Michel Platini uderza w FIFA: Działają jak mafia. Zabili mnie

- FIFA czy Trybunał Arbitrażowy działają jak mafia. Wielka rodzina z małej Szwajcarii: spotykają się, ustalają. Mogą sprawić, żebyś zniknął z futbolu. Nie zrobiłem nic złego, a zabili mnie razem z Seppem Blatterem - mówi Sport.pl Michel Platini, były prezes UEFA i niedoszły szef FIFA, wykluczony z futbolu po oskarżeniach o nieetyczne działanie.
 

Brzegi Jeziora Genewskiego to kraina działaczy sportowych. Tu mają siedziby UEFA, Międzynarodowy Komitet Olimpijski, Trybunał Arbitrażowy do spraw Sportu. W tej okolicy ma też nadal swój dom Michel Platini, mimo burzliwego rozstania ze światem sportu w 2015 roku. Francuzowi, szefowi UEFA, trzykrotnemu zdobywcy Złotej Piłki, zarzucono przyjęcie w 2011 od szefa FIFA Seppa Blattera nieuprawnionej płatności w wysokości 2 milionów franków. Platini był przez cztery lata zatrudniony jako doradca Blattera, ale okoliczności wspomnianej wypłaty – po latach zwłoki - były kontrowersyjne. W grudniu 2015 roku Platini i Blatter zostali wykluczeni z działalności w futbolu przez komisję etyki FIFA. Początkowo na osiem lat, potem karę skrócono. Platini musiał odejść z UEFA, uniemożliwiono mu też start w wyborach szefa FIFA (ona ma swoją siedzibę ponad 200 km dalej, w Zurychu).

Platini od początku twierdził, że był to spisek. Wciąż mieszka tutaj, kilka kilometrów od siedziby UEFA, do której nie ma już wstępu. W jego Genolier, niewielkim miasteczku, mieszka też m.in. słynny kierowca Sir Jackie Stewart. Imponującą siedzibę UEFA, schowaną za bramą i żywopłotami, Platini mija codziennie w drodze do Genewy. Tam często spotyka się z prawnikami. Tam też zaprosił nas na wywiad, do hotelu President Wilson, prowadzonego przez jego przyjaciela. Przez dwie godziny Platini opowiadał Sport.pl o zawieszeniu, oskarżeniach i życiu na uboczu. W dobrej formie, pewny swoich racji, zwłaszcza od kiedy szwajcarski wymiar sprawiedliwości oczyścił go z zarzutów. W październiku 2019 skończyła się jego piłkarska banicja, a tak długiego wywiadu udzielił pierwszy raz od lat. Ostatnio skupiał się na pisaniu książki „Między nami”.

Michel Platini w trakcie wywiadu z Tomaszem WłodarczykiemMichel Platini w trakcie wywiadu z Tomaszem Włodarczykiem Łukasz Germaniuk

Tomasz Włodarczyk: Co pan robił przez ostatnie 4,5 roku?

Michel Platini: Po zawieszeniu przez długi czas budziłem się rano, czując pustkę. Pierwszy raz od 55 lat nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Mniej więcej przez miesiąc nie miałem pojęcia, co się dzieje. Nagle stałem się Alem Capone światowej piłki. Gangsterem. Z całego świata spływała na mnie lawina informacji. Samych złych. Ataki ze strony FIFA i setek dziennikarzy sprawiały, że moje życie stało się nie do zniesienia.

Po miesiącu emocje zaczęły nieco opadać. Zacząłem rozumieć, w jakim znalazłem się położeniu. Byłem gotowy się bronić, ale jednocześnie wiedziałem, że to z góry przegrana sprawa. Skoro jesteś głównym bohaterem spisku, nie masz prawa wygrać z całą machiną, która go stworzyła. Łatwo kogoś oskarżyć w dziesięć sekund. Bronić musisz się latami. Spędziłem mnóstwo czasu z prawnikami, wiedząc, że to niewiele da. Ale nie mogłem inaczej. Musiałem walczyć, mimo znanego mi końcowego rezultatu. To był jedyny sposób na ból, jaki czułem w środku. Starałem się go mimo wszystko przekuć w coś dobrego.

Po kilku dekadach ciągłej pracy miałem wreszcie mnóstwo wolnego czasu. Mogłem żyć jak człowiek. Poświęciłem czas rodzinie - mojej żonie, dzieciom, wnukom i przyjaciołom. Wiele podróżowałem. Grałem w golfa. Moje życie podzieliło się na pół - spokój przeplatał się z burzą. Nie jestem człowiekiem, który użala się nad swoim losem. Nie będę płakał, że straciłem pracę. Walczę dla siebie i z jeszcze jednego ważnego powodu: nienawidzę niesprawiedliwości. A ta mnie dopadła. FIFA czy Trybunał Arbitrażowy do spraw Sportu (CAS) działają jak mafia.

Dlaczego?

Wiem to. Widziałem to od środka. Są grupą kumpli. Robią co chcą. Wydają wyroki jakie chcą. Nikt nie sprawuje nad nimi pieczy. Prawnicy FIFA, UEFA i CAS to ta sama grupa ludzi. Wielka rodzina. Mieszkają w małej Szwajcarii, spotykają się ze sobą, rozmawiają, ustalają sprawy. Mają moc, aby każdy zniknął z futbolu. W tym przypadku ja. Sprawili, że nie zostałem prezesem FIFA. Gratulacje.

Moja historia jest naprawdę prosta. FIFA musiała oddać mi pieniądze. Czekałem, czekałem i czekałem. Po kilku latach wreszcie upomniałem się o swoje. Przypomniałem FIFA o długu. Wystawiłem rachunek, otrzymałem pieniądze, po czym opłaciłem podatki. Niczego nie ukrywałem. Nie zrobiłem niczego złego. Po czym po czterech latach ta sama FIFA oskarżyła mnie o nieprawidłowości. Grupa ludzi, która sama mi zapłaciła! Sprawa trafiła przed sąd. Nie przeze mnie. Przez Seppa Blattera. To była sprawa Blattera! Ja byłem tylko świadkiem. A mimo to zabili mnie razem z nim. Znaleźli świetny sposób, żeby się mnie pozbyć. Przegrałem wszystkie odwołania w ich instytucjach - tak jak się spodziewałem. Odwołuję się do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.

Czuł się pan upokorzony?

Na początku tak. Przecież jestem Michel Platini. Straciłem pracę, honor, reputację - naprawdę wiele rzeczy. Każdy czułby się na moim miejscu tak samo. Ale najważniejsze było dla mnie spojrzenie ludzi - tych najbliższych i tych zupełnie mi nieznanych. Mijanych codziennie na ulicy. Ono się nie zmieniło. Dość szybko poskładali sobie fragmenty tej historii w jedną całość. Jeśli ktoś poświęcił temu czas i jest inteligentny, odnalazł elementy tej układanki -– spisek FIFA przeciwko mojej kandydaturze na prezesa.

Zdaję sobie jednak sprawę, że w szerokim przekazie trudno będzie mi się oczyścić z tej historii. Poszło w świat: „Platini jest skorumpowany”. A ludzie nie zagłębiają się w takie rzeczy. Futbol to nie polityka, ludzie nie interesują się działaczami. Kiedyś tego nie rozumiałem. Dopiero gdy wróciłem do normalnego życia, przejrzałem na oczy. FIFA? UEFA? To kiszenie się kilku osób we własnym sosie. Reszta świata ma ich w nosie. I to działa na moją niekorzyść. Nie da się nic z tym zrobić. Normalnego kibica nie obchodzi Blatter, Platini czy Infantino. Interesuje ich Messi, Ronaldo, Mbappe. I tak generalnie, to dobrze. Ale w mojej sytuacji, źle.

Ma pan wielu ważnych przyjaciół. W polityce i futbolu. Gdzie byli w czasie zawieszenia?

Wspierali mnie, ale nie pomagali. Bali się wychylić, zrobić cokolwiek. To właśnie polityka. Gdy miałem zostać prezesem FIFA, popierali mnie najważniejsi ludzie we Francji. Kiedy pojawiły się problemy, bez mrugnięcia okiem rzucono mnie na pożarcie grupie prawników, której jedynym zadaniem było zniszczyć Platiniego. W 2015 roku miałem 150 listów poparcia ze światowych federacji piłkarskich. Mimo to, skompromitowało mnie dwóch czy trzech biurokratów. Pytanie jest proste - kto powinien mieć więcej do powiedzenia? Federacje czy jacyś krawaciarze?

Ludzie piłki bali się wychylić, pomóc mi, zabrać głos oficjalnie. Ale za kulisami poklepywali po plecach: "Michel, masz rację w tym sporze. Wspieramy Cię". Gdyby to był wypadek drogowy, to byłoby tak: zderzyło się kilka samochodów, ludzie leżą i umierają na ulicy. Przejeżdżasz obok, opuszczasz szybę i mówisz do nich: "Wszystkiego najlepszego. Trzymam kciuki. Jestem z Wami". Świetne wsparcie... Koniec końców przynajmniej wiem, kto jest moim prawdziwym przyjacielem.

Michel Platini w trakcie wywiadu z Tomaszem WłodarczykiemMichel Platini w trakcie wywiadu z Tomaszem Włodarczykiem Łukasz Germaniuk

Został pan zawieszony pod koniec 2015 roku. CAS podtrzymał decyzję tuż przed Euro 2016. Zabroniono panu wstępu na turniej w pana kraju.

To bolało. Normalnie byłbym na wielu meczach. Na koniec wręczał puchar i medale. A jedyne, na co mogłem sobie pozwolić, to oglądanie meczów przed telewizorem. Bardzo to przeżywałem. To tak jak z rzucaniem palenia. Pierwsze dni są ciężkie. Widzisz się ze znajomymi, którzy dawali ci papierosy. Jesteś w miejscach, gdzie chętnie byś zapalił. Strasznie ciągnie do nałogu. Po czasie się jednak odzwyczajasz. Rozumiesz, że to koniec.

Pogodziłem się z tym. Zacząłem patrzeć w przyszłość. Skupiłem się na walce z systemem. Zaznałem spokoju, gdy w maju 2018 roku szwajcarski wymiar sprawiedliwości oczyścił mnie z zarzutów. Ale zdawałem sobie sprawę, że dla FIFA nie ma to znaczenia. Gianni Infantino nigdy nie pozwoli mi wrócić. Wszystko zostało świetnie zaplanowane. Nie bez powodu moje zawieszenie minęło dopiero w październiku 2019, kilka miesięcy po ponownych wyborach na prezesa FIFA.

Wracając do samej zapłaty od Blattera z 2011, tej za którą pana zawieszono. Był pan wtedy na szczycie, wskazany na naturalnego następcę Szwajcara. Nie było to naiwne sądzić, że nikt nie przyczepi się do przelewu na 2 miliony franków, wypłaconego po latach, bez umowy pisemnej?

Możliwe. Dwa miesiące przed wybuchem całej tej afery ludzie mówili mi, że szukają czegoś na mnie: "Michel, na twoje konto wpłynęła dziwna kwota. Mogą być z tego problemy". Nie rozumiałem tego. Nie wierzyłem. Co było w niej dziwnego? Przecież normalnie wystawiłem rachunek, wysłałem go e-mailem, zapłaciłem podatki od tej kwoty - niczego nie ukrywałem. Gdybym chciał coś ukryć, nie zostawiałbym takich śladów. Byłem transparentny. Jak można było zrobić z tego zarzut przeciwko mnie? Jeśli ktoś popełnił błąd, był to Blatter. Ja jedynie domagałem się zaległych pieniędzy od FIFA. Po latach ta instytucja ukarała mnie za swoje błędy.

Dlaczego nie poprosił pan o tę zapłatę wcześniej? Skończył pan doradzać FIFA w 2002 roku. Upomniał się o zaległe pieniądze po ośmiu latach.

Załóżmy, że jest pan moim dobrym przyjacielem i prosi mnie o 10 tysięcy euro pożyczki. Okej, zgadzam się. Myśli pan, że przychodziłbym każdego dnia i prosił o zwrot tej kwoty? Spodziewałbym się, że sam zwróci mi ją pan w czasie, kiedy uzna, że już może to zrobić. Taką mam filozofię. Dlatego nie upominałem się u Blattera o zaległości. Nie wisiałem mu na karku, żeby wreszcie wypłacił mi całość tego, co mi się należało. Co śmieszniejsze, z tej uprzejmości FIFA zrobiła mi zarzut. Z ośmiu lat zawieszenia, jakie początkowo mi wlepiono, dwa były za to, że o zaległej płatności nigdy nie powiedziałem Komitetowi Wykonawczemu. Chryste, a skąd miałem wiedzieć, że muszę to zrobić? Ludzie w FIFA wiedzieli o tym wystarczająco długo. Gdyby tylko poprosili, żeby tę kwestię rozwiązać, zrobiłbym to natychmiast. Zamiast tego trzymali ten fakt pod kołdrą przez cztery lata i w odpowiednim momencie użyli przeciwko mnie. Dlatego uważam, że był to spisek.

Na posiedzeniu Komisji Odwoławczej, która składała się z ludzi z tak prominentnych federacji jak Bermudy, Fidżi czy Wyspy Turks i Caicos, pokazywałem im dokumenty. "Michel, dlaczego nie masz dowodu ubiegania się o te pieniądze?" - pytali. Przecież miałem! Machałem im nim przed nosem. Niestety, niektórzy byli tak zainteresowani sprawą, że na przesłuchaniu przysypiali. Dla świętego spokoju zmniejszyli zawieszenie do sześciu lat. FIFA myśli, że jest sprawiedliwa. Że jest transparentna. Nic z tych rzeczy. Sprawiedliwość dla FIFA istnieje tylko wtedy, gdy jest po jej stronie. Oskarżyła mnie o konflikt interesów. Dwa słowa, w które można zapakować wszystko. Szwajcarski wymiar sprawiedliwości uznał, że jestem czysty. Im wierzę po stokroć bardziej. Reszta to „bullshit”.

FIFA to jedno. A co z Trybunałem Arbitrażowym ds. Sportu? On zmniejszył pana zawieszenie do czterech lat, jednak także uznał, że płatność od FIFA, po zawarciu ustnej umowy z Blatterem, nie była do końca legalna. W dodatku nie zgadzały się zaległe kwoty. Gdyby wypłacono panu całość zaległości, których pan się domaga, musiałby pan otrzymać 2,8 mln franków, a nie 2 miliony.

Bo popełniłem błąd. Byłem przekonany, że jako doradca FIFA mam wpisane w umowę 500 tysięcy franków rocznego wynagrodzenia. A w dokumencie było jedynie trzysta. Nigdy nie widziałem na oczy tej umowy w tamtym czasie. Umówiłem się z Blatterem na pensję w wysokości miliona franków rocznie, ale wiedziałem, że FIFA miała wtedy problemy finansowe. Na papierze wpisano więc mniejszą kwotę - byłem pewien, że 500 tysięcy - i potem mieliśmy się rozliczyć z różnicy. Gdy więc po latach upomniałem się o zaległości (za lata 1998-2002 przyp. red.), myślałem, że to "tylko" 2 miliony. A powinienem dostać 2,8. Zamiast medalu za nieświadome zaniżenie tej kwoty, dostałem zawieszenie.

Dlatego pytałem o naiwność z pana strony. Bez dokumentów w dzisiejszych czasach trudno w cokolwiek uwierzyć. Nawet nie przejrzał pan kontraktu. Nie sprawdził, ile wynosił dług.

To kwestia zasad. Moich wartości. Wtedy o tym nie myślałem. Tak, to przemawia na moją niekorzyść. Jednak uważam, że to głównie Blatter i FIFA powinni zadbać o takie sprawy. Przecież FIFA jest taka transparentna! Dlaczego przez lata nie zrobili z tą sprawą porządku? Ja jedynie upomniałem się o swoje.

Opinia publiczna często błędnie łączy tę wypłatę z wyborami FIFA w 2011, w których poparłem Blattera. A przecież sygnalizowałem sprawę już rok wcześniej, gdy w 2010 roku zobaczyłem, że wysokie odprawy otrzymali Jerome Champagne i Urs Linsi (wysokiej rangi działacze FIFA - przyp. red.). Wtedy przypomniałem sobie o długu wobec mnie. Ludzie w FIFA oczywiście przytaknęli, poprosili mnie o wystawienie rachunku. Dokładnie zapytałem, jak ma on wyglądać i co zawierać. Byłem przekonany, że to sprawdzili i wszystko jest w porządku. A skończyło się na tym, że FIFA najpierw długo była mi winna pieniądze, po czasie je zapłaciła, a na koniec za nie zawiesiła. Niezła historia. Jak chcesz kogoś zabić, zawsze znajdziesz powód.

Jak określiłby pan relacje z Blatterem?

Jako dobre. Był dobrym prezesem. Był charyzmatyczny. Nazwałbym go Nicolo Machiavellim piłkarskiej polityki. Brakowało mu jednak dwóch rzeczy. Nie wiedział, kiedy i jak odejść. Nie dostrzegł również napływu wielkich pieniędzy do futbolu. Do samego końca tej smutnej historii żyliśmy w niezłych stosunkach międzyludzkich. Ostatni raz widzieliśmy się w CAS. Od tamtej pory nie rozmawialiśmy. Politycznie nasze drogi rozeszły się w 2013 roku.

Dlaczego?

Gdy w 2011 r. ponownie wybrano mnie w Paryżu na szefa UEFA, Blatter powiedział wszystkim federacjom, że jego czas dobiega końca i w 2015 r. nie zamierza więcej kandydować. Poprosił o moje poparcie. Dałem mu je. Dwa lata później spotkaliśmy się i to już była inna narracja: "Michel, chcę umrzeć w FIFA. Wszyscy mnie tu potrzebują". Okej, jego wola. Oznajmiłem jednak, że skoro tak, to nie ma mnie już po swojej stronie, bo na kongresie w Paryżu mówił co innego. Politycznie już go nie wspierałem. Ale jako człowiek nic do niego nie miałem.

To śmieszne, że jakaś pani z Trynidadu i Tobago wypytując mnie o zaległą płatność z FIFA dociekała, czy wypłacenie pieniędzy w 2011 r. ma związek z poparciem Blattera lub Kataru jako gospodarza MŚ 2022. Odpowiedziałem krótko: "Proszę pani, gdybym był skorumpowany, nie prosiłbym o jakieś grosze Blattera, tylko od razu udał się do emira, którego świetnie znam. Proszę odpowiedzieć sobie na jedno pytanie, kto ma więcej pieniędzy: Katar czy FIFA?". Zamilkła.

Po zawieszeniu Blatter powiedział na konferencji prasowej: "Były siły wewnątrz FIFA, które nie chciały tam Platiniego". Domyśla się pan, co to za siły?

Tak. Blatter.

Dlaczego?

Proszę nie zapominać, że wszystko zaczęło się po wyborach w 2015 roku i wybuchu wielkiej afery korupcyjnej (FBI zaczęła aresztować działaczy FIFA podczas kongresu w 2015 r. - przyp. red.). Blatter czuł rosnącą presję, ale nie zamierzał ustępować. Chciał wyczyścić sprawę wokół siebie, dlatego powiedział jedynie, że oddaje swój mandat, ale nie ustępuje. Był przekonany, że kiedy wmiesza w swoje gierki innych - mnie czy Jerome Valcke'a - odczepią się od niego i będzie mógł w lutym 2016 odzyskać posadę. Pomylił się. Zawieszono go, a przy okazji ubrudzono i mnie. Sześć miesięcy później wybory wygrał Infantino. Niemal wszyscy, którzy chcieli startować w tych wyborach, byli członkami Komitetu Wykonawczego FIFA. Było im więc na rękę, aby pozbyć się faworyta. Dziś wiem na pewno, że była to sprawka Blattera. Wielu ludzi od tamtego czasu opuściło FIFA. Mówią otwarcie o tamtym czasie i to mówią bardzo dużo. Przewrócił mnie Blatter. Inni postanowili pogrzebać.

Kto?

Gianni Infantino zrobił wszystko, abym nie wrócił. Poprosił swoich kolegów-prawników w CAS, aby utrzymali co najmniej czteroletnie zawieszenie, choć nie było przeciwko mnie żadnych sensownych dowodów. Jeśli ktokolwiek był winny w sprawie zaległej płatności, była to FIFA. Mimo to dostałem po głowie. Potem, gdy w 2018 roku szwajcarski prokurator generalny oczyścił mnie ze wszystkich podejrzeń, Infantino nie kiwnął palcem, aby to samo zrobić w FIFA. Przecież zarzucano mi nieuczciwość. Oskarżano o złamanie prawa. Dlaczego więc, gdy wymiar sprawiedliwości powiedział, że jestem niewinny, moje zawieszenie zostało utrzymane? Nie rozumiem tego.

Infantino był pana prawą ręką w UEFA, a okazał się wrogiem?

Nie był moją prawą ręką. Był sekretarzem generalnym. Jedyne, co mogę o nim powiedzieć, to że jest bardzo dobrym i przebiegłym prawnikiem. Udowodnił to wobec mnie. Przed wyborami w 2016 roku, gdy został wybrany prezesem FIFA, widziałem się z nim w Dubaju. Powiedziałem, że powinien zostać sekretarzem generalnym, bo to on ma całą władzę w światowej federacji. Przynajmniej tak było przed jego przyjściem. Jednak Infantino zdecydował się wystartować po stanowisko szefa, mimo że zawsze był bardzo krytyczny wobec FIFA.

Może właśnie dlatego się zdecydował? Zrobił to dla reform.

Chyba bardziej dla bonusów oferowanych przez FIFA. Świetnie wykorzystał zamieszanie związane ze mną i Blatterem. Dla Seppa nie było już powrotu, ale dla mnie? Dlatego Infantino zrobił wszystko, aby na lata „zamrozić” Platiniego. W ten sposób mógł spokojnie ubiegać się o reelekcję. Nikt go nie niepokoił.

Tak bardzo się pana boi?

Tak. Na papierze zawieszono mnie na cztery lata, a w rzeczywistości na osiem. Nowe wybory dopiero w 2024 roku.

Infantino zmienił FIFA na lepsze?

Na pewno nie.

Jak ocenia pan jego pracę?

Zupełnie mnie ona nie interesuje. FIFA jest mi dziś zupełnie obojętna. Nie ma mnie w środku. Jej działania nie są moim problemem.

A sprawy czysto sportowe?

Przez wprowadzenie VAR zabił sędziów, których fachowość jest podważana. Konsekwentnie niszczy futbol. Kiedyś nie podobała mu się FIFA. Nie znosił jej tak bardzo, że kiedyś wysłał mi e-mail, w którym nawoływał do opuszczenia światowych struktur przez UEFA.

Są pomysły na usprawnienie VAR! "W Polsce jesteśmy lepsi niż w Anglii czy w Niemczech" [WIDEO]

Zobacz wideo

Naprawdę? W jaki sposób miałoby do tego dojść?

UEFA zajmowałaby się tylko europejskim futbolem. Byłaby niezależna. Jedyny związek polegałby na wysyłaniu europejskich reprezentacji na mistrzostwa świata. Infantino chciał jak najgorzej dla FIFA. Teraz jednak zmienił gang i działa po drugiej stronie barykady. Nie podoba mu się to, co robi Europa czy Afryka.

Mówi pan, że on zabija futbol. W jaki sposób?

W ogóle nie dba o sam sport, a skupia się na zapewnieniu sobie jak najdłuższego panowania i jeszcze większych dochodów przez powiększanie MŚ do 48 drużyn. W ten sposób poziom turnieju znacznie się obniży. Już w Rosji widziałem, że nie był najlepszy. Po co zespół ma przygotowywać się przez miesiąc, aby zagrać tylko dwa mecze? Futbol traci na jakości. Staje się plastikowy. Przez finansowe kajdany ulatuje z niego dusza. Okej, sam zastanawiałem się w swoim programie wyborczym nad rozszerzeniem mundialu, może maksymalnie do czterdziestu drużyn. Wszystko ze względu na respekt dla pozaeuropejskich konfederacji. Ale 48 reprezentacji? To już nawet nie skok na głęboką wodę, a czyste szaleństwo.

Czy wybór Kataru na gospodarza MŚ w 2022 roku był dobry dla futbolu?

Tak, bo nadszedł czas, aby arabski kraj wreszcie otrzymał możliwość organizacji mundialu. Podobnie uważałem, że nadszedł odpowiedni moment, aby turniej powędrował dalej na wschód. Dlatego popierałem Rosję. Dla dyplomacji w futbolu i jego rozwoju na świecie to były odpowiednie ruchy. Dobrze jest dawać szanse nowym.

Emir Kataru słusznie pytał, dlaczego zachodnia Europa może co chwila organizować MŚ, a kraje arabskie - mimo że zgłaszały swoją kandydaturę sześć razy - nie dostały takiej możliwości? Miał rację. Kto był w grze o mundial w 2022 roku? Stany Zjednoczone - organizowały mundial, Japonia - organizowała mundial, Korea - organizowała mundial, Australia - nowy gospodarz, ale położony na końcu świata. Koniec końców, Arabowie musieli go otrzymać.

Mój pomysł był jednak inny. Zorganizować mundial nie w samym Katarze, a w całej Zatoce - także w Bahrajnie, Kuwejcie czy Abu Zabi. To wciąż niewielki teren, który mógłby rozdzielić między siebie 68 meczów. Taka była moja filozofia. Było nawet podejście do tego projektu. Okazał się jednak zbyt skomplikowany politycznie. Skończyło się na samym Katarze.

W którym nie było szans zorganizować turnieju latem.

Oczywiście. Nigdy nie było takiego pomysłu z mojej strony.

Przecież podręcznik dla kandydatów mówił jasno, że MŚ muszą odbyć się w czerwcu i lipcu.

Ale to już nie mój problem. Aplikacja została dopuszczona przez FIFA i Blattera. To ich turniej. Podobnie było w przeszłości. Kandydatury zostały wyselekcjonowane wcześniej. Jeśli Afryka, to tylko Maroko lub RPA. Jeśli Ameryka Południowa, to tylko Brazylia. Zapytałem emira, dlaczego zdecydował się na start. Odpowiedział: "Poprosił mnie o to Blatter". Skoro wystartował, chciał wygrać. I wygrał.

Dla mnie sam pomysł przyznania mundialu tamtemu rejonowi wydawał się sensowny. Ale nigdy nie uważałem, że należy w Katarze grać mecze w czerwcu i lipcu. Każdy sensownie myślący człowiek wie, że to niemożliwe. Dlatego jeśli pojawiła się możliwość organizacji mistrzostw w arabskim kraju, robiłem wszystko, co w mojej mocy, aby przełożyć turniej na grudzień. Będzie to wymagać dużego wysiłku, zmiany kalendarza, ale jest możliwe. Dlaczego tego nie spróbować? Choćby jednorazowo.To mistrzostwa świata. Powinny należeć do każdego. Dlaczego mielibyśmy odbierać Katarowi możliwość organizacji turnieju przez to, że nie pasuje to europejskim ligom? Korona im z głowy nie spadnie, jeśli jednorazowo dokona się mała rewolucja. Zamiast miesiąca czy dwóch, wakacje będą trwały nieco krócej. Proszę mi uwierzyć. Odpowiedni ludzie znajdą sposób, żeby to poukładać. Wielki futbol powinien docierać do nowych miejsc. W ten sposób się rozwija.

Z pogodą można sobie poradzić. Ale wielki niesmak budzi łamanie praw człowieka w Katarze. Podobnie jak niesmak budził mundial w Rosji w sytuacji, gdy trwał konflikt na Ukrainie. Takie kraje nie powinny organizować wielkich imprez.

Patrzę na to inaczej. Futbol jest dla ludzi, a nie dla Putina czy emira Kataru. Rozdzielajmy politykę od sportu. Dlaczego mielibyśmy karać miliony fanów futbolu w tym rejonie? Jestem przekonany, że Rosjanie byli wdzięczni i szczęśliwi, że w ich kraju odbył się mundial. Infantino przyznał, że były to najlepsze mistrzostwa świata w jego karierze. Oczywiście, nie kupuję tych formułek, bo Blatter mówił to samo o kolejnych mundialach, ale trzeba przyznać, że był to naprawdę porządnie zorganizowany turniej. Stanęli na wysokości zadania.

Można się przyczepić do każdej kandydatury. Jeśli Australia ponownie starałaby się o organizację mundialu, można by podnieść problem pożarów. Zawsze coś znajdziesz. Z wami było podobnie. Polska i Ukraina miały mnóstwo problemów przed EURO 2012, a stanęliście na wysokości zadania. Sam popierałem kandydaturę Włochów. Sorry, nie nazywam się Platinski, a Platini. Jednak gdy zdobyliście prawo do organizacji turnieju, stanąłem na głowie, żeby Euro się odbyło i było udane, a proszę uwierzyć, że mieliśmy po drodze mnóstwo kłopotów. Dzięki temu europejski futbol się rozwinął. Bez Euro długo jeszcze nie mielibyście takich stadionów. Cieszy mnie to.

W czerwcu 2019 roku był pan przesłuchiwany w sprawie mundialu w Katarze. Jak rozwinęła się ta sprawa?

Z tego co wiem, nominowano już sędziego. Ale nie mam wielkiej wiedzy, co dzieje się wokół tej historii. Przesłuchano mnie, ja odpowiadałem. I tyle.

Przez piętnaście godzin.

Moja piękna Francja nie ma litości dla swoich obywateli (śmiech). Dla mnie to nie był problem. Poza długością tego posiedzenia. Pytano mnie o proste rzeczy - organizację EURO 2016, pieniądze z FIFA, PSG, lunch z Sarkozym (chodzi o obiad wydany przez prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego w Pałacu Elizejskim w 2010 roku, niedługo przed wyborem Kataru na gospodarza mundialu, gośćmi prezydenta byli m.in. Platini i przedstawiciele Kataru - przyp. red.). To przesłuchanie przekonało mnie, że nie warto jadać z prezydentami, bo można nabawić się sporych niestrawności. Następne zaproszenie na pewno odrzucę. Historia z FIFA i płatnością od Blattera była niedorzeczna. Ale ta francuska przepychanka o spotkanie w Pałacu Elizejskim przekracza wszelkie granice. Poszedłem do głowy państwa, żeby oznajmić jej, że zagłosuję na Katar. Nigdy tego nie ukrywałem.

Wiedział pan, że będzie tam obecny emir?

Nie. Byłem zaskoczony. Ale to bez znaczenia. Widziałem go dwa tygodnie wcześniej, gdy prezentował kandydaturę Kataru. Podczas tego spotkania nigdy nie poprosił mnie, żeby oddać głos na jego kraj. Potem zrobił się bałagan tylko z tego powodu, że jako jedyny z piętnastu głosujących od początku do końca byłem transparentny. Mówiłem, że podoba mi się organizacja mundialu na Bliskim Wschodzie.

To zabawne, że szczerość, której się tak wymaga, ostatecznie jest twoim największym wrogiem. Inni członkowie Komitetu Wykonawczego siedzieli cicho i mieli spokój. A ja działałem jak zawsze. Według własnej woli i zasad. W pewnym sensie głosowanie na organizatora mundialu to polityczny wybór, dlatego prezydenci lubią o nim wiedzieć. Potem mogą zadzwonić do Putina, Obamy czy Camerona i pochwalić się swoją wiedzą. Dlatego poszedłem do Sarkozy'ego, tak samo jak kiedyś poszedłem do Jacquesa Chiraca powiedzieć mu, że będę głosował na Maroko, a nie RPA. To był mój obowiązek jako Francuza, aby powiedzieć o tym głowie państwa.

Ale jednak obecność ówczesnego szejka, a dziś emira na tym spotkaniu musiała wywołać podejrzenia tuż przed głosowaniem na gospodarzy mundialu w 2018 i 2022 roku. Sam pan mówi, że był zaskoczony.

Pffff, zaskoczony to mało powiedziane. Ale jeśli już tam się znalazł, to co miałem zrobić? No dobrze. Czy uważa pan, że potrzebowałbym spotkania na tak wysokim szczeblu, o tak oficjalnym profilu, i obecności prezydenta, żeby zostać skorumpowanym gościem? Ówczesnego emira Kataru (ojca obecnego władcy tego kraju - przyp. red.) znałem od 1988 roku, gdy był jeszcze ministrem sportu i edukacji. Nie potrzebowałbym koneksji Sarkozy'ego, żeby się z nim umówić, spotkać i poprosić o łapówkę.

Rok później pana syn pracował już w firmie produkującej odzież sportową. Firmie należącej do Qatar Sports Investments.

Ma własny rozum. Nie potrzebuje tatusia, aby mu pomagał. Już wcześniej był prawnikiem PSG. Gdy klub został przejęty przez QSI, zapytano go, czy nie chciałby pomóc w innej inwestycji. Zgodził się. Nic mi do tego.

Mówi pan, że nie przejmuje się tym, co dzieje się wewnątrz FIFA. Za to FIFA zdecydowanie przejmuje się panem. I chce odzyskać 2 miliony franków.

Przepraszam, ale nie mam ich. Połowa poszła na podatki, połowa na prawników. Dlatego muszą zgłosić się do urzędu skarbowego lub do moich kancelarii. Wątpię, że oba te podmioty cokolwiek im oddadzą. Jeszcze raz powtórzę. Zarobiłem na tę kwotę uczciwie. Rozliczyłem się z niej z fiskusem. Szwajcarski sąd przyznał mi rację. W związku z tym kaprysy FIFA mnie nie interesują. Jestem pewien, że ta sprawa umrze w zarodku. Wyląduje przed normalnym sądem, a ten uznał mnie za niewinnego. Nie ma więc o czym mówić.

Wrócę jeszcze na chwilę do zabijania futbolu przez Infantino. Zabijania sędziów. Ma pan na myśli VAR.

Nigdy nie wprowadziłbym go w takiej formie do futbolu. To system, który ośmiesza arbitrów. Zabiera emocje. Nie usuwa problemów, a jedynie przesuwa je w inne miejsce. Skoro wprowadzamy VAR to znaczy, że sędziowie nie są wystarczająco dobrzy. Nie wierzymy w ich umiejętności. Dlaczego akceptujemy, że pomyli się napastnik lub bramkarz zrobi jakąś głupotę, ale nie akceptujemy błędów sędziowskich? Ciągle mówimy o fair-play, ale sędziowie też mają prawo się mylić. Dziś stają się coraz mniej użyteczni. Czekają, aż decyzję podejmie za nich ktoś siedzący przed monitorem. To właśnie zabija futbol.

Michel Platini w trakcie wywiadu z Tomaszem WłodarczykiemMichel Platini w trakcie wywiadu z Tomaszem Włodarczykiem Łukasz Germaniuk

Jakie ma pan plany na przyszłość? Wróci pan do wielkiej piłki?

Zobaczymy. Nie chcę oglądać się za siebie. Patrzę w przyszłość. Nie żałuję niczego. Muszę pomyśleć. Znaleźć coś, w czym będę mógł się spełnić, ale też czuć, że jestem pożyteczny dla futbolu. Nie zrobię na pewno dwóch rzeczy - nigdy nie wrócę do Juventusu i nie będę się ubiegał o prezesurę w UEFA. Nie patrzę za siebie.

Za niecały rok wybory szefa francuskiej federacji piłkarskiej.

Nic w tej materii nie zdradzę. Rozmawiam z dziennikarzami 40 lat. Nauczyłem się, że to bez sensu mówić teraz o takich rzeczach.

„L'Equipe” napisała, że może pan zostać prezesem FIFPro (Międzynarodowa Federacja Piłkarzy Zawodowych).

Nie potwierdzam. Przyglądam się. Mam czas, bo wybory w tej organizacji są za dwa lata.

Co mógłby pan zrobić dobrego dla piłkarzy?

Nie ma sensu o tym mówić. Zawsze byłem liderem. Teraz jestem na aucie. Gdy byłem prezesem UEFA, mówiłem otwarcie, co chcę robić. Jeśli byłbym prezesem FIFPro, powiedziałbym panu, co chcę zmieniać. Teraz nie ma to najmniejszego znaczenia.

Jako wielki piłkarz, trzykrotny zdobywca Złotej Piłki, mógłby pan być prezesem-symbolem. Liderować tej grupie.

Zgadzam się. Ale piłkarze musieliby być zjednoczeni. W tym momencie tego nie wiem. Świetnie znam się z obecnym prezesem FIFPro Philippe Piatem, który odchodzi za dwa lata. Tak, rozmawiałem z nim o tej organizacji, ale nie podjąłem w związku z tym żadnej decyzji. W czerwcu skończę 65 lat. Nie muszę już nic na siłę udowadniać. Mogę spokojnie żyć na emeryturze. Jeśli jednak uznam, że znajdzie się jakieś miejsce, gdzie mogę zmienić coś na lepsze - zdecyduję się. To musi być ekscytujące wyzwanie. Mam dużo możliwości. Proszę pamiętać, że nikt nie da panu władzy, ot tak. Musi pan ją sobie wywalczyć.

Współpraca (język francuski): Krzysztof Marciniak (Canal+ Sport)

Zobacz wideo

Kalendarium sprawy Platiniego. "Ustna umowa", która okazała się bombą zegarową:

1998-2002: Michel Platini pracuje jako doradca FIFA. Zawiera ustną umowę z Seppem Blatterem, według której - jak zapewnia - miał zarabiać milion franków szwajcarskich rocznie.

Sierpień 1999: Platini podpisuje umowę na doradzanie FIFA. Jest tam wpisane wynagrodzenie w wysokości 300 tysięcy franków rocznie, a nie milion, bo Blatter tłumaczył - przekonuje Platini - że FIFA ma przejściowe problemy finansowe i gdy się z nimi upora, rozliczy się z pozostałej obiecanej ustnie części. Platini był przekonany, że w umowie ma 500, a nie 300 tysięcy. I gdy po latach ubiegał się o wyrównanie do wysokości obiecanej mu ustnie przez Blattera, oszacował zaległości FIFA na 500 tysięcy za każdy rok doradzania, a nie na 700 tysięcy które mu się należały według kontraktu. Poprosił o spłatę 2 milionów, a nie 2,8 miliona, co ostatecznie zadziałało na jego niekorzyść.

Luty 2010: Pierwszy raz prosi Marka Kattnera, odpowiedzialnego za finanse FIFA, o spłatę zaległości wynikających z ustaleń z Blatterem. Prośbę ponawia w czerwcu.

Styczeń 2011: Po raz kolejny prosi o spłatę długu - trzy miesiące przed wyborami w FIFA. Kattner mówi o prośbie Blatterowi. Blatter prosi, aby Platini wystawił fakturę.

17 stycznia 2011: Taka data widnieje na rachunku wystawionym przez Platiniego. Jest zaadresowany do Kattnera, na adres FIFA w Zurichu. Zatytułowany: „Re: salary payments 1998-9, 1999-0, 2000-1, 2001-2.” W treści Platini napisał: "Byłbym wdzięczny, gdyby została zapłacona mi pensja dotycząca czteroletniej pracy, która została odroczona przez ustną umowę.” Potem wyszczególnił kwoty w wysokości 500 tysięcy franków za każdy rok.

Luty 2011: Platini dostaje przelew.

Marzec 2011: Platini zostaje ponownie wybrany prezesem UEFA. W Paryżu udziela poparcia Blatterowi.

Wrzesień 2015: Michael Lauber, szwajcarski prokurator generalny, komunikuje, że bada płatność w wysokości 2 milionów franków od FIFA dla Platiniego.

Grudzień 2015: FIFA zawiesza Platiniego na osiem lat. W apelacji skraca karę do sześciu lat.

Maj 2016: Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu uznał ważność ustnej umowy zawartej pomiędzy Platinim i Blatterem. Jednocześnie wyraził brak przekonania co do zasadności płatności dokonanej z takim opóźnieniem i przy niezgadzającej się kwocie (2 a nie 2,8 miliona franków). Wyjaśnienia Platiniego uznał za niewystarczające. Zmniejsza zawieszenie do 4 lat.

Maj 2018: Dziennik „Le Monde” pisze o notatce szwajcarskiego prokuratora generalnego do prawników Platiniego, że były szef UEFA nie popełnił przestępstwa. Dwa dni później Platini wydaje oświadczenie: „Po trzech latach śledztwa biuro prokuratora generalnego przywróciło prawdę, oficjalnie potwierdzając, że nie zostały mi postawione żadne zarzuty, ani nie zostaną one postawione w przyszłości w związku z moją działalnością w FIFA”.

Październik 2019: Koniec zawieszenia Platiniego.

Michel Platini w trakcie wywiadu z Tomaszem WłodarczykiemMichel Platini w trakcie wywiadu z Tomaszem Włodarczykiem Łukasz Germaniuk

Więcej o:
Copyright © Agora SA