- Wierzę w rosnący tu projekt i jestem podekscytowana, że będę jego częścią. Chelsea tak samo, jak ja chce wygrywać trofea - powiedziała w poniedziałek Melanie Leupolz, nowa zawodniczka kobiecej drużyny londyńskiego klubu.
66-krotna reprezentantka Niemiec, mistrzyni olimpijska z 2016 roku i Europy z 2013 roku, podpisując kontrakt z Chelsea, dołączyła do jednej z najlepszych zawodniczek świata - Samanthy Kerr - która w zachodnim Londynie gra od końcówki minionego roku.
- Te transfery to pokaz siły i dowód na to, jak daleko zaszliśmy jako klub - powiedziała trenerka drużyny, Emma Hayes. Kobiecy zespół Chelsea tak samo, jak męski 17 lat temu, chce rzucić wyzwanie największym. Nie tylko w kraju, ale też w Europie, gdzie od czterech lat nieprzerwanie dominuje francuski Lyon.
Latem 2004 roku, kiedy Jose Mourinho szalał na rynku transferowym, kompletując swoją mistrzowską drużynę, kobiecy zespół dopiero oficjalnie stawał się częścią Chelsea. Wcześniej, przez 12 lat od jego założenia, z klubem łączyła go tylko nazwa. Środki na funkcjonowanie pozyskiwała grupa kibiców, w raczkującym świecie kobiecego futbolu o głośnych transferach nie było w ogóle mowy.
Od sezonu 2004/05, w którym drużyna po raz pierwszy wywalczyła awans do Premier League, kobieca Chelsea rozwijała się powoli, ale systematycznie. Przez lata przez zespół przewijały się reprezentantki Anglii, a w 2008 roku kontrakt z klubem podpisała była mistrzyni świata i olimpijska, Lorrie Fair. Transfer był tym głośniejszy, że Fair stała się pierwszą reprezentantką USA w kobiecej Premier League.
Przełom dla drużyny nastąpił jednak dopiero przed sześcioma laty. To wtedy, prowadzony już przez Hayes zespół, zdobył wicemistrzostwo kraju, po raz pierwszy w historii kwalifikując się do kobiecej Ligi Mistrzów. Kilka miesięcy później klub ogłosił, że większość zawodniczek, po raz pierwszy w jego historii, podpisało w pełni profesjonalne kontrakty.
W sierpniu 2015 roku Chelsea po raz pierwszy sięgnęła po kobiecy Puchar Anglii, a kilka miesięcy później zawodniczki skompletowały dublet, wygrywając też ligę. Ten sam sukces powtórzyły przed dwoma laty.
Co łączy męską i żeńską Chelsea? Pragnienie wygrania Ligi Mistrzów. Na triumf mężczyzn Roman Abramowicz czekał dziewięć lat, a teraz robi wiele, by ten sam sukces osiągnęły też panie.
Na razie ich najlepszym wynikiem pozostaje półfinał, do którego piłkarki Hayes doszły w sezonach 2017/18 i 2018/19. Za pierwszym razem dużo lepszy okazał się VfL Wolfsburg (1:5 w dwumeczu), za drugim zawodniczki Chelsea nie dały rady Lyonowi. Angielki rywalizację z Francuzkami przegrały jednak tylko jedną bramką (2:3). Zawodniczki Hayes postawiły duży opór drużynie, która w finale zdemolowała Barcelonę (4:1), prowadząc 4:0 już po 30 minutach.
To właśnie Lyon, klub, który wygrał cztery ostatnie edycje kobiecej Ligi Mistrzów, jest dla Chelsea wzorem. W Londynie chcą zbudować zespół równie silny, który stanie się wizytówką klubu. Zwłaszcza na czasy, w których europejska czołówka oddaliła się od męskiej drużyny.
Właśnie dlatego do drużyny Hayes sprowadzono Leupolz. Mistrzyni olimpijska, mistrzyni Europy, dwukrotna mistrzyni Niemiec i była już kapitan Bayernu Monachium w Londynie została przywitana tak samo, jak największe wzmocnienia męskiej drużyny. Leupolz dołączy do zespołu od początku przyszłego sezonu, do którego Chelsea ma nadzieję podejść w roli mistrza kraju. W tymczasowo przerwanych rozgrywkach drużyna Hayes jest druga w tabeli, z punktem straty do Manchesteru City i jednym meczem zaległym do rozegrania.
W odzyskaniu mistrzowskiego tytułu pomóc ma przede wszystkim Kerr. Australijka, która dołączyła do drużyny minionej zimy, jest jedną z najlepszych zawodniczek na świecie. Chelsea marzyła o niej co najmniej od 2017 roku, gdy Arsenal pozyskał inną wspaniałą napastniczkę, Holenderkę Vivianne Miedemę.
Chociaż kobieca piłka nożna wciąż walczy o zwiększanie swojej popularności, to transfer Kerr był wydarzeniem globalnym. Pozyskanie Australijki Chelsea ogłosiła z większą pompą, niż robiła to w przypadku niejednego piłkarza. Mimo że do kobiecej Premier League trafiały tak głośne nazwiska, jak m.in. Amerykanki Carli Lloyd, Crystal Dunn i Heather O’Reilly, to transfer Kerr był wyjątkowy. Londyńczycy pozyskali napastniczkę w młodym wieku, którą już teraz wielu uważa za najlepszą na świecie, a przed którą jeszcze wiele lat wspaniałej kariery.
- W ostatnim czasie zdecydowanie poprawiła technikę, która nie była aż tak dobra na początku jej kariery. Gdy teraz dołożymy to do jej najmocniejszych stron, to według mnie otrzymamy najlepszą piłkarkę na świecie - tak Kerr opisywał amerykański dziennikarz, John Halloran. - Ona może być jeszcze o 30-35 procent lepszą zawodniczką - dodawał jej pierwszy trener, Bobby Despotovski.
Gdy niedługo przed zawieszeniem rozgrywek z powodu pandemii koronawirusa Chelsea grała z Arsenalem, brytyjskie media opisywały ten mecz jako starcie Kerr z Miedemą. "The Athletic" poszedł nawet dalej i spotkanie obu pań porównał do rywalizacji Cristiano Ronaldo z Lionelem Messim. Chociaż ostatnią zdobywczynią Złotej Piłki jest Megan Rapione, a przed rokiem sięgnęła po nią Ada Hegerberg, to pierwsze bezpośrednie starcie Kerr (wcześniej grała w Australii i USA) z Miedemą w klubie skupiło na sobie uwagę ogromnej liczby mediów.
Australijka nie tylko dzięki swoim umiejętnościom sprawiła, że Chelsea stała się lepszym zespołem. Dzięki treningom z Kerr eksplodował talent Bethany England. To napastniczka, która do Londynu trafiła kilka lat temu, jednak do tej pory miała problemy z wywalczeniem miejsca w składzie.
Sezon 2017/18 England spędziła nawet na wypożyczeniu w Liverpoolu, bo Hayes nie mogła zagwarantować jej regularnej gry. Gdy przed rokiem selekcjoner kobiecej reprezentacji Anglii - Phil Neville - rozmyślał nad kadrą na mistrzostwa świata, kandydatura England brzmiałaby, jak wzięta z kosmosu. W tym sezonie 25-latka jednak zachwyca, strzeliła 14 goli w lidze i tylko o dwa trafienia ustępuje Miedemie. England jest najskuteczniejszą angielską zawodniczką w obecnych rozgrywkach i była pewniakiem do kadry na SheBelieves Cup, który 5 marca miał zacząć się w Orlando. W prestiżowym turnieju miały też zagrać Amerykanki, Hiszpanki i Japonki.
- Od kilku miesięcy gram przeciwko nim na treningach i mogę tylko powiedzieć, że nie jest to duet, który chciałoby się spotykać co weekend. Obie są cholernie silne, biegają niesamowicie dużo, a przy tym wszystkim są niezwykle precyzyjne. Rywalizacja z nimi sprawia, że staję się lepszą zawodniczką - powiedziała kapitan Chelsea, grająca na pozycji obrońcy, Magdalena Eriksson.
Leupolz i Kerr są gwiazdami, ale jednocześnie tylko i aż częścią bardzo rozbudowanej kadry. Chelsea ma dziś u siebie około 20 reprezentantek różnych krajów i każda z nich jest w stanie walczyć o miejsce w podstawowej jedenastce. Dla porównania Arsenal, czyli mistrzynie kraju, kadrę opierają na 14 zawodniczkach.
Nie tylko transfery sprawiają jednak, że Chelsea staje się jednym z najsilniejszych kobiecych zespołów w Europie. "The Times" pisze, że osoby w klubie podkreślają, że wszystko, co dotychczas uczyniono, jest tylko częścią większego planu. Zarówno transfery, jak i organizacja wokół zespołu nie są jeszcze ukończone.
A ta również stoi na najwyższym poziomie. W ośrodku treningowym w Cobham, gdzie na co dzień pracuje zespół Franka Lamparda, swoją strefę wydzieloną mają też panie. Zawodniczki Hayes mają swoje boiska, pokoje do spotkań i analiz oraz stołówkę. Chelsea niedawno chwaliła się też, że została pierwszym zespołem, w którym sztab szkoleniowy korzysta z aplikacji FitrWoman do monitorowania cyklu menstruacyjnego, która pozwala optymalizować indywidualne zajęcia zawodniczek.
Siłą drużyny jest też jej trenerka. Hayes pracuje z zespołem od kilku lat. Niedawno, za pośrednictwem oficjalnej strony klubu pokazywała, że w okresie pandemii koronawirusa czas wolny najchętniej spędza na analizie pracy Marcelo Bielsy.
Kobieca drużyna stała się oczkiem w głowie Abramowicza. Rosjanin, który z powodu cofniętej wizy nie może przebywać w Wielkiej Brytanii, klubem zarządza na odległość przy pomocy garstki zaufanych ludzi. Nie przeszkodziło mu to jednak w docenieniu postępów, jakie robią zawodniczki Hayes.
Pod koniec sierpnia Abramowicz zaprosił je do Izraela, gdzie przebywa i zorganizował towarzyski mecz kobiecej drużyny Chelsea z tamtejszą drużyną narodową. Do spotkania doszło w Tel Awiwie.
- Wiemy, że klub wspiera nas na każdym kroku, ale zaproszenie tutaj i sposób, w jaki zostałyśmy potraktowane, było czymś niesamowitym. Po meczu spotkałyśmy się z Abramowiczem, który nas oglądał i bardzo docenił. Nawet nie wiecie, ile to dla nas znaczy - mówiła po spotkaniu zawodniczka zespołu, Millie Bright.
- Przekaz tego spotkania był potężny. Mamy pewność, że nie jesteśmy dla klubu kulą u nogi. Wiemy, że Chelsea nie dba o nas tylko dlatego, że musi posiadać kobiecy zespół. Spędziłyśmy kilka dni z Abramowiczem, prezesem Brucem Buckiem i ich ludźmi, którzy nas znali i mówili do nas po imieniu, ale też po ksywkach. Z ich strony czuć było prawdziwe zainteresowanie. Żadna z nas nie mogła pomyśleć, że to tylko pusty gest - dodała bramkarka, Carly Telford.
Telford: Abramowicz zainwestował w nas mnóstwo pieniędzy, chociaż nie musiał tego robić. Widać, że robi to z miłości do klubu, który jest dla niego czymś więcej niż tylko męską drużyną. To najlepiej pokazuje, że właściciel chce, by Chelsea była najsilniejsza na świecie pod każdym możliwym względzie - zakończyła.