Paweł Lenarcik ma 24 lata. W GKS-ie Bełchatów spędził już blisko dekadę i choć sam pochodzi z Tomaszowa Mazowieckiego, uważa miasto za swój dom. W ostatnich latach musiał jednak przyzwyczaić się, że w klubie nie dzieje się dobrze. I to ani sportowo, ani organizacyjnie. Kilkanaście dni temu w geście buntu przeciwko sytuacji i niespełnianym obietnicom włodarzy klubu wraz z kolegami nie wyszedł na trening. Wtedy ustalono, że zobowiązania zostaną spłacone do 10 marca. Pieniądze spłynęły już do zawodników i sztabu, ale nie stanowią żadnego zapewnienia w kontekście przyszłości. W klubie, który w 2007 roku zdobył wicemistrzostwo Polski i grał w ekstraklasie po raz ostatni w sezonie 2014/15, może dojść do zmian w zarządzie, jak i na stanowisku prezesa.
Lenarcik gra w I lidze, gdzie dokończy sezon i scala się z kolegami w szatni, której więzi tylko wzmocniły się przez wspólne problemy. Pamięta jeszcze, jak jego drużyna grała w ekstraklasie. Wierzy w to, że GKS-owi uda się tam wrócić i wyjść na prostą. Choć jego przyszłość nie jest już niczym pewnym.
Paweł Lenarcik: Jestem w Bełchatowie już kilka lat i mocno się z nim związałem. Wiadomo, że to trudna sytuacja dla mnie, mojej rodziny, czy każdego innego zawodnika, który tu gra i trenuje. Musimy sobie z tym radzić. Wiemy, jak wygląda rynek i, że trudno jest znaleźć nowy klub. Każdy musi grać dla siebie, bo zawsze może pojawić się oferta. Kończy się nasza cierpliwość, bo akceptowalne było zadłużenie na miesiące, albo dwa, ale nie tyle, ile już to trwa.
Nie chciałem odchodzić. Mam tu rodzinę, mieszkanie i chcę zostać jak najdłużej. Pewne granice się jednak skończą i wtedy nie będę już patrzył przez pryzmat rodziny, tylko siebie i podejmę decyzję, która da mi grę i pewne pieniądze. Wiemy, że do końca czerwca dociągniemy, ale później jest jedna wielka niewiadoma.
Na samych treningach, czy meczach tego tak nie odczuwamy. Po treningach w szatni rozmawiamy ze sobą i wiemy, co czujemy. Brakuje stabilizacji nie tylko w finansach, ale też wszystkim, co dzieje się wokół klubu. Każdy z nas wychodząc na mecz, myśli już jednak, żeby jak najlepiej wypaść. Dla drużyny i siebie, bo chodzi o to, co dzieje się tu i teraz.
Jeśli klub wypłaci nam zobowiązania, z czego mam nadzieję się wywiążą, to przyniosłoby to nam taki lekki oddech. Klubowi też. Każdemu musi zależeć na utrzymaniu się w lidze, to jest kluczowe.
Nie. Gdyby każdy z zawodników złożył pismo przeciwko klubowi, to pewnie ciężko byłoby się z tego podnieść. Było zapewnienie prezesa, że w jakiś sposób ten sezon dokończymy i później będą się zastanawiać nad przyszłością. Pytanie tylko: w jaki? Mówimy tutaj o wynagrodzeniach, które mają nam wypłacić i potem klub musi to już opracować. Zacząć, może nie z czystą kartą, ale przede wszystkim normalnie funkcjonować.
Szatnia w takich momentach się jeszcze bardziej scala. Każdy liczy swój grosz, ale jest też wyrozumiały do niektórych sytuacji. Mamy swoje ambicje sportowe. Wiem, bo raz spadałem tu z GKS-em z I ligi i to chyba najgorsze, co może spotkać zawodnika. Później trzy lata kołowaliśmy w tej II lidze, żeby awansować i jak już się udało, to każdy chciałby tu pozostać. Z tą drużyną, bo mamy nadzieję, że klub wyjdzie na prostą i będzie od czerwca, albo w najbliższych miesiącach funkcjonował tak, jak powinien.
Jestem tu od 2011 roku, kiedy byłem jeszcze w drużynach juniorskich. Od 2013 włączono mnie do pierwszej drużyny. Byłem i w tych fajnych sytuacjach i gorszych momentach. Ja jestem „odpowiedzialny” za te sezony po spadku z ekstraklasy i wtedy się to wszystko zaczynało. Te wcześniejsze czasy to była taka sinusoida. Najpierw awans, potem spadek z ligi. Funkcjonowanie klubu pozostawiało dużo do życzenia tak wtedy, jak i teraz.
Kiedy patrzy kibic, mówi: GKS to klub z przeszłością ekstraklasową i tam powinien być. Ale my powinniśmy być realistami i na ten moment ustabilizować klub finansowo. Jeżeli to się uda, będzie można patrzeć dalej, na wynik sportowy. Klub utrzymujący się w lidze i tworzący sobie w niej jakąś pozycję, miałby łatwiej w drodze do ekstraklasy. Bełchatów jest miastem, dla którego I liga to minimum. Tu najlepiej byłoby, gdyby wszystko w klubie wróciło do normy.
W Polsce trochę przyjęło się, że ciężko na klubie jest zarobić. Prezes, czy firma wchodząca do niego nigdy nie będzie miała łatwo. Należy zarobić przede wszystkim z transferów i każdy wie, że jeżeli nie będzie się z tego żyło, to sponsor przychodząc tu to zauważy. Klubowi „dojącemu” od prywatnych spółek coś się kiedyś skończy. Wtedy zaczynają się największe problemy. Fajnie było, gdy w ramach pierwszej umowy z 2007 roku PGE przekazywało bardzo duże środki i wszyscy mówili: „O, super”. To jednak było zabierane z budżetu klubu, zostawało coraz mniej i ktoś w końcu odciął ten dostęp do pieniędzy. Podobnie jest w innych klubach, gdzie cierpliwość ludzi odpowiedzialnych za klub się kończy i trzeba albo mieć alternatywę, albo coś, co wspomoże działanie klubu w tak trudnej sytuacji. Jeśli tego nie ma i Bełchatów służy tu za doskonały przykład, to pojawią się gigantyczne problemy.
To nie jedna osoba, a właśnie cała szatnia. Najlepsze w tym wszystkim, jeśli można tak powiedzieć, że tutaj każdy miał ważny głos. Zawodnicy i cały sztab są teraz zupełną jednością. Motywujemy się, żeby osiągać dobre wyniki, ale też pokazać, że jesteśmy. Bez nas klub nie funkcjonuje. Jeżeli nie będzie tu sekcji seniorskiej, to ciężko byłoby o duży wpływ finansowy i nie wiem, czy GKS zostałby na szczeblu centralnym. Mógłby zniknąć z piłkarskiej mapy Polski.
Z tego co wiemy, to ma się skończyć pozytywnie. Dostaliśmy zapewnienia z różnych instytucji, m.in. miasta i myślę, że te zobowiązania z zeszłego roku zostaną spłacone. Trzeba się będzie zastanawiać, co dalej z klubem i myśleć, co zrobić, żeby wypłacić kolejne pieniądze, bo to zadłużenie wobec piłkarzy, sztabu i działaczy w klubie rośnie. To nie jest tak, że dostaniemy pieniądze za tamten rok i będzie fajnie. Trzeba będzie patrzeć także na następne miesiące.
Fajnie, że już kilka lat utrzymuje się w tej drużynie, ale chcę pokazywać swoją wartość. Najważniejsze, żeby klub się utrzymał i wyszedł na prostą. Teraz niełatwo byłoby szukać sobie klubu, bo łatwo spaść z pewnego poziomu. Paru piłkarzy odchodziło z grającego w ekstraklasie ŁKS-u do niższych lig i tak musi kontynuować karierę. To pokazuje, że trudno o klub, gdzie regularnie gra się na wysokim poziomie. Niełatwo się przebić, ale w tym tkwi trochę moja nadzieja. Myślę, że dzięki, temu, że wszyscy mamy tak samo, utrzymamy się i w czerwcu będziemy myśleć w o wiele lepszych nastrojach o tym, co z nami i z klubem.