Film pana Marka obiegł polski internet. "Polski Messi" tłumaczy wybuch żony

W ostatnich dniach bohaterem internetu stał się "polski Messi". Pan Marek na filmie, udostępnionym w mediach społecznościowych, żonglował rolką papieru toaletowego, co skończyło się rozbiciem nowego telewizora. W rozmowie z oficjalną stroną Elany Toruń opowiedział o swojej przeszłości piłkarskiej i reakcji na nagłą popularność.

Pan Marek zasłynął w mediach społecznościowych z nagrania, na którym żongluje rolką papieru toaletowego. Cała próba kończy się rozbiciem telewizora i wtargnięciem żony do pokoju, która zaczęła przeklinać i wyzywać go. "Polski Messi" zyskał tak ogromną popularność, że został zaproszony do wzięcia udziału w "Turbokozaku". Jak się okazuje, pan Marek w przeszłości był piłkarzem Elany Toruń, co zdradził w rozmowie z oficjalną stroną klubu.

Zobacz wideo Sportowcy dbają o formę bez wychodzenia z domu. W mediach społecznościowych pokazują swoje treningi

- Sama propozycja bardzo miło mnie zaskoczyła. Każdy, kto kopał piłkę w życiu, byłby zadowolony z takiej możliwości występu, a dla mnie było to tym większe zaskoczenie, że ja od 10 lat mam praktycznie zerowe doświadczenie z piłką. Wiadomo, że wszystko zaczęło się od tego „nieszczęsnego” filmiku z papierem i kilku kolejnych, które nagrałem - zdradził "polski Messi".

- W Elanie grałem chyba około dwóch sezonów w latach 2006-2008 w zespołach juniorów młodszych i starszych. Po Elanie jeszcze próbowałem swoich sił w Pomorzaninie, tam już w seniorach i czasem też wspomagałem juniora starszego. Wszystko jednak zaczęło się w Piaście Człuchów, tam trenowałem od 7 roku życia. Najczęściej grałem w środku pomocy. Czasem na środku obrony, ale to naprawdę rzadko, bo mieliśmy dobrych obrońców - dodał.

"Polski Messi": Nie jestem zbytnio zadowolony z tej popularności

Jak sam przyznał, nie planował udostępniać nagrania w internecie. - Nie jestem zbytnio zadowolony z tej popularności. Ten nieszczęsny filmik wyciekł do sieci nie z mojej inicjatywy, ani tym bardziej żony. Został wysłany do najbliższej rodziny, tylko do dwóch osób, ale ostatecznie wypłynął do internetu… - przyznał pan Marek.

- Trochę mnie i żonę psychicznie to ruszyło, bo wiadomo, że osoby, które nas nie znają, to po tym nagraniu wyrobiły sobie opinię, że w naszej rodzinie rozgrywa się jakiś dramat, a wcale tak nie jest. Jesteśmy normalnymi ludźmi, tworzymy normalną rodzinę. 

- Żona tego dnia tłumaczyła mi, żebym w domu z tą rolką papieru za bardzo nie szalał, bo zna moją wagę, wie, że zwrotność jest słaba i przeczuwała jak to się może skończyć, a telewizor w pokoju praktycznie nowy, bo raptem druga rata została za niego zapłacona. Nie powinna tak zareagować, ale w nerwach tak czasem jest. Przede wszystkim filmik nie powinien trafić do sieci - dodał.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.