"France Football" wymyślił dla Leo Messiego nowe słowo. Argentyńczyk wspomniał o końcu kariery!

"Messix" - napisał "France Football", łącząc Messiego z liczbą zdobytych Złotych Piłek. Argentyńczyk może wygrywać ten plebiscyt co roku. Niejasne kryteria głosowania tylko do tego zachęcają. Szczególnie w roku, w którym brakuje oczywistego kandydata. A sam laureat, na zakończenie wspomniał o zbliżającej się emeryturze.

Zasady wybierania najlepszego piłkarza świata w danym roku są bardzo ogólne. Można spojrzeć na statystyki i wskazać najskuteczniejszego, przez wzgląd na wywalczone z drużyną trofea można zagłosować na jej lidera, można uznać, że ktoś jest najlepszy, bo bardzo długo nikt nie mógł go okiwać, albo - przeciwnie - docenić napastnika, który potrafi minąć trzech w jednej akcji. Można wesprzeć rodaka, a przy okazji jeszcze zagłosować przeciwko jego najgroźniejszym rywalom. Do tego wszystkiego dochodzi rozpoznawalność, gra w oglądanej lidze, utrwalenie nazwiska w głowach słabiej zorientowanych głosujących, marka, renoma, zwykła sympatia. Wreszcie - "całokształt kariery", jak ujęli to w tym roku organizatorzy, by pod ocenę dało się podpiąć już absolutnie wszystko.

Leo Messi czaruje, ale Barcelona już ma nową wschodzącą gwiazdę [WIDEO]

Zobacz wideo

Brak kandydata doskonałego

Mimo to, nie rozumiem deprecjonowania znaczenia Złotej Piłki. To jaką dyskusję wywoływał każdy przeciek też świadczy o jej wartości: Włosi przez kilka tygodni utrzymywali, że wygra Cristiano Ronaldo, bo do Turynu przyjechali dziennikarze "France Football", by zrobić z nim duży wywiad. Kilka dni przed galą na Twitterze olbrzymią popularność zyskała kartka z nazwiskami i liczbą głosów. Fałszywa jak się okazało. Później wróżono z ułożenia rezerwacji miejsc: Lewandowski, Messi i Van Dijk siedzieli obok siebie w pierwszym rzędzie, więc sądzono, że tak też będzie wyglądać podium.

Można było w to uwierzyć. Podobnie jak w dziesięć innych wariantów pierwszej trójki. Po pierwsze dlatego, że po kilku kuriozalnych decyzjach w przeszłości mało co może jeszcze zaskoczyć, a po drugie był to taki rok, że brakowało oczywistego kandydata.

Zaczynając od samego zwycięzcy: Messi miał już lata zdecydowanie lepsze. W tym sezonie nie wygrał nic poza mistrzostwem Hiszpanii, poległ w Lidze Mistrzów i w finale Pucharu Króla. Licznie reprezentowani piłkarze Liverpoolu poza sukcesem w Champions League nie mieli nic więcej, bo w kraju rządził Manchester City. A i wskazać spośród nich jednego wyróżniającego się zawodnika było trudno, więc głosy rozłożyły się na każdego po trochu. W ofensywie mniej niż sezon wcześniej zależało od Mohameda Salaha, więcej od Sadio Mane, a równie ważni dla poprawienia gry w obronie byli van Dijk i Alisson. Obaj w ostatnich miesiącach byli jednak słabsi.

Lewandowski - odwrotnie. Wciąż się rozpędzał, ale najefektowniejsze rzeczy zrobił już po zakończeniu głosowania. Z Bayernem wygrał ligę i Puchar Niemiec, ale odpadł już w 1/8 Ligi Mistrzów. Dla Cristiano Ronaldo nawet trzecie miejsce wydaje się zbyt wysokie po sezonie, w którym zdobył tylko mistrzostwo Włoch i wciąż niewiele znaczącą Ligę Narodów.

Lionel Messi zdobył szóstą Złotą Piłkę

Uśmiechnąłem się, gdy przeczytałem zdanie Ernesto Valverde z konferencji prasowej przed meczem FC Barcelony z Atletico Madryt. "Dajcie tę Złotą Piłkę Messiemu i problem rozwiązany". Powiedział to trochę na odczepnego, już delikatnie znudzony kolejnym pytaniem. Trafił jednak w sedno. Jeżeli w danym roku nie ma piłkarza, który jest królem strzelców swojej ligi, poprowadził zespół do finału Ligi Mistrzów, mistrzostwa, może jeszcze reprezentacji do jakiegoś prestiżowego trofeum, to wybór Messiego zawsze będzie odpowiedni. Bo to piłkarz dotknięty bożym palcem. Utalentowany. Tak obiektywnie najlepszy. Gotowy wykonać akcje, których nie przeprowadzi nikt inny. Najczęściej zmuszający do chwytania się za głowę. 

Rację miał drugi w tegorocznym zestawieniu van Dijk, gdy po finale Ligi Mistrzów stwierdził, że dopóki Messi jest aktywny, zasługuje na Złotą Piłkę. Żeby z nim wygrać trzeba mieć wymierne sukcesy, bo w wywoływaniu zachwytu i we wszystkim co niemierzalne, on jest najlepszy. Choćby dzień przed galą, przeciwko Atletico: wziął piłkę, rozpędził się, odbił ją sobie od Suareza, wpakował do bramki i dał Barcelonie zwycięstwo. A to wszystko wyglądało na proste, przeprowadzone po raz 123 w karierze w podobny sposób. Jego argumentem zawsze też będą liczby. Od dziesięciu sezonów strzela po minimum czterdzieści goli! Do tego notuje po kilkanaście asyst. Złotą Piłkę zdobył już po raz szósty. Triumfował mając i 22, i 32 lata.

Pep Guardiola powiedział kiedyś, żeby nie zamykać Messiego w ramach słów i zdań, tylko go oglądać, podziwiać i cieszyć się, że gra na naszych oczach. Podziwiajmy więc. Tym bardziej, że po odebraniu nagrody wspomniał o zbliżającej się emeryturze.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.