Diego Maradona rozpętał szaleństwo. Miał swój tron przy linii bocznej, a teraz chce odejść

Przybył, zobaczył, rozkochał - i jak zwykle odejdzie przed czasem. Diego Maradona po ledwie ośmiu meczach chce przestać być trenerem Gimnasii La Plata. Z lojalności wobec prezesa klubu, który traci władzę.

Szykowali mu trony przy boisku. Produkowali pamiątki jak dewocjonalia, uwieczniali jego tańce w szatni, zapełniali dla niego trybuny. Kibice rywali wyśpiewywali mu hołdy pod oknami hotelu. W transmisjach ligowych jedna kamera była skierowana cały czas tylko na niego. To było kilkanaście pięknych tygodni, ale festiwal Diego Maradony w lidze argentyńskiej właśnie dobiega końca.

Łukasz Piszczek zdradza kulisy swojej kariery [WIDEO]

Zobacz wideo

W poniedziałek Maradona ze łzami w oczach ogłosił piłkarzom Gimnasia y Esgrima La Plata, że będzie musiał się z nimi rozstać. Prezes Gabriel Pellegrino, który go zatrudniał w La Placie, nie stanie do nowych wyborów w klubie, zaplanowanych na najbliższą sobotę. Maradona chciał być lojalny wobec niego. Nie wiadomo jeszcze, kiedy dokładnie odejdzie. Trwają negocjacje i próby przekonania Diego, żeby zmienił zdanie. Ale Maradona zawsze odchodzi przed czasem.

Tour de Maradona: Emiraty, Brześć, Sinaloa i La Plata – w dwa lata

Poprzedni kontrakt, w meksykańskim Dorados de Sinaloa zerwał z powodu kłopotów ze zdrowiem. A po wakacjach już był na tyle zdrowy, żeby ratować Gimnasię przed spadkiem. Do Dorados z kolei trafił niedługo po tym, jak się wymigał od pracy w Dynamie Brześć. Był tam prezesem, podczas groteskowej prezentacji wjeżdżał do miasta gigantycznym wojskowym samochodem. A potem doszedł do wniosku, że jednak nie nadaje się na prezesa, woli być trenerem. I pojechał do Meksyku. Wytrwał dziewięć miesięcy. W Gimnasii – niecałe trzy.

Przez ostatnie dwa lata pracował w czterech różnych światach: trenował drugoligowe Al-Fujairah ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, zakwaterowany w luksusowej posiadłości z własnym zoo (dostał od prezesa lwa na własność, ale oddał, trochę się bał). Potem ściągnęli go na maskotkę do Brześcia, pod granicę Białorusi z Polską. Stamtąd ruszył do Sinaloy, królestwa potężnych karteli narkotykowych. I wreszcie do La Platy. A jeszcze po drodze przemknął przez mundial w Rosji, przyciągając wszystkie spojrzenia i mdlejąc na trybunach z upudrowanym nosem. Maradona wszędzie gdzie się ruszy, przyciąga tłumy i podnosi temperaturę. Ale to co się działo teraz w Argentynie miało jednak szczególny smak. To był wielki powrót Diego do ojczyzny i do ligi. Maradona trenował wprawdzie kadrę w eliminacjach do mundialu 2010 i w turnieju finałowym, ale argentyńska reprezentacja coraz bardziej się od ludzi oddala, kiedy może gra zagranicą, bo tam czekają wielkie pieniądze. A teraz, jesienią 2019, wrócił do Argentyny ten Maradona codzienny, którego można oglądać w każdej ligowej kolejce. Wrócił po 24 latach przerwy: poprzednio, w 1995, był trenerem Racingu. I oczywiście też odszedł przed czasem. Też z powodu prezesa, który tracił władzę w klubie.

Diego Cam i czapeczka z Chavezem

Tych kilkanaście tygodni w La Placie to było jedno wielkie niekończące się powitanie po latach. Na transmitowaną przez telewizję prezentację nowego trenera przyszło 25 tysięcy widzów, wśród nich piłkarze z innych klubów, np. Ignacio Fernandez z River Plate. Rywale przed meczami składali hołdy. Wzruszony trener River Marcelo Gallardo mówił Maradonie przy powitaniu: kocham cię, bracie. A na stadionie Gimnasii maskotki zaczęły w przerwach chodzić parami: do wilka, symbolu klubu, dołączyła maskotka Maradony, z siwą brodą, kolczykiem w uchu i czapką z daszkiem z klubowym herbem i numerem 10 (choć on sam od czasu do czasu wolał założyć do pracy czapeczkę na cześć Wenezueli, z małym portretem Hugo Chaveza i hasłem : Wszyscy jesteśmy Chavezami). Ale jeszcze większym szaleństwem były mecze wyjazdowe. Gdy Maradona pojechał z drużyną na pierwszy mecz do Cordoby, tłumy witały go już na lotnisku, a on mówił do nich: „Kocham to miasto! Przyjeżdżałem tu często z reprezentacją”. W Rosario, argentyńskiej stolicy pięknej gry, na ziemi Leo Messiego, Marcelo Bielsy, Cesara Luisa Menottiego, tłum pod hotelem śpiewał na jego cześć, wspominając epizod Maradony w barwach Newell’s Old Boys (pięć meczów w 1993 roku). A przed meczem działacze Newell’s wystawili przed ławkę rezerwowych tron dla Maradony. Zanim Diego zasiadł, złożył na oparciu autograf. Telewizja TNT w meczach Gimnasii miała Diego Cam: można było oglądać przez 90 minut tylko Diego przy ławce. Można go zresztą pooglądać nadal:

 

I co najlepsze: Maradona miał wyniki. - Mogę być tylko czarny albo biały. Szary, nigdy w życiu – mówił swego czasu o sobie. I wyniki takie były: żadnego remisu, tylko porażki albo zwycięstwa. Nie było może tych zwycięstw wiele: trzy w ośmiu meczach, wszystkie na wyjeździe, wszystkie z gradem goli. 4:2 z Godoy Cruz, 4:0 z Newell’s, 3:0 z Aldosivi. Ale we wrześniu Maradona przejmował drużynę, która w pięciu pierwszych spotkaniach sezonu zdobyła ledwie punkt i była ostatnia w tabeli. Teraz jest trzecia od końca, a w ostatnich pięciu kolejkach punktowała lepiej niż lider, Boca Juniors. Całkiem niezły bilans jak na trenera z taką opinią jak Maradona. A entuzjazm jaki rozbudził w kibicach Gimnasii – bezcenny. Nawet jeśli już w chwili jego przyjścia było jasne, że to się wszystko skończy nagle i dziwnie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.