów i Argentynę, pewniaków do wyjścia. A nagle się okazało, że to my wyszliśmy. Na początku turnieju nikt nie wierzył, że coś zdobędziemy, a już po dwóch meczach byliśmy faworytami do medalu. W 2012 było odwrotnie: mówili, że wyjdzie Polska i Rosja, a wyszła Grecja z Czechami. Sport. Piłka taka jest. Nie takie sławy odpadały. 

Moment, w którym byłem najbardziej dumny:

- Pochwała od Michela Platiniego była bardzo miła, gdy chwalił jeszcze przed zakończeniem mistrzostw, jak to wszystko zostało u nas zorganizowane. Pokazaliśmy, że potrafimy tak ogromny turniej przygotować. Atmosfera była fantastyczna, nawet po naszym odpadnięciu stadiony były wypełnione do ostatniego krzesełka. Kibice zachowywali się świetnie. Z tego się cieszyłem i z tego byłem dumny. Zostały nam autostrady, ośrodki treningowe, ośrodki pobytowe, różne hotele, wyremontowane lotniska. Jak przed Euro wyglądało lotnisko w Poznaniu, Wrocławiu czy Gdańsku? A dzisiaj jak się ląduje to aż przyjemnie popatrzeć. Duży wkład mieliśmy w rozwój naszej ojczyzny. 

Moment, który zostanie ze mną na zawsze:

- Mecz otwarcia. Wielkie przeżycie: cały stadion narodowy, 60 tysięcy ludzi śpiewa "jeszcze Polska nie zginęła". Tego się nie zapomina. Kilka razy miałem przyjemność wysłuchać hymnu przed meczem. I na boisku, i na trybunach. Wtedy atmosfera była niewiarygodna. Najlepsza spośród wszystkich, które sobie przypominam. Miałem ciarki na plecach.

Moment, w którym uporałem się z porażką:

- Ja jestem w trochę innej sytuacji niż kibice. Nie jeden mecz wygrałem, ale też nie jeden przegrałem. Musiałem nauczyć się żyć po niepowodzeniach. Nie znosiłem ich, ale musiałem się nauczyć. Porażek nie zapominam. Rozpamiętuję je, analizuję, zastanawiam się. W tym przypadku dość długo, bo wszystkie mecze graliśmy u siebie. Wszystko mieliśmy w swoich rękach, pchali nas kibice… I dlatego to tak bolało.  

Więcej o: