Mieli wszystko, by nie podołać epidemii. Tymczasem wznawiają treningi. "COVID-19 jak każda inna kontuzja"

Chociaż w Portugalii żyje wielu seniorów, służba zdrowia jest niedofinansowana, a jedna trzecia pielęgniarek woli pracować za granicą, to kraj radzi sobie z koronawirusem lepiej od innych. Piłkarze już wznowili treningi. Rząd umożliwił im to szybkimi i trafnymi decyzjami. Teraz oni mają pomóc rodakom nie zwariować.

Jest im trudno, bo do zaleceń o pozostaniu w domu podeszli bardzo poważnie. Z ankiety przeprowadzonej przez portal "politico.eu" wynika, że ponad połowa Portugalczyków opuszczała mieszkania maksymalnie raz w tygodniu lub jeszcze rzadziej. To pomogło w walce z koronawirusem, ale zaszkodziło ich kondycji psychicznej. Stąd znaczny wzrost sprzedaży antydepresantów i duża popularność psychologów. Tylko w marcu Portugalczycy kupili ponad dwa miliony opakowań leków uspokajających i antydepresyjnych. W porównaniu z analogicznym okresem poprzedniego roku to wzrost o 28 procent. Portugalska izba psychologów podała natomiast, że od wprowadzenia stanu wyjątkowego (18 marca) do 8 kwietnia, po darmową pomoc psychologiczną dzwoniło po 1300 osób dziennie.

Zobacz wideo

Piłkarze mają wrócić na boiska i zapewnić rozrywkę. Zająć futbolem głowy rodaków, którzy - jak wynika z badań psychologów - boją się przede wszystkim utraty pracy, wzrostu cen i choroby kogoś bliskiego. W zeszły czwartek zespół ekspertów przygotował szczegółowy plan powrotu do gry. Podobny do niemieckiego - też zakładający najpierw ćwiczenia w małych grupach, z zachowaniem odpowiedniego dystansu od kolegów, a z czasem częste przeprowadzanie testów i wznowienie meczów. Plan zakłada dezynfekowanie autobusów przed każdym wyjazdem na mecz, specjalne zabezpieczanie hoteli, uchylone drzwi, zakaz dotykania poręczy, wirtualne konferencje prasowe i odwołanie stref mieszanych, gdzie piłkarze udzielają wywiadów i ograniczenie osób na stadionach. Portugalczycy nie będą się jednak ścigać z Niemcami. Poczekają jak to wyjdzie w Bundeslidze. Przeanalizują ewentualne błędy i wyciągną wnioski. Są w tym dobrzy. Z analizy przeprowadzonej przez "politico.eu" wynika, że z koronawirusem poradzili sobie tak dobrze m.in. dzięki niepowielaniu błędów Hiszpanów i Włochów. 

Polityczne zjednoczenie i innowacyjny pomysł pogrzebów online

Portugalia teoretycznie miała wszystko, żeby w starciu z koronawirusem ponieść dotkliwą porażkę: niedofinansowaną od lat służbę zdrowia, wielu seniorów powyżej 80. roku życia (więcej w Unii Europejskiej ma tylko Grecja i Włochy), najmniej łóżek do intensywnej terapii w UE (zaledwie 4,2 na 100 tysięcy osób) i niedobory w personelu. Ministerstwo zdrowia szacuje, że w kraju brakuje około 18 tys. pielęgniarek. Wyjeżdżają za lepszymi pieniędzmi przede wszystkim do Wielkiej Brytanii.  

- Ze względu na słabość naszego systemu opieki zdrowotnej mogło być tutaj jeszcze gorzej niż we Włoszech i Hiszpanii - powiedział Ricardo Baptista Leite, specjalista od chorób zakaźnych i członek opozycyjnej partii Socjaldemokratów. - Portugalczycy doskonale rozumieli, że by zmniejszać liczbę zachorowań i jak najbardziej rozłożyć je w czasie, musimy robić więcej niż inne kraje. Wszyscy wykazali ogromną solidarność - mówił portalowi "politico.eu".

Udało się. Przy jednej czwartej populacji sąsiedniej Hiszpanii, Portugalia ma jedną dziesiątą przypadków zachorowań. Śmiertelność wynosi niewiele ponad 3 proc., przy 10 proc. w Hiszpanii, 12 proc. w Wielkiej Brytanii i 15 proc. we Francji. Portugalski rząd działał bardzo szybko - szkoły zamknął, gdy w kraju było tylko 245 chorych osób. Hiszpania zrobiła to przy 2140, Włosi przy 2500. Gdy Madryt pozwalał na stutysięczny marsz z okazji Dnia Kobiet, Lizbona zakazała wszelkich publicznych zgromadzeń. Stan wyjątkowy ogłosiła już 18 marca, gdy miała 448 potwierdzonych zachorowań. Hiszpania zrobiła to co prawda trzy dni wcześniej, ale wtedy miała już dziesięć razy więcej chorych. I o ile w Hiszpanii poszczególne regiony podejmowały własne decyzje w walce z koronawirusem, o tyle w Portugalii wszystkim zarządzano centralnie. Zdecydowano m.in. o skróceniu wyroku co dziesiątego osadzonego, żeby zmniejszyć ryzyko zarażenia w więzieniach.

Ale o powodzeniu zdecydowała przede wszystkim dyscyplina ludzi. Bo chociaż blokada gospodarki była mniej surowa niż w innych krajach - działały choćby duże fabryki, budowy i sklepy - to ludzie woleli pozostać w domach i nawet po podstawowe zakupy wychodzili najrzadziej jak się dało. "Politico.eu" z podziwem opisywało opustoszałe ulice Lizbony, a inne portale ze zdziwieniem donosiły o transmisjach online z pogrzebów. W Bradze, gdzie zgonów spowodowanych koronawirusem było najwięcej, księża zdecydowali o relacjonowaniu uroczystości w internecie. Przy trumnie mogło być zaledwie pięć osób, więc reszta bliskich mogła pożegnać zmarłego siedząc w domu. - Nie jesteśmy wszyscy w jednym miejscu, ale wspólnie modlimy się w tym samym czasie za duszę zmarłego i jego rodzinę - tłumaczy na stronie internetowej parafii w Amorim ksiądz Guilherme Peixoto.

W przeciwieństwie do Hiszpanii i Włoch w trudnej chwili zjednoczyli się też politycy. Rui Rio, przywódca opozycji w przemówieniu wspierał działania rządu i obiecywał pomoc. - To czas współpracy, a nie sprzeciwu i politykowania - powiedział z kolei Baptista Leite z opozycyjnej partii PSD.

Z dnia na dzień spada liczba nowych przypadków zarażenia koronawirusem. Dotychczas potwierdzono 24 tys. przypadków i 928 zgonów, a wzrost infekcji nigdy nie przekroczył 4 proc. dziennie. Spada też liczba pacjentów przebywających na oddziałach intensywnej terapii. Zbędne wydają się więc plany przekształcenia w szpital polowy areny do walki z bykami w Lizbonie i stadionów.

Kluby zorganizowały zbiórki i udostępniły lekarzom stadiony

W trudnej chwili wykazały się też najlepsze portugalskie kluby. Benfica, FC Porto i Sporting tak hojnie i regularnie wspomagały rząd w walce z koronawirusem, że w pewnym momencie media pisały wręcz o rywalizacji, kto da więcej. Wygrała Benfica, która przekazała ministerstwu zdrowia milion euro na walkę z epidemią i zebrała 5,5 tony jedzenia dla bezdomnych z całego kraju. Z własną inicjatywą wyszli też jej piłkarze, którzy zrzucili się na zakup 51 tys. maseczek, 540 tys. rękawic, 750 przyłbic i 750 kombinezonów ochronnych, które zostały przekazane do szpitali.

FC Porto i Sporting przeprowadziły zbiórki pieniędzy i zaoferowały ministerstwu zdrowia pomieszczenia na swoich stadionach. W jednej części mogli przebywać medycy, którzy woleli nie wracać do domów, by nie narażać swoich bliskich. A w drugiej części kluby proponowały zorganizowanie szpitali polowych dla chorych z lekkimi objawami. Ostatecznie kraj na tyle dobrze poradził sobie z pandemią, że z oferty nie trzeba było korzystać. 

Kibicom spodobało się też zachowanie najlepszych piłkarzy w kraju. Za namową Cristiano Ronaldo, reprezentanci Portugalii zdecydowali się przekazać na pomoc amatorskim klubom połowę premii za wywalczenie awansu na przełożone Euro 2020. Piłkarze i trenerzy zrzekli się w sumie 4,7 milionów euro. Pieniądze trafiły do lokalnych i amatorskich klubów, które w związku z pandemią walczą o przetrwanie. 

Trenować i czekać na Niemców

Do końca sezonu ligi portugalskiej pozostało dwanaście kolejek. Ligowe władze w zeszły czwartek ogłosiły, że spróbują dokończyć rozgrywki, ale na to pozwolenie musi jeszcze wydać rząd. Wydaje się to formalnością, bo Jorge Torgal, rzecznik Krajowej Rady Zdrowia Publicznego, która będzie wyrocznią w tej sprawie, zapewnia, że uda się zapewnić bezpieczeństwo wszystkim sportowcom. - Wiadomo, że każdy sport jest inny i do każdego będziemy podchodzić indywidualnie, bo w tenisie każdy jest po swojej stronie siatki, w lekkoatletyce każdy biegnie swoim torem, a piłka nożna jest mniej kontaktowa niż chociażby rugby. Piłkarze będą regularnie testowani i jeśli nie będą zarażeni, powinni grać - powiedział Torgal "A Boli". - Wśród piłkarzy sprawa jest dość prosta. Nie mówimy o wielu tysiącach osób. Wszystkich da się regularnie badać, monitorować i zapewnić im bezpieczeństwo konstruując odpowiednie zasady. A nawet jeśli którykolwiek z piłkarzy, zostanie zainfekowany, to można go odizolować, a resztę znów przetestować. Spokojnie, mówimy o młodych, zdrowych osobach, które nie będą z tym miały większych problemów - dodał.

Zarażony piłkarz będzie mógł wrócić dopiero, gdy uzyska dwa negatywne wyniki testów, a te zostaną wykonane w odstępie co najmniej 24 godzin. Drużyna będzie mogła grać tak długo, jak będzie miała minimum siedmiu zdrowych zawodników - w tym jednego bramkarza. W założeniach co do powrotu na boiska czytamy: "COVID-19 zrównany jest z każdym innym rodzajem kontuzji". Ponadto zespoły zostaną poproszone, żeby starały się podróżować na mecze w dniu ich rozgrywania i tym samym unikać spania w hotelach. Ale jeśli wcześniejsze przybycie okaże się to konieczne, wybrany hotel będzie musiał być zdezynfekowany zgodnie z przepisami Dyrekcji Generalnej ds. Zdrowia i przed każdym przyjazdem drużyny otrzymać certyfikat potwierdzający odpowiednią dezynfekcję.

Zespoły z czołówki tabeli: FC Porto, SC Braga i Sporting już wróciły do treningów. Piłkarze i trenerzy zostali przebadani na obecność koronawirusa, trenują w małych grupach, z zachowaniem dystansu społecznego. Na treningi wszyscy przyjeżdżają już przebrani, sami piorą i przygotowują sobie stroje. Każdy z piłkarzy ma też podpisaną swoją piłkę i podczas treningu nie dotyka żadnej innej. Natomiast piłkarze Benfiki zaczną pojawiać się w ośrodku treningowym od 4 maja i będą mieli trzy tygodnie na przygotowanie się do finału Pucharu Portugalii. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z założeniami, mecz Benfiki z Porto odbędzie się 24 maja. Mecze ligowe prawdopodobnie zostaną wznowione tydzień później. "A Bola" podkreśla jednak: maj będzie miesiącem, w którym podjęte zostaną wszystkie decyzje, zarówno dotyczące piłki nożnej, jak i funkcjonowania kraju. W każdym momencie plan powrotu będzie można zmodyfikować, wstrzymać lub przeciągnąć. Kluczowa będzie obserwacja krzywej zachorowań po poluzowaniu obostrzeń. Premier Portugalii przestrzega: - Dopóki nie zostanie wynaleziona szczepionka na koronawirusa, dopóty nie wrócimy do normalnego życia, jakie wiedliśmy przed epidemią. Wszystko wskazuje, że stanie się tak najwcześniej za rok - stwierdził Antonio Costa. - Nie należy spodziewać się w tym roku żadnych imprez masowych - ostrzegł.

We wtorek w San Beto ma dojść do nadzwyczajnego spotkania prezesów ekstraklasowych klubów z premierem. Dziennikarze spodziewają się, że premier potwierdzi ww. daty powrotów do gry pucharowej i ligowej, a kluby raz jeszcze zostaną zapoznane z najważniejszymi zasadami, które umożliwią bezpieczny powrót do gry. Później Portugalczycy - jak i cały świat - będą obserwować, jak ze wznowieniem rozgrywek poradzi sobie Bundesliga. Powodzenie Niemców doda wszystkim wiary. Porażka zniechęci, wystraszy i najpewniej zamrozi futbol na kolejne tygodnie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.