Rewolucja w systemie VAR. UEFA szykuje 12-centymetrową linię przed Euro 2020

UEFA chce ulepszyć system VAR już na Euro 2020. Jak dowiedział się Sport.pl, chodzi o wprowadzenie przy wyznaczaniu spalonego marginesu błędu, czyli szerokiej na 12 cm linii. Odpowiadający za piłkarskie przepisy IFAB może zatwierdzić zmiany w lutym. Nowe reguły weszłyby w życie 1 czerwca.

VAR - trzy litery, które wywołują w futbolu najgorętszą dyskusję od lat. System wideoweryfikacji irytuje szczególnie w Premier League, gdzie zadebiutował w tym sezonie. Tylko w świąteczno-noworocznych kolejkach byliśmy świadkami kilku poważnych kontrowersji. Głównie związanych z drobiazgową analizą pozycji spalonych. Wystarczy przywołać mecz Norwich - Tottenham (2:2) i spalonego odgwizdanego przy akcji Teemu Pukkiego. Sędziowie długo przyglądali się zapisowi wideo, aż wreszcie stwierdzili, że Fin miał za mocno wysunięte ramię i zdobył nieprawidłową bramkę.

W studiu "Match of the Day" zniesmaczenia nie ukrywał prowadzący Gary Lineker, zdecydowany przeciwnik VAR: - Znowu to samo. Kolejna nonsensowna decyzja. Jeśli rysujesz linie i kropki, a nadal nie jesteś pewien, czy jest spalony, przestań proszę podważać decyzję arbitrów na boisku. Absurd - grzmiał prezenter.

Anglicy korzystają przy analizach z systemu Hawk Eye, który od lat sprawdza się w tenisie. Ale na korcie jest łatwiej. Nie ma wątpliwości, gdy piłka nawet minimalnie wylatuje poza linię, bo w ruchu jest tylko jeden obiekt - żółta piłeczka. W futbolu sytuacja jest o wiele bardziej złożona. Mamy co najmniej cztery ruchome punkty odniesienia - podającego, piłkę, przyjmującego i ostatniego obrońcę. Arbiter VAR, który zasiada w Anglii w centrum dowodzenia w Stockley Park (tzw. VAR Hub), musi nałożyć markery, używając wszystkich dostępnych kamer na stadionie, aby program wyznaczył linię ostatniego obrońcy (niebieską) i napastnika (czerwoną). W przypadku spalonego Pukkiego musiała być jeszcze dorysowana przerywana linia pomocnicza, która wskazała na minimalnie wysunięte ramię napastnika Norwich.

I tu jest pies pogrzebany. W Premier League to już gra pikseli, laboratoryjna robota, dlatego decyzje VAR wywołują taki absmak. Protokół IFAB mówi, że system powinien interweniować jedynie w przypadku "jasnych i oczywistych" błędów sędziów boiskowych. Spalone o włos – wystający bark, kolano, kawałek buta, a nawet część pięty odwróconego tyłem do bramki zawodnika - czy to "jasny i oczywisty" spalony? Czy jednak zbędna pedanteria? Kibice, eksperci, kluby, a nawet sami sędziowie twierdzą: "Nie o to chodziło".

Prawda czasu, prawda ekranu. Nie taki VAR idealny

W otwierającej sezon kolejce Manchester City podejmował West Ham, a jeden z goli "The Citizens" został anulowany, bo stwierdzono, że Raheem Sterling był na spalonym: o 2,4 centymetra! Obrońcy obecnego systemu powiedzą: "Spalony to spalony". I to byłoby słuszne podejście, gdyby dało się z absolutną pewnością wybrać moment podania piłki. Sędziowie VAR korzystają z obrazu z kamer produkujących 50 klatek na sekundę - czyli każdy kolejny obraz powstaje co 0,02 sekundy. Rozstrzygając o spalonym arbitrzy VAR wybierają klatkę, na której widać pierwszy kontakt podającego z piłką.

Jeśli klatka A pokazuje np. stopę choć trochę odstającą od piłki, wybiera się klatkę B. Jednak faktyczny kontakt następuje gdzieś pomiędzy A i B. "Mail on Sunday" przeprowadził eksperyment, z którego wynika, że jeśli Sterling biegł w tamtej sytuacji z prędkością 25 km/h, to w mgnieniu oka, pomiędzy A i B właśnie, przesunął się o 13 cm! Gdyby poruszał się z rekordową prędkością zanotowaną w ostatnim sezonie Premier League (35 km/h), między klatkami wysunąłby się przed obrońcę o 38,8 cm! To wszystko przy założeniu, że sędziowie VAR idealnie nakreślili punkty odniesienia - a jak mówią nam czołowi polscy arbitrzy (w Ekstraklasie korzystają z niemal identycznego systemu - EVS), o drobny błąd przy rysowaniu nie jest trudno. Najbardziej stykowe sytuacje można spokojnie narysować w dwóch wersjach: spalony był lub nie. Po prostu ludzkie oko jest zawodne. Dlatego Ekstraklasa długo broniła się przed wprowadzeniem linii spalonego. Ostatecznie ta pojawiła się w październiku ubiegłego roku.

Ratunek o szerokości linii boiska

Wprowadzenie marginesu błędu miałoby usprawnić działanie wideoweryfikacji. W sytuacjach, w których dziś VAR bada akcję jak pod mikroskopem, faworyzowana byłaby gra ofensywna. Obecnie grubość linii rysowanej od ostatniego obrońcy wynosi kilka milimetrów (jest powiększana w transmisjach tv), a po nowelizacji przepisów linia miałaby 12 cm szerokości. Czyli tyle, ile linie boiska.

Po grudniowych obradach Komitetu Wykonawczego UEFA szef europejskiego futbolu Aleksander Ceferin ostro wypowiedział się na temat działania VAR. - Wystarczy, że masz za długi nos i już możesz spalić akcję - krytykował. UEFA od kilku miesięcy myśli nad nowym rozwiązaniem i już przedstawiła je kilku federacjom. W wywiadzie, który opublikujemy na Sport.pl w najbliższych dniach, Ceferin uderzył w podobne tony: - Nie może być tak, że technologia, która miała ustrzec sędziów przed popełnianiem błędów, pogłębia kontrowersje. Jestem w stanie zaakceptować, że arbiter czasami źle oceni sytuację, ale nie gdy doprowadza do tego narzędzie, które miało być dla niego wsparciem. Nie o to w tym wszystkim chodziło. Zaznaczam jednak, że nie jestem przeciwnikiem VAR. Na pewno od niego nie uciekniemy. W jakiejś formie będzie w futbolu już zawsze. Ale trzeba go udoskonalić - powiedział prezes UEFA w dużej rozmowie ze Sport.pl. To jasny sygnał do zmian.

IFAB omawiała działanie VAR-u na spotkaniu 3 grudnia. BBC poinformowało, że federacje mające głos w radzie - angielska, irlandzka, szkocka i walijska – są zdecydowane na usprawnienie systemu. Piłeczka jest więc po stronie FIFA, która ma w tej organizacji kolejne cztery głosy. Zmiany w przepisach następują, gdy "za" jest co najmniej 3/4 członków – zatem potrzeba minimum sześć głosów. Czy pomysł UEFA ma zatem szansę powodzenia? Ceferin i szef światowej federacji, Gianni Infantino, nie żyją w najlepszych stosunkach. "The Times" napisał we wtorek, że FIFA ma własny pomysł na zmianę piłkarskich zasad. Obowiązywałby on wszystkich, nie tylko 25 lig z funkcjonującym VAR – zobligowanych do stosowania protokołu IFAB. Projekt FIFA oznaczałby największą ingerencję w reguły wyznaczania pozycji spalonej od 30 lat, kiedy w 1990 r. zdecydowano, że można kontynuować grę, jeśli napastnik jest na równi z ostatnim obrońcą – wcześniej musiał być za nim. Zmiana faworyzowałaby grę ofensywną. Spalony byłby dopiero wtedy, gdy napastnik byłby o tyle bliżej bramki niż ostatni obrońca, że byłby między nimi "wyraźny prześwit".

Decyzja należy do FIFA

Pytanie, czy proponowany przez UEFA margines błędu czy przez FIFA "wyraźny prześwit" faktycznie eliminowałby wątpliwości. Wciąż musielibyśmy polegać na stopklatkach. Ile centymetrów spełniałoby wymogi "wyraźnego prześwitu"? A piłkarz mógłby tak samo wystawać 2,4 centymetra, jak Sterling przeciwko WHU, poza pogrubioną linię. Zmieniałyby się tylko punkty odniesienia.

IFAB obraduje 29 lutego w Belfaście i to wtedy mogą nastąpić usprawnienia związane z VAR-em. Nie tylko z linią spalonego, ale także całym systemem komunikacji. Dziś obraz, który podczas meczu wyświetlany jest na monitorach telewizorów, nie może być pokazany na telebimach na stadionie. Nie ujawnia się też komunikatów audio od arbitra. Premier League była przeciw takim ograniczeniom, ale jedyne, na co mogła sobie zgodnie z przepisami pozwolić, to dokładniejszy opis badanej sytuacji na ekranach, np. "Sprawdzanie karnego – prawdopodobne zagranie ręką".

Możliwe, że więcej na temat ewentualnych zmian czołowi sędziowie dowiedzą się podczas zgrupowania UEFA Elite na Majorce (26-30 stycznia) oraz FIFA w Lizbonie, rozpoczynającego się 2 lutego. Na obu będzie nasz najlepszy arbiter – Szymon Marciniak.

Jeśli przepisy zostaną zmienione pod koniec lutego, wejdą w życie 1 czerwca. To oznacza, że po raz pierwszy VAR po nowemu zobaczymy podczas EURO 2020, które startuje 12 czerwca.

Czy wiesz, że...?

+ W Premier League po wprowadzeniu VAR skuteczność słusznych decyzji sędziów w kluczowych momentach meczu wzrosła z 82 do 91 procent.

+ Sytuacja z meczu Tottenham-Sheffield United, po której anulowano gola Davida McGoldricka, była analizowana przez 3 minuty i 45 sekund. Ostatecznie uznano, że stopa Johna Lundstrama minimalnie wystaje przed kolano Erica Diera.

+ W poprzednim sezonie Bundesligi, drugim z VAR, system interweniował poprawnie 82 razy zmieniając złe decyzje sędziów głównych. W dwóch przypadkach zarówno VAR jak i sędzia podjęli złe decyzje.

+ Czas gry netto w Bundeslidze w erze VAR wzrósł z 55 minut i 37 sekund (2016/17) do 57 minut i 50 sekund (2018/19). W Premier League, która szczyci się płynnością meczów, grano w minionych rozgrywkach średnio tylko o kilka sekund więcej niż w Bundeslidze. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.